kaminskainen kaminskainen
113
BLOG

Jak zostałem człowiekiem-legendą

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Zdarzają się wędkarze-legendy, o których głośno w całej okolicy. Kolega z pracy opowiadał mi o swym znajomku, który całymi dniami przesiaduje nad Baryczą. Zamyka swój warsztat samochodowy i jedzie nad rzekę. Sieje postrach wśród braci wędkarskiej, gdyż jego wyczyny wydają się niebywałe. On ZAWSZE wstrzeli sie w ryby, wyczuje wodę, przywabi jakieś leszcze i płocie i ich nałowi. Mogą nikomu nie brać od paru dni - a on przyjeżdża i łowi. Na jego pytanie, czy biorą (bo zawsze najpierw pyta, potem łowi), inni tylko machają ręką: w jego przypadku informacja ta nie ma żadnego znaczenia - i tak nałowi, zawstydzając innych i uświadamiając im boleśnie, iż wydawało im się tylko, że potrafią łowić ryby.

Niespodziewanie dla samego siebie sam stałem się w pewnej okolicy taką lokalną legendą. Tajemniczości dodało mi to, że pojawiłem się tam na tydzień, pozamiatałem - i wróciłem do Szczecina. I nigdy już mnie tam nie widziano.

Było to nad pewnym niewielkim jeziorze polodowcowym w dorzeczu Iny. Ojca szef miał tam domek wiejski na lato i nam go na tydzień udostępnił. Byłem już studentem i wolałem wypady z kolegami w góry, ale możliwość połowienia z łodzi skusiła mnie bez trudu - to było dla mnie wówczas coś nowego.

Zaraz następnego dnia po przyjeździe wstałem w miarę wcześnie i zabrałem się do łodzi. Jako że miałem delikatną, trzymetrową wędeczkę i nie znałem wody, postanowiłem poszukać drapieżników gdzieś wdłuż pasa trzcin, najlepiej w jakiejś zatoczce. Rozsiadłem się więc w tej łodzi i powiosłowałem wzdłuż brzegu w prawo, gdzie po chwili natknęłem sie na płytką zatoczkę. Zakotwiczyłem i w jednnym z pierwszych rzutów ułowiłem bardzo przystojnego szczupaka na kultową, perłową gumkę firma Mann's (taka pięciocentymetrowa imitacja rybki zbrojona pojedynczym hakiem z ołowianą główką). Nie mieliśmy tam ze sobą żadnej miarki (mieliśmy za to świnki morskie), więc nie znam dokładnych parametrów - ale ryba miała na pewno nieco powyżej 70 cm. Chwilę po niej miałem na kiju kolejnego zębatego, ale się spiął (czy też w ogóle się nie zaczapił). Porzucałem jeszcze trochę w głębi zatoczki, pociągałem za sobą przynętę a'la trolling (czepiały się okonki - w smudze zamieszanej wody za łódką) - po czym wróciłem na miejsce w glorii chwały. Bez wątpienia byłem bohaterem dnia.

Kolejnego dnia scenariusz się powtórzył, z tym że złowiony szczupak był nieco mniejszy - ale nadal ładny. Później było już słabiej, coś tam łowiłem, ale szczupaki z zatoczki najwyraźniej się wyniosły - szkoda, że ten duży z pierwszego dnia już się nie odzywał.

Nic wielkiego - nie znając wody i nie mając odpowiedniego sprzętu szukałem szczupaka tam, gdzie mogłem sobie połowić - i znalazłem. Wyniki także nie były jakieś spektakularne - ot, parę przyzwoitych rybek.

A jednak po latach szef ojca powiedział nam rzecz niebywałą. Tam wciąż mnie pamiętali jako Tego, Który Przyjechał z Daleka i Pokazał, jak się Łowi. Okazuje się, że w tym jeziorze nikt z miejscowych nie potrafi regularnie łowić szczupaków, że tam w ogóle wg. nich szczupaka "nie ma" - a takie sztuki, to oni nawet nie wiedzieli, że tam pływają!
Ale, panie, przyjechał tu raz taki jeden na tydzień i co dzień z łódki szczupaki ciągnął! O, takie!  - tu rozłożenie rąk na półtora metra.
Dopiero by się miejscowi zdziwili gdybym im pokazał, z jakiego miejsca te szczupaki wyciągnęłem! Z PŁYTKIEJ wody! A przecież duża ryba - to tylko na głębokiej wodzie!

Et cetera :)

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości