Ryba-legenda, którą pewien autor książek dla wędkarzy nazwał "Zagłobą naszych wód" (bo i tusza, i wąs sumiasty).
Po pierwsze ten rozmiar: nikt nie wie na pewno, jak wielki może być sum - pewne jest, że może mieć trzy metry i że nie jest to jakiś niebywały wyczyn, jak na suma. Inne książki podają, że sum dorasta nawet do czterech i pół metra. O takiej właśnie rybie opowiadał pewien nasz sławny łowca sumów, zasadzający się na te wspaniałe potwory głównie na Zalewie Zegrzyńskim: sum poholował jego dużął łódź jakąś godzinkę, po czym podjęto decyzję o zerwaniu linki. Wyjęcie takiej ryby na łódź przy pomocy dwóch osęk (rodzaj haków metalowych do wyciągania dużych ryb), które były na pokładzie (łowca był z kolegą, pełniącym tu rolę świadka potwierdzającego opisane zdarzenia) byłoby wyczynem brawurowym, stwarzającym przy tym poważne zagrożenie dla życia wędkarzy. Proszę sobie wyobrazić, że wciągamy na łódź siłą walczącego z nami konia, i na dodatek robimy to przy momocy haków wbitych w żywe mięso. Znajdą się chętni?
Nasi dziadkowie, którzy mieli okazję zaznać różnie pojmowanej ruskiej gościnności - czy jako Sybiracy, czy żołnierze - przywieźli stamtąd opowieści o żyjących choćby w Wołdze sumach pięcio- i sześciometrowych. Dziadek mojego kuzyna, wspomniany tu już oryginał i obieżyświat z przedwojenną maturą, miał nawet takiego suma widzieć: bydlę wciągało do wody psy i cielęta, aż w końcu wzięto je podstępem: odcięto mu drogę ucieczki palami wbitymi w dno, i po obniżeniu poziomu wody olbrzym był bezbronny. Z kolei dziadek pewnego znajomego ze Szczecina miał widzieć podobne monstrum zastrzelone przez sołdata serią z kałacha. Nie są to niestety dane naukowe, ale zbyt pochopnie bym ich nie lekceważył.
Ale nie tylko Rosja sumem stoi - Polska także. Co prawda zachodnia granica naturalnego zasięgu występowania suma przebiega blisko nas, bo przez terytorium Niemiec (znajdujemy się zatem na jej krawędzi), ale sumy odrzańskie należą z pewnością do największych. Nie przypadkiem pewien rosyjski zresztą przyrodnik XIX-wieczny, pisząc o osiąganych przez suma rozmiarach, podaje jako przykład czterystupięćdziesiąciokilowego suma złowionego w Odrze. Pisze także o przypadkach napaści sumów na płynące psy i inne zwierzęta lądowe, a nawet na dzieci - włącznie z takimi, które kończyły się utopieniem ofiary. Chyba więcej bardzo dużych, tj. dwumetrowych i większych sumów łowi sie w Wiśle, ale w Odrze pływają równie wielkie - także w dolnym jej biegu, gdzie mało kto ich szuka. Swego czasu, gdzieś chyba w głębokich latach 70-tych, w szczecińskiej prasie lokalnej opisano szczególne zdarzenie. Gdzieś w Odrze, bodaj i w okolicach Dziewoklicza, wykonywano jakieś roboty podwodne. W pewnym momencie nurek przy tym zatrudniony zauważył pływające wokół niego wielkie ryby, które jednak szczęśliwie nie przejawiały agresji. Miało je przywabić światło - nurek chyba coś spawał. Człowiek ten zdecydował się na czyn tyleż "barbarzyński", co i budzący podziw: w tej nowej, zdumiewającej sytuacji pochwycił jedną z przepływających tuż koło niego ryb za szczękę swoja azbestową, grubą rękawicą ochronną, i rozpruł jej nożem brzuch, dając przy tym sygnał do natychmiastowego wyjęcia go na powierzchnię. Ryba po zważeniu miała podobno 86 kg - niezły sumek. Obecny oficjalny wędkarski rekord Polski jest chyba wciąż mniejszy - a to był jeden z wielu sumów przywabionych tym światłem, prawdopodobnie spawarki.
Te sumy były spokojne, nie przejawiały agresji - ale odnotowano bodaj we Francji przypadek napaści suma na nurka, który miał jakąś robotę przy filarach mostowych. Nurek prawdopodobnie wtargnął do dziennej ostoi drapieżnika - co wzbudziło agresję suma. Podobno nurek ledwie uszedł z życiem. Mniej potwierdzone były opowieści o śmiertelnych ponoć wypadkach w odmętach rzeki Biebrzy, które miały mieć miejsce gdzieś we wcześniejszych dekadach PRL-u. Nie wiedomo ostatecznie, co tam zaszło, ale podobno się działo, podobno nurkowie odmawiali zejścia pod wodę. Prowadzono jakieś większe prace, które sumy miały nieco pokrzyżować.
Z cała pewnością natomiast zdarzają się wypadki, i to nawet śmiertelne, wędkarzom mierzącym się z sumami. Podobno (znów podobno - ale poruszamy sprawy z pogranicza mitów i legend, nie ma rady) zdarzenia takie mają miejsce co roku na modnych ostatnio, fantastycznych łowiskach włoskich i hiszpańskich. Pisałem, że granica zasięgu gatunkowego suma przebiega przez niemcy - ale sum wyśmienicie zaaklimatyzował się w ciepłych wodach wielkich rzek Południa Europy i rośnie w nich jak na drożdżach, występując przy tym w dużych ilościach (klasyczne opisy suma zawierały informację, że występuje w licznych rzekach i jeziorach, ale nigdy licznie - dziś jest to zatem informacja nieaktualna). Podobno nie mówi się o tym, jest to tajemnica poliszynela - ale wypadki zdarzają się, i to każdego roku. Może łowcy sumów nie chcą ściągać na siebie uwagi zawsze czujnych komisarzy europejskich, którzy zapewne by nas przed agresją sumów skutecznie uchronili, nakładając na nas swym zwyczajem gorset bezsensownych przepisów, chroniący nas przed wszelkim ryzykiem, przygodą i swobodą decyzji - czy inaczej, przed życiem, wolnością i własną żoną.
CDN.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości