kaminskainen kaminskainen
938
BLOG

Wielki okoń i wielki kleń dziadka S.

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Dziadek S. miał oczywiście i do ryb szczególną żyłkę i szczęscie. Jeśli wziąć całkiem na poważnie pewne jego opowieści i relacje, to jest on zapoznanym zdobywcą kilku rekordów krajowych - ot, choćby okonia i klenia. Zapoznanym, bo żadnych rekordów nie zgłaszał - zapewne nie znał ani oficjalnych rekordów Polski, ani nawet tzw. norm medalowych (które ja przekroczyłem bodaj trzykrotnie: jaziem, pstrągiem i szczupakiem, wszystko na spinning).

Kleń miał być złowiony na niesłychanie wówczas rybnej rzece Płoni, za mostkiem w Jezierzycach. Porównując wspomnienie tamtego miejsca z dzieciństwa z jego stanem dzisiejszym, mógłbym uronić łzę nad upadkiem tak sielankowego zakątka. A wyobrażenie sobie tego miejsca w latach 50-tych, gdy rzekami płynęło parokrotnie tyle wody, i gdy wszędzie wypasano gęsi i bydło - po prostu przekracza wyobraźnię, i to nie tylko moją, ale wyobraźnię w ogóle. Dziś już nikt nie jest sobie tego w stanie wyobrazić, z wyjątkiem tych, którzy to pamiętają. A pomyśleć, że mimo wszystko Płonia aż do dziś jest szczególnie piękną rzeką!

Dziadek S. prześladował klenie z rzeki Płoni na rozmaite sposoby - choćby łowiąc je na chleb ugniatany w kulki, którym najpierw zawsze trochę podnęcił. Gdy miejscowi takie dokarmianie podpatrzyli, to nakarmili klenie kulkami chleba z ukrytymi w nich zagiętymi szpilkami - niemal wszystkie okoliczne klenie przez to padły, a dziarska ludność zebrała je na starej węgorni, gdzie się zatrzymały.

Znakomitą okazją do połowienia kleni był oczywiście okres lotów chrabąszczy - brały nie tylko na żywego chrabąszcza, ale także na mały korek traktowany jak smużący woblerek powierzchniowy - tak jest, dziadek S. łowił tak w czasach, gdy mało kto śnił o woblerach, zwłaszcza kleniowych! Szczególnie aktywne były także podczas rójki dużej jętki, i dziadek S. i z niej skwapliwie korzystał.

Wracając do tego rekordowego klenia: padł za wspomnianym mostkiem i, co ciekawe, przynętę wziął z dna - a były nią dwa chrabąszcze na dużym, kutym haku. Co się po tym braniu działo, jest nie do opisania, sam dziadek S. nawet nie próbował podźwignąć tego tematu - a gawędziarzem był znakomitym. O holu swojego największego karpia wyraził się w ten sposób: od momentu zacięcia ryby, do chwili jej zlądowania na brzegu - czas jakby nie istniał. Zapewne podobnie było z tym kleniem. Podobno miał ponad siedem kilo - niestety nie zachowało się żadne zdjęcie. Nie podejrzewam jednek dziadka S. o fałszerwstwo - on mógł to i owo podbarwić, ale nie zmyśliłby sobie rozmiarów ryby...

Za to w przypadku okonia zachowało się nawet zdjęcie - jego młoda wówczas żona trzyma pięknego garbusa w zimowej scenerii. Okoń został złowiony z pod lodu na jez. Głebokim w Szczecinie, gdzieś w latach 50-tych. Miał grubo ponad pół metra i był niezwykle, wybitnie spasiony - to właśnie każe wnioskować, że niemal na pewno byłby rekordem krajowym w tamtych czasach, gdyby tylko go zgłosić.

Historia tego okonia zyskała po 50 latach zabawną puentę. Gawędziłem sobie przez internet z młodym wędkarzem szczecińskim, mieszkańcem dzielnicy Podjuchy. Od słowa do słowa, wyszło skądś przypadkiem, że jego dziadek pomagał w latach swej młodości w wyjęciu wielkiego okonia podlodowego z jeziora Głębokiego. Pomoc taka bywa przydatna, a nawet nieodzowna w przypadku, gdy konieczne jest poszerzenie przerębla. Dziadek S. wspominał, że uzyskał pomoc od jakiegoś młodego żołnierza, który był pod wielkim wrażeniem tej ryby. Pod tak wielkim, że aż jego wnukowie o niej opowiadają - bo wszystkie możliwe do odtworzenia dane się zgadzały. Dziadek S. tylko się na to uśmiechnął.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości