Z licznych opowieści Dzisdka S., który nie był moim dziadkiem, lecz mojego kuzyna, utkwiły mi w pamięci i takie.
Będąc w Samarkandzie, zaskarbił sobie wdzięczność jakiejś kobiety - nie wiadomo, jakim sposobem, sprawa była chyba niedopowiedziana. W każdym razie kobieta ta była mu ponoć aż tak wdzięczna, że wręczyła mu w podzięce dzbanek pełen złota i kosztowności. Ale Dziadek S. nie mógł przecież się z tym skarbem poruszać po Azji Środkowej i Rosji! Mógł go tylko stracić lub roztrwonić, albo jeszcze popaść z jego winy w tarapaty. Zakopał więc dzbanek w pewnym miejscu mniemając, że może jeszcze go kiedyś odzyska. Niestety nie było mu to dane.
Za to przebywając we wsi w głębi azjatyckiej części Rosji zaobserwował ciekawy zwyczaj ludowy. Był to rodzaj obrządku. Otóż gdy do placówki handlowej rzucano towar, miejscowe chopy odziane w gumoflice stawały grzecznie w kolejce i wykupowały, sławne nawet u nas, ruskie perfumy i wody kolońskie. Następnie utrącali szyjkę flakonu z perfumą o koło traktoru (nie było jeszcze gumowych opon rolniczych - koła były stalowe) - i pili "na zdarawie". Zachęcali też Dziadka S.: pij, Stiopa! Nie wiem, czy dał się skusić na degustację, czy jednak nie... Ale widać, że radził sobie dobrze w różnych środowiskach i kręgach kulturowych.
Nie wiem, czy każdy to odczuwa - ale wydaje mi się czymś niezwykłym i "metafizycznym" niemal fakt, że gdzieś, tam, w głębi Rosji i Azji, ktoś do dziś Dziadka S. pamięta i wspomina - bo nie wątpimy, iż był on postacią zapadającą w pamięć (przypomnę: był z dalekiej Polski, z każdym się dogadał, wszystko naprawił, wszędzie złowił rybę, i najpewniej też uchodził za Żyda - taki typ urody, nawet wybitnie "taki"). Albo, że ktoś odkopał ten dzbanek złota - i zastanawiał się, kto też go tam zakopał i co ten ktoś teraz robi.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości