kaminskainen kaminskainen
47
BLOG

Przedszkole II

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Chodzi o drugie przedszkole, do którego mnie przenieśli po zamknięciu pierwszego na czas remontu kapitalnego. I wszystko się zmieniło - nowi koledzy, koleżanki, nowe otoczenie. Choć pamiętam parę osób z pierwszego przedszkola, przeniesionych razem ze mną.

Zaraz na początku zakolegowałem się szczególnie z jedną Agnieszką i, co niezwykłe, aż do dziś pamiętałem jej nazwisko (i oczywiście nadal je pamiętam). Trafiłem raz na nią przypadkiem na naszej klasie, ale mnie nie pamiętała - i nic dziwnego, bo była w tym przedszkolu dosłownie z dwa tygodnie czy miesiąc - potem się widać przeprowadziła albo coś (osobliwość: w jej klasie licealnej, gdzie ją namierzyłem, było jeszcze kilka osób, które miałem okazję poznać tu czy tam - na obozie czy podwórku). Tym niemniej przez ten krótki czas byliśmy świetnymi kumplami. Mieliśmy już chyba po 6 lat.

Najlepszym sprzętem w tym przedszkolu była wielka, drewniana łódź ustawiona pod płotem - musiała mnieć co najmniej kilka metrów długości, no po prostu kolos! Było na niej dużo dobrej zabawy, na przykład w piratów. W zakątkach pokładu naszej łodzi łatwo było wyszukać małe szczeliny i dziurki, w które można było wtykać rozmaite skarby. Szczególnie dobrze pamiętam niezwykły eksponat, nad którym pieczę sprawowało dwóch kolegów; była to kuleczka ulepiona chyba z zeskrobanej skądś smoły, nadziana na słomkę tak, aby mozna ją było łatwo chować i wyciągać z zakamarków łodzi. Nie wiem, skąd skubańcy wzięli tę smołę - w każdym razie mogli uchodzić za szczęściarzy. Do dziś pamiętam podobną kulkę, którą ulepiłem sobie na działkach, a to dzięki temu, że zaraz za płotem mieliśmy nasmołowany słup trakcyjny. Kulka była wielkości dwudziestozłotówki z Nowotką i pobrudziła mi całe dłonie. Nigdy jej nie zapomnę.

Idąc od łodzi wzdłuż ogrodzenia z żywopłotem, wchodziło się na łagodne wzniesienie porośnięte trawą - było to wspaniałe miejsce do zbiegania, a w przypływie fantazji - do toczenia się po trawie. Na samej górze była boczna ściana sąsiedniego budynku, a w niej małe okienko - wielce tajemnicze okienko do świata zewnętrzengo. Jacyś koledzy opowiadali, że jak do niego podeszli, to kogoś tam zobaczyli i ten ktoś czy to coś do nich powiedział, czy też podszedł, czy tylko spojrzał - nieważne, tak czy inaczej wydarzenie było niebywałe i mrożące krew w żyłach. Wszyscy chcieliby coś podobnego przeżyć, ale niestety okienko zawsze okazywało sie puste czy też zasłonięte. Nie przeszkadzało nam to jednak rejterować spod niego tak, jakbyśmy tam ujrzeli ducha.

Istotnie, przebywał tam duch dziecinnej wyobraźni - jak wszędzie, gdzie było COŚ, coś schowanego za czymś lub w czymś, niedostępnego bądź zasłoniętego przed światem. Świat był tak wielki i niezrozumiały, tak obcy i pełen zgiełku, że strwożona wyobraźnia dziecka szukała sobie jakiejś przystępniejszej pożywki, jakby świata w miniaturze, odbitego w odłamku lustra, w maleńkiej soczewce. Chowane po kieszeniach kamyki czy kulki ze smoły (o, zgrozo naszych mam!) były po prostu Substancją - ich sekretne utrzymywanie w pewnych szczególnych miejscach było niczym innym, jak sprawowaniem pieczy nad dostępną nam, a i tak zadziwiającą i fascynującą, drobinką świata, do której mogliśmy zaglądać jak przez judasza.

Łatwo mi zarzucić, że nadbudowuję poetyckie obrazy do zwykłej dziecinady; ot, poczytał sobie Eliadego i Junga i konfabuluje. Ale do dziś pamiętam ten dreszcz fascynacji związanej z instalowaniem, a później 'obrzędowym' odsłanianiem niebka-sekretu, który jest wprost wymarzonym modelem i przykładem czegoś-w-czymś lub za-czymś, przesłoniętego i ukrytego, i będącego symbolicznym "zwierciadełkiem" - nieba oczywiście. To było dziecinne niebo czy dno naszej duszy. Nie ma w tym krzty przesady - tak było, w takich formach znajdowaliśmy rodzaj dziecinnego, duchowego spełnienia. Religioznawcy powiadają, że źródła każdej zabawy dziecięcej tkwią w sacrum, mają korzenie zapuszczone w zapomnianą glebę magii i niezwykłości. Ja uważam, że obie postawy mają po prostu wspólny grunt: fundamentalne zadziwienie ogromem niezrozumiałego świata, domagające się pilnego znalezienia jakiegoś organu czy sposobu, który pozwoli nam się z nim oswoić. Stąd "niebka" i sekrety przedszkolaków, pod względem swej duchowej i psychicznej morfologii, są bardzo bliskie małym, śmiesznym świętościom dzikich plemion, żyjących jakby w wiecznym świcie człowieczeństwa (jak to pięknie ujął był Ortega y Gasset). Dla nas ten niebywały świt mija wraz z pójściem do szkoły - dla nich trwa wiecznie.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości