Drodzy Czytelnicy!
Podniosły się ostatnio krzyki tzw. obrońców godności, twierdzących, jakoby wprowadzenie obyczaju Nagich Poniedziałków uwłaczało ich godności. Z żalem i troską muszę stwierdzić, że głosu użyczyła im wysokonakładowa gazeta uchodząca za opiniotwórczą - a jak wiadomo, prestiż i jakość rynku tytułów opiniotwórczych jest tym, co szczególnie leży nam na sercu. Wpuszczanie na swe łamy osób nie rozumiejących czasów, w których żyją - osób nie rozumiejących ducha nowoczesnej tolerancji i afirmacji - osób posługujących się klasyczną, odstręczającą mową nienawiści, lęków i fobii - jest dla poważnego tytułu ogromnym ryzykiem. I stąd to nasze zmartwienie, stąd nasza paląca troska - której dajemy wyraz w znakomitych artykułach i wywiadach zamieszczonych w dzisiejszym numerze Różowego Sztandaru.
Ale są także inne głosy - to głosy ludzi być może intuicyjnie rozumiejących wyzwania naszych czasów, którzy jednak jeszcze nie do końca zdołali przemóc w sobie tradycyjne lęki, fobie i obsesje katolickiego zaścianka. Osoby akceptujące kierunek zmian, rozumiejące ich głęboką, historyczną konieczność - ale nie radzące sobie z utajonymi, głębokimi pokładami tradycyjnych obsesji i nietolerancji. I tym osobom należy koniecznie podać rękę - i już jej nie puszczać. Należy je tak intensywnie tolerować, choćby kierując się zaleceniami Różowego Katechizmu Tolerancji - aż one same dosięgną wyżyn tolerancji i afirmacji. W początkowej fazie tego pięknego procesu przydatne bywają przykre w swej istocie środki niezbędnego przymusu, takie jak groźba utraty prawa do opieki nad dziećmi - w końcu jednak, wierzcie mi moi drodzy, następuje całkowicie wyrzeczenie się uprzedzeń i obsesji, połączone z radosną, twórczą akceptacją wielkich wyzwań i zadań naszej epoki - którą śmiało określamy mianem Epoki Miłości i Tolerancji.
Są też wzruszające, i jakże budujące głosy ludzi, którzy zwracają się do nas o pomoc i poradę. Widać w nich wielką siłę i pragnienie, by wyzwolić siebie i swe otoczenie z resztek tradycyjnych fobii i obsesji - i ogromne, rzekłbym zaciekłe zaangażowanie w walce o tolerancję w sobie i wokół nas. I tak Pani Maria, pedagog szkolny, opisuje swe sukcesy w szerzeniu tolerancji i zwalczaniu zabobonu, ale również dzieli się goryczą porażek, nad którymi jak ciemny obłok zawisa pytanie "co robić?". I my Pani Marii podpowiadamy, co robić, aby pochód wyzwolenia i tolerancji nie miał końca. Z kolei Pan Marek, radośnie akceptujący wyzwania i nakazy naszych czasów, próbuje coś zaradzić na problemy swych kolegów, którzy narzekają na erekcję. Panie Marku - rozwiązanie problemu jest w tym przypadku jedno: unaocznienie Pańskim kolegom, że nie ma tu żadnego problemu. Problem Pańskich kolegów polega na tym, że widzą rzecz jako problem - dowodzi to co prawda pozostawania pod pewnym wpływem tradycyjnych zachamowań i obsesji, ale wpływem na tyle nikłym, że łatwym do przezwyciężenia. Można kolegom pomóc - choćby strofując ich żartobliwie, lub też wyrażając podziw, angażując w to najlepiej koleżanki z biura. Z czasem każdy się przekona, że erekcja jest czymś naturalnym, a utrzymujące się poczucie tzw. wstydu z jej powodu może dowodzić niebezpiecznych, ukrytych skłonności i cech ogólnie brzydkich. A o to nikt nie chce być podejrzewanym, prawda?
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości