kaminskainen kaminskainen
1057
BLOG

Bolenie na muchę

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Polski muszkarz wciąż kombinuje, gdzie by tu sobie połowić ładne ryby na muchę. Żeby tak pobrodzić gdzieś parę godzin, pomachać porządnie sznurem, i zaczepić kilka ryb w przedziale 40-50 cm - okazuje się to często marzeniem ściętej głowy. Jedna okazja to już wspominana Jętka - rójka wielkich jętek, szczególnie na Pomorzu pozwalająca się dobrać z suchą muchą do dużych pstrągów. Druga okazja to wizyta belon na płyciznach bałtyku - ale te mi trochę obrzydły od czasu, gdy zaczęły przyciągać tłumy mięsiarzy łowiących te wiotkie rybki pancernymi spinningami, i zostawiających po sobie na plaży rozdeptane rybie flaki. To po prostu musi zniechęcać.

Oczywiście można jechać na odcinki specjalne czy łowiska komercyjne, ale przecież lepiej jest "na dziko" - kombinowałem więc dalej i wykombinowałem, że na Zalewie Mietkowskim powinny dać się łowić bolenie. Woda tam teraz wysoka i bolki powinny bić w tegoroczny narybek, w te maleńkie przecinki, które roją się przy zalanych trawach i krzakach, na wodzie do kolan. Tam właśnie powinny buszować mietkowskie bolenie. I faktycznie - buszują. Już na miejscu dowiedziałem się, że gdy woda opada - bolenie gdzieś przepadają, idą na pełną wodę. Ale przy wysokiej wodzie harcują na rozlewiskach. Nie wiem, czy ktoś je już próbował łowić na muchę - u nas mucha na wodach nizinnych i stojących raczkuje, wciąż króluje przekonanie, że jak mucha to tylko góry, liepienie i pstrągi. Ja wielkim łowcą boleni nie jestem, ale zawsze gdy się wybrałem na jakieś odrzane i kanałowe wody z muchówką na klenie, to ostatecznie kończyłem na tropieniu boleni, nierzadko z jakimś tam skutkiem. Nie były to wielkie ryby, ot nieco ponad 40 cm.

Zwodowałem się na Mietkowie od strony, gdzie jest pełno wysp i kęp, na których lęgną się ptaki. Nieustanny wrzask mew, rybitw i wszelkiego wodnego ptactwa - po prostu niemożliwy! Ale z czasem się przywyka. Od momentu wejścia do wody brodzę nieustannie przez parę godzin, co właśnie daje to szczególne, znane muszkarzom poczucie oderwania, przebywania w innym świecie: wokół tylko zmarszczona lekką falką woda, niebo i zalane krzaki, tu i tam wysepki z drzewami. Praca muchówką na dłuższą metę uciążliwa - staram się rzucać daleko i ściągać muchy szybko. Im większa mucha, tym szybciej trzeba ją ściągać. Bolenie mało aktywne, tu czy tam jakis uderzy, ale zdecydowanie, jak na mój gust, zbyt rzadko. Chyba lepiej jest w tym czasie rozglądać się wokół, nieco powędrować, ewentualnie próbować złowić namierzoną już rybę, która przypadkiem uderzyła w pobliżu. Wszystko się zmienia po godzinie 20, bliżej nawet 21 - co chwilę widać ataki boleni, widać że ryb jest wiele - może podeszły z pełnej wody, a może po prostu wylazły z krzaków i zalanych traw?

W każdym razie to jest ten czas. Gdy któryś bolek walnie w pobliżu - natychmiast tam rzucamy muchę i szybko ją ściągamy. Ja w każdym razie ściągałem szybko, bo łowiłem na całkiem niemałego (kilka centymetrów długości) zonkerka z białego królika, uwiązanego na krótkim haku, jak mała mucha szczupakowa (tak był pomyślany). Mam pobicia, widzę że bolenie ścigają moją przynętę (zostawiają charakterystyczną falę na wodzie, czasem pokażą płetwę, jak rekin) - ale ostatecznie łowię tylko jednego. W domu dokręcam parę much na podstawie nowych doświadczeń, a także wygrzebuję z pudełka maleńkie muchy tubowe ukręcone na jazie polujące na narybek płoci - będą jak znalazł, uzbroję je w chwytną kotwiczkę i nie powinno już być pustych brań.

Kolejnego dnia wszystko układa się podobnie, na dobre żerowanie czekam do ósmej wieczorem, choć i wcześniej tu i tam coś chlapnęło, nawet miałem jedo branie. Jednak metoda z poprzedniego dnia jakby nie działa - bolenie ścigają muchę, ale nie biorą. W końcu jednak jeden się czepił - wziął w momencie, gdy zmieniałem miejsce, pozwalając w tym czasie muszce bujać się w wodzie za trawami. Zawsze warto trzymać muchę w wodzie - branie potrafi nastąpić w najgłupszym momencie... Potem była jeszcze chwila intensywnego żerowania, ale nie zdążyłem już tego dnia żadnego bolenia złowić. Być może trzeba było próbować na mniejszą, wolniej prowadzoną muchę, być może spróbować suchej (też działa) - być może, ale trudno wszystkiego naraz spróbować - czasu jest niewiele a bolenie biją niekiedy parę metrów ode mnie, podnosząc adrenalinę. To też nie sprzyja chłodnej kalkulacji i rozważaniom taktycznym - łowi się tym, co się ma akurat uwiązane, bo trzeba muchę podać w miejsce, ale i "w sekundę".

W końcu następował moment, gdy rozlewiska cichły i wędkarski nos podpowiadał, że żadnych brań już nie będzie. Spoglądałem na zegarek - była godzina 21:47. I w sobotę, i w niedzielę. W tygodniu jeszcze do tych bolków wrócę - sam je sobie wymyśliłem, i sam muszę sobie ten temat jak najlepiej rozpracować, co zaprocentuje w przyszłości. Nizinna mucha w wodzie stojącej spodobała mi się - włączam mietkowskie bolenie do moich corocznych święt muszkarskich, obok jętki na przełomie maja i czerwca i świetnej pory lipieniowej na początku października, gdy na wodzie pojawiają się pierwsze opadłe liście, ale, co ważne, jeszcze nieliczne.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości