Ktoś musiał zrobić na mnie doniesienie, bo przyszli się mną dziś rano zaopiekować. Gdy tylko się obudziłem, jak zwykle przed siódmą, baba z naprzeciwka gapiła się przez okno. Ta sama, która zrobiła mi kiedyś awanturę, że dziecko mi się wychyla przez okno - że co ja, gazet nie czytam, telewizji nie oglądam i nie wiem, że są wypadki? Żona zbaraniała i coś zaczęła tłumaczyć, że wszystko jest pod kontrolą. Ja byłem wzgardliwy, ale chyba dalece zbyt subtelny - babsko nie traciło rezonu.
W każdym razie po wejściu dwóch urzędników do pokoju baby już w oknie nie widziałem. Urzędasy miały zmęczone twarze biuralistów, które jakby zwieńczały kiepskie, służbowe garniaki. Drzwi otwarli kluczem.
Nim zdążyłem się odezwać, urzędnik przemówił w te słowa:
- Proszę się nie denerwować, żyje pan w państwie przyjaznym i opiekuńczym. Nie przyszliśmy zatem pana nękać czy aresztować - przyszliśmy roztoczyć opiekę nad pańską rodziną. Celowo wybraliśmy moment, gdy przebywa pan sam w domu - no nie może pan powiedzieć, że zaglądamy panu do łóżka!
Tu chrząknął znacząco.
- Bo widzi pan - ciągnął - nadrzędną wartością jest oczywiście wolność i demokracja, ale obowiązują nas także pewne reguły...
- Macie fajne reguły, ale ja mam inne zainteresowania - uciąłem.
- No właśnie, i to nas martwi. Nasza wizyta jest wyrazem tej głębokiej troski państwa o obywatela. Innym wyrazem naszej łagodności i troski jest to, że nie aresztujemy kłopotliwych obywateli ani nie poddajemy ich reedukacji tylko - roztaczamy nad nimi opiekę...
- Opiekę? Kłopotliwych obywateli?
-Tak, kłopotliwych. Bo widzi pan, niech pan pomyśli co by było, gdyby tak każdy pieszy jak pan przechodził sobie na czerwonym świetle tylko dlatego, że nic nie jedzie i stanie w tych okolicznościach uważałby za rzecz bezsensowną?
- Po pierwsze, nie robi tego każdy, większość ludzi udało wam się wytresować. Większość, wspomniani "wszyscy", tego nie robi i nie będzie robić. Po drugie, to że nie stoję na czerwonym świetle, gdy w promieniu kilometra nic nie jedzie, nie jest wyłącznie nerwową reakcją na bezsens stania. Ja nie chcę być obywatelem wytresowanym. Ludzie, których nauczycie robienia bez pytania i zastanowienia rzeczy bezsensownych, na przykład stania na światłach przed pustą jezdnią, zrobią w końcu wszystko, co im każecie. Będziecie mieć armię posłusznych "obywateli", istne społeczeństwo obywatelskie, stado idealne. Mi się to nie usmiecha, co może panom trudno zrozumieć, ale przejdźmy nad tym do porządku. A po trzecie i najważniejsze - oszczędzając w ten sposób dziesięć minut dziennie - zyskuję czas, życie zyskuję. I proszę zwrócić uwagę - ja za to płacę. Gdy tylko złapią mnie mundurowi - płacę bez mrugnięcia okiem, bo mi się to opłaca. Nie kryję przed policją swoich motywów, mówię w takich sytuacjach, że kupuję sobie dodatkowe godziny i doby życia, które państwo każe mi marnować stojąc na światłach. Często się uśmiechają, rozbrajam ich tym. Wiedzą, że będę nadal robił to samo. Więc pytam - w czym problem? Czy to nie jest uczciwy układ? Okupuję swoje zyskane nielegalnie godziny życia kolejnym haraczem odprowadzanych do kasy waszego państwa. Ales klar! I w czym problem?
- No widzi pan, pan nic nie rozumie, jak dziecko we mgle. Nie zadbano odpowiednio wcześnie o pańską edukację i...
- Tak, wiem, nie czytałem gazet i nie oglądałem telewizji. Dziękuję, zostanę przy swoim. Nikogo nie krzywdzę, nikogo mój zysk godzin nie boli i w nikogo nie godzi - nawet w państwo, które zyskuje dodatkowe złotówki.
- Jak to pan nie godzi! Godzi pan w ład powszechny, który my stworzyliśmy! Pan łamie zasady, obowiązujące reguły! Na czerwonym świetle się stoi - to jest zasada!
- No to macie fajne zasady. Tyle mam do powiedzenia!
Tu urzędnik westchnął pod nosem, gdy drugi lustrował grzbiety książek. Chyba go zastabowiły opasłe tomy Heideggera, ciekawa rzecz. Tymczasem ten gadający potarł czoło wierzchem dłoni i powiedział nowym, stanowczym tonem:
- Pan jeszcze zobaczy. Pan zmieni zdanie. Nie może być tak, że pan samowolnie łamie zasady i robi, co mu się podoba. Zresztą nasza intensywna opieka ogarnia całą państwa rodzinę - niech pan nie myśli, że wcześniej jej nie było. Po prostu teraz przystępujemy do działania. Taka postawa musi być przepracowana bardzo głęboko, z wzięciem pod uwagę całego kontekstu społecznego, z całym...
- Jaki konkretnie jest zarzut? - przerwałem - Bo widzę, że zaczynają się przechwałki o urzędniczej wszechmocy. Ja panu powiem, że ja pańskiej opieki sobie nie życzę, nie podpisywałem z panem umowy na opiekę nade mną i zaraz pana poproszę o opuszczenie mojego mieszkania. Proszę zatem o konkrety: co mi się zarzuca? Jakie popełniłem przestępstwo, że nachodzicie mnie o siódmej rano?
- Dowie się pan we właściwym czasie. Wszystko odbywa się legelnie, zgodnie z oficjalnymi procedurami. Pańskie zarzuty i żądania są absurdalne i mogą być dla pana szkodliwe. Jeszcze pan zobaczy. Zalecałbym już zmienić postawę, stosunek do państwa i urzędu - od tego wiele zależy...
- A idźcież wy już precz! - krzyknęłem machając ręką. Naraz napadła mnie moja ostateczna wściekłość, która niczego nie słucha i z niczym się nie liczy - żąda tylko, by się ode mnie odczepić, teraz, jak najprędzej. Musieli zobaczyć mord w moich oczach, bo wycofali sie w kierunku wyjścia.
- Skontaktujemy się z panem - powiedział naraz ten drugi, co oglądał książki - i wyszli.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości