Pewne fragmenty z Kłopotu z istnieniem, dzieła życia najwybitniejszego polskiego filozofa Henryka Elzenberga, chyba najtrafniej oddają to, o czym próbuję pisać w tekstach, które oznaczyłem tagiem "dociekania"; któryś (a może kilka) z nich mógłby posłużyć jako motto do mojej książki o rybach, o ile bym uzupełnił opisy najważniejszych gatunków i poskładał to jakoś w całość (prawdopodobnie uzupełniwszy tomik o przygody wędkarskie i wspomnienia).
Chodzi mi o tego rodzaju fragmenty (do tekstu oryginalnego, zawsze oznaczonego datą wpisu, dodaję rok):
13 X 1928. Odrywając od spraw małostkowych przyroda nie tylko ogólnikowo daje oczyszczenie i spokój, ale staje się w szczególności wyjątkowo skutecznym lekarstwem na ambicję, miłość własną i próżność.
30 VIII 1935. Świat jest cały przetykany złotymi nićmi, które dla estetów są tylko miłą, czarującą ozdobą, ale które w głąb idą także, i dla "mądrych i uciszonych" (jak mówi Błok w słynnym wierszu) mogą stać się nićmi Ariadny. Nie, by się wydostać; by w n i k n ą ć.
4 VII 1942. Prawdziwa, mocna indywidualność ludzka jest jak gwóźdź diamentowy, wbity prosto w kosmos na wieki wieków, bez podłożonych zabezpieczających tekturek. Takimi diamentami usiane jest dno wszechistnienia, jak przestwór nocny gwiazdami; nic ich nie łączy prócz tego, że są właśnie takie: mocne i wbite - i to jest ich wielkopańska wspólnota.
Dlaczego ucinamy tak szybko nasze najpiękniejsze przeżycia: zasłuchanie w muzykę, zapatrzenie w jakiś piękny obraz przyrody? Bo b o i m y się: pracy wewnętrznej, którą by nas kosztowało dociągnięcie się do poziomu przedmiotu - spokoju, który by nam obrzydził nasze czcze podniecenie codzienne - i ekstazy, która by dała nam odczuć, że to, czym żyjemy zwykle, jest śmiercią. Trzeba przejść przez swoistą agonię, by wejść w pełnię całą swoją istotą; tej agonii lęka się życie i co rychlej wycofuje się w małość.
Co szczególnie zwraca uwagę w tych wspaniałych fragmentach (cała książka składa się z takich fragmentów, refleksji i przebłysków - i Elzenberg cenił je wyżej, niż swoją "techniczną", profesorską robotę tj. te swoje artykuły do pism i przeglądów filozoficznych): że są tak rażąco niedzisiejsze, dziewiętnastowieczno-międzywojenne. Tak pisał do końca życia. Elitaryzm i wyżynność, natężenie sił ducha, język jakby nieco trącący staroświeckością - ale nie naftaliną. Bo to nie jest "język przebrzmiałej metafizyki" - te wszystkie "istoty wszechrzeczy" - piętnowany przez Heideggera, który chcąc wypowiedzieć nowe słowo, ukazać głębinę myśli - zmieniał właśnie język, porzucając wszystko co trywialne, wyświechtane i konwencjonalne, a zatem powierzchowne. W tej staroświeckiej, przedwojennej, dystyngowanej formie wykładał Elzenberg myśl najbardziej żywą i jeszcze gorącą, to był "najnowszy krzyk" - tylko przemycany w tej archaizującej formie, często w mowie metafor.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości