kamiuszek kamiuszek
2153
BLOG

Najlepsze na końcu

kamiuszek kamiuszek Kultura Obserwuj notkę 15

Byłem wczoraj w poleconej przez kolegę bibliotece, aby przeczytać reglamentowaną gdzieniegdzie publikację historyczną. W tym miejscu okazała się dostępna bezproblemowo, więc nie zdradzę, w której czytelni szafują bez opamiętania dobrem intelektualnym, bo jeszcze przestaną być tacy otwarci. A miejsce ciche, obficie zaopatrzone, więc byłoby mi niezwykle żal.

Kiedy czekałem na pana bibliotekarza, który akurat poszedł flirtować z panią bibliotekarką, sięgnąłem na chybił trafił do książek na najbliższej półce. Coś o kotach w tytule. Pomyślałem nawet o naszych paniach Ufce i Sówce, pewni by im się spodobało. Ale tylko przez chwilę tak myślałem,  bo wewnątrz książki wielce ponure historie, dla których kot jest tylko pretekstem.
 
Znalazłem taką oto ciekawostkę. W roku 1557 londyńska kompania otrzymała monopol na produkcję papieru. A już w 1559 królowa Elżbieta zakazała publikacji czegokolwiek bez specjalnej zgody. Mamy więc ekstremalne i dubeltowe ograniczenie wolności słowa drukowanego. Autor widzi to oczywiście, bo przecież sam to nam napisał. Ale potem wchodzi w dobrze wszystkim znane dywagacje o wolnym rynku, który to sprawił, że na Wyspach w owym czasie było nieokiełznane wprost zapotrzebowanie na literaturę o kociarach.
 
Drukowano tego po prostu na kopy. I każdy mógł dowiedzieć się, jakie zło te kociary perfidnie czynią i jak się temu złu w osobach kociar przeciwstawić. Popyt na taką literaturę był właśnie. A mi się jednak wydaje, że przede wszystkim podaż. Że to świadome działanie władzy i wpędzanie ludu w zabobon, wzniecanie podejrzliwości, namawianie do donosicielstwa i usprawiedliwianie okrutnych linczów i sądowych mordów. 
To było też na kontynencie, na którym monopol i cenzurę zachować trudniej. Wydaje mi się jednak że antykociarska krucjata rozpętała się w Europie trochę później. I dziwnym trafem w tych zakątkach, które były protestanckie. Kepler na przykład musiał się ostro nakombinować, żeby wyrwać swoją matkę ze szponów nagrzanych antykociarskich sądów i takiegoż kata.
 
Wczoraj nasz kolega Krzysztof zamieścił na salonowym blogu bardzo dobry tekst o Taczerowej. Nie wiem, za co Krzysiek tę Anglię tak kocha, ale tekst walnął znakomity. I też tam jest o monopolu, ale dla odmiany rozbitym przez Żelazną Damę. Otóż związki zawodowe w branży drukarskiej tak się rozpanoszyły, że zaczęły wpływać nie tylko na to, za ile się drukuje, ale również na to, co się drukuje. Anglia była w niezłym kryzysie i dobrze się stało, że Taczerowa złamała ten monopol. Czy nie zastąpił go nowy? Nie mam pojęcia, podejrzewam, że jednak monopol na masową komunikację tam sobie może egzystować nadal, tyle że nie zarabiają już na nim związki zawodowe. A jak ktoś podskakuje, to kończy jak ten magnat prasowy oskarżony moralnie o samobójstwo pielęgniarki. I cały świat wzruszył się i stanął po stronie pielęgniarki. Słusznie. Bo jakąż to presję na niej wywarto i jakaż słaba psychicznie była, że się zabiła. I jakaż ta prasa okropna! Wszystko to wiemy z prasy oczywiście, no bo skąd. Podejrzewam, że to wszystko są sprawy bardziej skomplikowane i wciąż o monopol się ocierające. I nie tylko ja tak podejrzewam, bo i "Ghost Writer" o takich właśnie numerasach opowiada. Albo ten film o producencie, który wyprodukował wojnę, żeby wygrać kampanię polityczną, a potem go zaciukali. Dziwne są te małe wojny spadające z nieba w samą porę, by uratować sondaże i dumę narodową. Ale niech tam. Niech będzie, że było tak, jak nam mówią. A nawet jak było trochę inaczej, to pani premier Margaret Thatcher na szacunek zasługuje jako inteligentna kobieta, która swoim obywatelom się przysłużyła. I nam też przydałby się premier, który parę monopoli by rozpędził. Kończymy dygresję.
 
Czy autor książki o nieszczęściach, jakie spotykały kociary, napisał wprost, że za tym stoi elżbietańska propaganda? Nie wiem, bo pan bibliotekarz skończył flirtować, więc książkę odłożyłem. Myślę jednak sobie, że wprost tego nie napisał. Zostawił to blogerskim dywagacjom, bo przecież strach wyjść naukowcowi na oszołoma, który wątpi w wolny rynek, wywołujący masową histerię antykociarską. Kiedyś zajrzę jeszcze do tej książki (teraz nawet nie pamiętam tytułu). 
 
To jest bardzo niedobrze, że  ludzie łatwo ulegają demon podejrzliwości, gdy chodzi np. o kociary, a zupełnie wolni są od pokusy przypuszczeń, skąd im ta złość na kociary się bierze. Tu korzystając z okazji: Przepraszam panią Ufkę za rzucone kiedyś w komentarzu podejrzenie, że to ona wypowiedziała niestosowną uwagę na jednym ze spotkań. To na pewno nie pani Ufka, bo jej tam w ogóle nie było. Przepraszam.
 
Nasz kolega Gabriel Maciejewski nie waha się opowiedzieć o swoich podejrzeniach co do intencji władzy, gada wprost i stawia hipotezy, które zawsze, ale to zawsze stawiane są w interesie czytelnika, a przeciw wszelkiego rodzaju monopolistom i ich sługom. Dlatego jego książki są takie fajne i dlatego mogą budzić złość spętańców, i dlatego wzbudzają miłość czytelników. Bo Gabriel wierzy w wolny rynek, rynek na którym między autorem i czytelnikiem, zamiast cenzury i monopoli, jest zwykłe ludzkie porozumienie i prosta wymiana.
 
Gabriel Maciejewski ma stoisko nr 34 w Arkadach Kubickiego w Warszawie. Targi są czynne do 18.30 (ale głowy nie dam, lepiej przyjść wcześniej). Zakończą się na pewno już w niedzielę, więc nie ma co zwlekać. Polecam.
Można nabyć chyba wszystkie książki Gabriela Maciejewskiego i wszystkie książki Krzysztofa Osiejuka. A na pewno nowości. III tom " Baśni jak Niedźwiedź", z którego dowiadujemy się, czym królowa Elżbieta różniła się od Lenina. "Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph" pokazują, czym różni się pisarstwo Krzysztof Osiejuka od wytwórczości lansowanych e(m)pików.
 
Stoisko jest w głębi sali - jak to w handlu - najpotrzebniejsze dobra czekają na końcu marketu. 
kamiuszek
O mnie kamiuszek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura