Kancermeister Kancermeister
296
BLOG

Potępienie śmiercią duszy

Kancermeister Kancermeister Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Ostatnio, rozmawiając z obcowiercą, zostałem postawiony wobec interesującego zestawienia. Skoro „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze” (nadal jest to prawda wiary, o czym można sobie poczytać w Opoce[1]), a Jezus, zwracając się do bogatego młodzieńca, mówi, że nikt nie jest dobry, tylko Bóg [Łk 18,19[2]], to tę drugą prawdę wiary należałoby przeczytać jako: „Bóg jest Sędzią niemiłosiernym, który karze wszystkich bez wyjątku”.

Piekło

Św. Tomasz z Akwinu, nauczyciel Kościoła, autor wielu traktatów teologicznych, pozostawił po sobie także króciutki „Wykład z pacierza”, w którym omawiając artykuły XI i XII Credo, napisał m.in.:

150. Co do czwartej sprawy, mianowicie losu potępionych, to będzie on odwrotnością losu zbawionych, będzie to bowiem kara wieczna i to w czworakim aspekcie. Po pierwsze, ich ciała będą budzić odrazę. W Księdze Izajasza czytamy (13,8[3]) „Lica ich jak oblicza spalone”. Następnie będą doznawać cierpień, ale to ich nie zniszczy, będą bowiem zawsze płonąć w ogniu i nigdy się nie spalą. W Księdze Izajasza (66,24[4]) czytamy: „Robak ich nie zginie i nie zagaśnie ich ogień”. Po trzecie ich ciała będą ociężałe. Ich dusza będzie jakby związana łańcuchem. W Psalmie czytamy: „Aby ich królów zakuć w kajdany, a dostojników w żelazne łańcuchy.” (149[150],8[5]). I po czwarte, ich ciało i dusza będą jakby zmaterializowane. Można do nich odnieść to, co czytamy w Księdze proroka Joela (1,17[6]) „Pogniły ziarna pod swymi skibami”.

157. […] Potępieni [...] czyli uczestnicy śmierci wiecznej tyleż samo będą doznawali udręki i kary, ile zbawieni radości i chwały.

158. Ta ich kara będzie tym dotkliwiej odczuwana, że po pierwsze, będą odłączeni od Boga i wszelkich dóbr. I to jest kara potępienia, odpowiadająca odwróceniu się od Boga. Jest ona daleko dotkliwsza niż kara dotycząca zmysłów. W Ewangelii św. Mateusza (25,30[7]) czytamy: „Sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności”. W obecnym bowiem życiu grzesznicy tkwią w mrokach wewnętrznych, to znaczy w mrokach grzechu, tam – również zewnętrznych.

Po drugie, kara potępionych będzie mieć swoje źródło w wyrzutach sumienia. W Psalmie czytamy: „Przekonam cię i postawię pod osąd twojego oblicza” (50[49],21[8]). A w Księdze Mądrości (5,3[9]): "Będą jęczeli w utrapieniu ducha". Ten żal i wzdychanie będą jednak bezskuteczne, bo źródłem ich nie będzie nienawiść zła, ale ból z powodu kary.

Po trzecie powodem cierpienia potępionych będzie dotkliwość kary zmysłów, mianowicie ogień piekielny, który będzie trapił i duszę i ciało, i to jest, jak mówią święci, szczególnie okrutna kara, bo dotknięci nią będą zawsze umierali, a nigdy nie umrą, gdyż umrzeć nie mogą. Stąd też nazwana jest śmiercią wieczną, bo tak będą się czuli w piekle, jak ktoś umierający czuje się w szczytowym momencie śmierci. Czytamy w Psalmie: „Do Szeolu są gnani jak owce, pasie ich śmierć” (49[48],15[10]).

Wreszcie po czwarte, źródłem cierpień w piekle będzie rozpacz z powodu niemożliwości wybawienia. Gdyby im dano nadzieję wyzwolenia się z piekła, ich kara byłaby znośniejsza. Skoro jednak odebrana jest im wszelka nadzieja, już gorszej kary być nie może. Czytamy w Księdze Izajasza (66,24[11]): „Robak ich nie zginie i nie zagaśnie ich ogień”.[12]

Tekst co prawda brzmi jak pisany na zamówienie kolegów po fachu. Skoro bowiem potępieniec miał się czuć tak w piekle, jak w szczytowym momencie śmierci, to, po zestawieniu z obyczajem paleniem heretyków na stosach – widać, że kościelna inkwizycja była władna zapewnić straszliwe cierpienia nie tylko za życia, ale i po śmierci – na całą wieczność, bez końca. Nic dziwnego, że budziła powszechną nienawiść i grozę. Niektórym może się wydawać, że w dzisiejszych czasach wiara w męki piekielne jest nieco anachroniczna. Nie łudźcie się – współczesna technika nie omija i tamtych okolic[13].

Podobny opis znajdujemy u ks. Kaszowskiego[14] „Kościół uczy, że kara piekła obejmie całe jestestwo grzesznika, który po zmartwychwstaniu będzie istotą duchowo-cielesną na zawsze.”

Oraz w Katechizmie K.K.:

1034 Jezus często mówi o „gehennie ognia nieugaszonego”[15][16][17][18][19], przeznaczonej dla tych, którzy do końca swego życia odrzucają wiarę i nawrócenie; mogą oni zatracić w niej zarazem ciało i duszę[20]. Jezus zapowiada z surowością, że „pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony”[21]. On sam wypowie słowa potępienia: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny!”[22].

1035 Nauczanie Kościoła stwierdza istnienie piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, „ogień wieczny”[23]. Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek może mieć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie.

Z tych opisów, będących częścią Tradycji Kościoła, widać, że piekło nie jest miejscem szczególnie zachęcającym. Jeżeli ktoś je wybiera, musi być zwiedziony co do panującej tam rzeczywistości. Wobec tego jakże może być słusznym osąd, który skazuje na wieczyste, potworne męczarnie kogoś, kto został oszukany?

Przyjrzyjmy się zatem, w jaki sposób diabeł oszukuje grzesznika. Często podnoszonym argumentem jest brak pełnej wiedzy u delikwenta. Zwykle brzmi to tak, że „musi decydować, nie mając pełnej wiedzy”. Otóż proszę państwa, nie trzeba wchodzić na górę, żeby ją zobaczyć.

Sędziemu też nie powiesz, ale ja nie wiedziałem, że w więzieniu jest tak ciasno i zimno.

Wiedza i wiara

NIE WIEM. Wiem za mało, żeby decydować. Mogę się starać żyć jak najlepiej, ale nie mogę mieć pewności, że to jest sposób właściwy.

Nie wiesz. I pewności nie uzyskasz, przynajmniej nie w tym życiu. W ogóle, poza powiedzmy, pewnymi działami matematyki, nie uzyskasz w życiu nigdzie pewności na 100%.

W pewnym momencie (i to wbrew pozorom, bardzo często) kończy się wiedza, a zaczyna się wiara. Wielokrotnie i na różne sposoby wykazano, że człowiek musi zawierzyć, żeby w jakikolwiek sposób poruszać się w społeczeństwie. Choćby idąc do lekarza, nie egzaminuje go przecież, wierzy, że odpowiednia instytucja nie pomyliła się, dając mu dyplom i że może mu zawierzyć swoje życie.

Wiara, nie zaś pewność, jest treścią naszego życia.

Pełna wiedza, Mądrość, jest udziałem wyłącznie Boga. Każda inna istota posiada tylko pewien – mniejszy lub większy – zakres wiedzy. Jeżeli wiedza Boga jest monolitem, to wiedzę każdej innej istoty można porównać do stosu kamieni.

Istnieją dwie drogi uporania się z dziurami we własnej wiedzy. Można zaufać Bogu, że tak chciał i cieszyć się z tego, co się posiada. Można też – i wcale nie jest to złe – szukać uzupełnienia samodzielnie.

W samodzielnych poszukiwaniach istnieją również rozmaite sposoby weryfikacji. Można sprawdzać, czy wyniki poszczególnych kroków lub całych partii są zgodne z przesłaniem zawartym w posiadanej wiedzy – tej od Boga i tej, samodzielnie zdobytej, którą się już w ten sposób zweryfikowało. To także nie jest złe. Dobrze jest czuć moc własnego intelektu i być z niego dumnym.

Można wreszcie kumulować pytania w nadziei, że kolejne rozważanie odpowie na niektóre z nich. To także nie musi być złe, ale… trzeba już uważać. Ponieważ można wiedzę wynikającą z własnych, niezakończonych dociekań pomylić z kompletnymi wynikami. I wówczas takie różne typu: ja sam, jestem dumny, to moje własne, zaczynają się kumulować. To także nie musi jeszcze być złe, ale do momentu, gdy nasza zdolność rozumowania zostanie „zatkana” wielką ilością niezakończonych procesów. To też nie jest jeszcze zło, ale już jesteśmy na krawędzi. Bo teraz można nacisnąć reset i ponownie zaufać Bogu, zaczynając większość od nowa, albo znaleźć sobie inną prawie-prawdę, która w naszym mniemaniu będzie tłumaczyć wszystko.

Jakie są główne kategorie prawie-prawd dla umysłu ludzkiego, to wiemy. Jest to między innymi kult bożków, nienawiść wobec rodziców i wychowawców, wiara, że mord lub kradzież może być konstruktywnym rozwiązaniem własnych problemów, oszczerstwo, zawiść itd.

Co jest prawie-prawdą dla aniołów tego nie wiem i wcale nie mam ochoty się dowiadywać. Myśl, że są obszary wiedzy, których nigdy nie pojmę i powinienem zaufać Bogu, nie jest dla mnie żadną głupotą, a nawet napełnia mnie otuchą.

Wybór

Kiedy Anodos spojrzał przez bramy Wieczności, nie potrafił opisać tego, co tam zobaczył. Nie rozminiesz się jednak z prawdą, jeżeli powiesz, że kiedy dobro i zło osiągają swoją pełnię, obejmują także przeszłość. Dla zbawionych całe ziemskie życie wydaje się Niebem. A dla potępionych to, co przeżyli na Ziemi, jest Piekłem. Śmiertelnicy tego nie pojmują. Kiedy spotyka ich cierpienie, mówią: „Nawet szczęście w Niebie nie wynagrodzi mi tego” i nie wiedzą, że gdy osiągną Niebo, obejmie ono ich przeszłość i przemieni także i tamto cierpienie w chwałę. A oddając się jakiejś grzesznej przyjemności, mówią: „Dla tej jednej chwili warto ponosić konsekwencje”. Nie wyobrażają sobie bowiem, że potępienie sięgnie nawet w ich najdalszą przeszłość i zatruje także i tę chwilę. Ta przemiana zaczyna się jeszcze za ich życia. Przeszłość dobrego człowieka zmienia się tak, że nawet grzechy, które zostały mu odpuszczone i smutki, które wspomina, nabierają posmaku Nieba; przeszłość złoczyńcy natomiast staje się równie ponura, jak on sam. Dlatego przy końcu świata, Błogosławieni powiedzą: „Nigdy nie przebywaliśmy gdzie indziej, jak tylko w Niebie”, a Potępieni przyznają; „Zawsze byliśmy w Piekle”. I jedni, i drudzy powiedzą prawdę.

W języku Potępionych zostanie to bez wątpienia wyrażone inaczej. Jeden powie, że zawsze lepiej lub gorzej służył swojemu krajowi, inny — że poświęcił wszystko dla Sztuki, jeszcze inny — że nigdy nie dał się nabrać, a znów inny — że, dzięki Bogu, zawsze umiał zadbać o własne interesy. A prawie wszyscy powiedzą, że przynajmniej pozostali wierni sobie.

Zbawieni… to, czego doświadczą, można by opisać jako przeciwieństwo fatamorgany. Dolina łez, w której przebywali, z perspektywy czasu okaże się bijącym źródłem, a słona pustynia, której doświadczyli na swojej drodze, stanie się w ich pamięci tym, czym była naprawdę — krainą rozlanych wód.[24]

Mentalność piekłoszczyka

Był sobie raz człowiek, który nie znał miłości, a jedynie nienawiść i pożądanie. Tak miał poprzestawiane w umyśle. Kiedy pożądał kobiety, pragnął jej na własność. Gdy jakaś od niego odeszła, ze wszystkich sił chciał ją zniszczyć. Bezsilnie pragnął wszystkiego złego dla dwojga ludzi, którzy się kochali i tą swoją miłością pragnęli obdarzać cały świat, w tym również jego… Spalała go bezsilna wściekłość. Była to męka. Sam jej chciał. Sam jej szukał. Sam się nią nasycał. Sam pchał się do piekła.

  1. Czy Bóg kocha takiego człowieka? – Tak
  2. Czy Bóg pragnie jego cierpienia? – Nie

3. Czy Bóg może skrócić cierpienie takiego człowieka, przy założeniu, że ten człowiek też tego pragnie? – To na pewno nie jest jedno pytanie i na pewno nie proste. Jest tu gruncie rzeczy wiele pytań. Między innymi:

  • Co jest cierpieniem potępionego?
  • Co potępiony rozumie pod określeniem skrócenie swoich cierpień?
  • Czy pragnie tego, co jest tym skróceniem?
  • Czy Bóg może zaspokoić to pragnienie?

Zaraz na nie odpowiem. 

Cierpieniem potępionego bywa to, że nie może on wiecznie zaspokajać swojej nienawiści wobec konkretnej osoby. Napisałem już tutaj, jaką pułapkę szykował dla kogoś Szatan – nienawiści wobec miłości. Im bardziej tamci ludzie byli dla kogoś dobrzy, tym bardziej ich nienawidził. Jakie więc widział zakończenie swoich cierpień? Otóż, aby stali się jego marionetkami, aby zaczęli zadawać sami sobie cierpienie, aby się wzajemnie upokarzali i nienawidzili i – najlepiej – aby jego czcili jako bóstwo, aby podlizywali się mu i poświęcali samych siebie dla kultu jego osoby.

Można sobie chyba wyobrazić, jak bardzo tego pragnął. Czy zgodzilibyście się, aby Bóg spełnił jego życzenie i aby to się stało? Aby mógł wiecznie sycić się lękiem, przerażeniem, udręczeniem i obłędnym kultem tych dwojga ludzi?

Czy naprawdę Bóg okazałby się miłosierny, gdybym ci ludzie właśnie tego dostąpili?

Wiedzcie, że ja tak nie uważam. 

Dlatego też moja główna odpowiedź na to pytanie brzmi: Nie. Bóg nie może ukrócić cierpień potępionych. I bardzo dobrze. Byłoby naprawdę fatalnie dla nas, gdyby było inaczej.

Potępieniec nie pragnie unicestwienia. On chcę zdominować, pożreć, nakarmić swoją pychę tymi ludźmi, którzy są w niebie i Bogiem samym na dokładkę. I póki to się nie stanie cierpi męki piekielne. Ale te męki są jego zasługą. To on je sobie robi. A jemu jeszcze do tego robią takie męki szatani, którzy też się żywią – im z kolei. Ci zaś szatani też nienawidzą Boga, nienawidzą samych siebie, nienawidzą potępieńców, nie potrafią przestać nienawidzić i dlatego właśnie trwa ich piekło.

Powstaje więc pytanie, jak człowiek może być w niebie szczęśliwy, wiedząc, że bliscy są w piekle i nigdy nie zrozumieją, nie zapragną Bożej miłości, będą wiecznie cierpieć?!

Potępieńcy rzeczywiście nigdy nie zrozumieją, nie zapragną Bożej miłości. Ale to tkwi w nich samych, bez żadnej winy ze strony zbawionych, czy Boga. Oni sami tego chcieli.

Trzeba się bardzo starać, żeby trafić do piekła. Ale jest to możliwe.

Fajnie by było takim piekłoszczykom mieć przynajmniej tę pewność, że zepsują humor zbawionym… Nic z tego. W obliczu nieskończoności Boga, wszystkie nasze cierpienia znikną, zostaną uzdrowione. Bo – szczerze mówiąc – jest coś chorobliwego we współczuciu kierowanym do takiego potępieńca. Wszyscy nasi bliscy będą z nami zbawieni. Ci zaś, którzy są w piekle, już nimi nie są. Empatia polega na postawieniu samego siebie w sytuacji innego cierpiącego człowieka. Tyle że potępieniec jest tak różny w swoich pragnieniach, krzywdach i zachciankach od zbawionych, że wszelka empatia jest niemożliwa. Zbawieni to wiedzą. Mają świadomość, bo świadomość ich płynie z wszystkowiedzącego Ducha.

Ale i potępieni to wiedzą. Zrozumieli to razem z potępieniem. To mianowicie, że nie mają i nie będą nigdy mieli żadnego udziału ze zbawionymi. Prawdę mówiąc, potępieni uważają zbawienie za wyrafinowane oszustwo. Za wielkie i niekończone draństwo. Za koszmarną niesprawiedliwość, którą oni – gdyby tylko dano im tę szansę – wyrównaliby. Oczywiście na swój obłąkany sposób.

Są na naszym świecie ludzie, których umysłowość napełnia nas lękiem. Taki choćby herr Josef Fritzl, więżący przez wiele lat swoją córkę i wnuki z podziemnych pomieszczeniach. Albo wielokrotni mordercy. Czy dyktatorzy, pławiący się w krwi podbitych narodów. Lub wprost – jak Bokassa – jedzący swoich wrogów. Ale potępieńcy są o wiele gorsi. Naprawdę. Tam nie ma niewinnych. Tam nie ma pomyłek. To oni sami wybrali swoje locum. Nie chcieli szukać swej radości w uczestnictwie w dobrym. Przeciwnie, chcieli (i chcą nadal) znaleźć radość w dawaniu wszystkim zła. Niewyobrażalnie gorszego od wszystkiego, z czym możemy się na świecie spotkać.

Ale – nie zdołają się zaspokoić. Ponieważ zaspokoić może tylko dobro. Nawet jeżeli jest gwałcone, niszczone, plugawione – to wciąż jest to dobro i jako takie może zaspokoić głód potępieńców. Co innego – nie.

Dlaczego? Bo zło to pustka. Nicość. A pustka nigdy nikogo nie nasyciła.

Skoro człowiek zostaje oszukany, to czy to sprawiedliwe, że cierpi wieczność? Przecież mógłby przez tą wieczność być z Bogiem, gdyby zrozumiał, że to dla niego lepsze. Dlaczego ktoś ma cierpieć, dlatego, że nie potrafi zrozumieć, nie umie pragnąć dobra.

Oczywiście, że to nie jest sprawiedliwe. To jest wyjątkowe draństwo. No, ale przecież mamy wolną wolę. Jak ktoś wybiera zło, to jego problem.

Wyobraźmy sobie więzienie, w którym skazańcy mają na czole zamontowany czujnik sprawdzający, czy mówią prawdę. Z więzienia można w każdej chwili wyjść, pod warunkiem, że w bramie delikwent przysięgnie, że jest władny dochować wierności prawu, a czujnik potwierdzi, że mówi prawdę.

Czy nazwalibyśmy to więzienie niesprawiedliwym, pomimo że dla wielu z tych więźniów taki system oznacza, pozostanie uwięzionymi na zawsze?

Czy wolelibyśmy, aby wychodzili na wolność, pomimo deklaracji, że w dalszym ciągu będą mordować, kraść, gwałcić i robić wszystko, co najgorsze?

Zaryzykowałbym twierdzenie, że gdyby potępiony mógł choć przez chwilę zrozumieć smak nieba, choćby przez chwilę móc delektować się zbawieniem, to by przestał być potępionym. Tyle że to już dla niego niemożliwe. Z jego własnej woli.

Nieskończone zło

Prawdę mówiąc, to nie ma czegoś takiego jak nieskończone zło. Nieskończone może być tylko dobro. Zło zaś jest po prostu brakiem dobra. Nawet jako takie nie może być zupełne. Zło Szatana też nie jest pełne – bo nie może on przestać być stworzeniem bożym. Czego zapewne straszliwie nienawidzi.

Czasem wydaje się nam, że coś takiego nie może istnieć. Nie ma ludzi, którzy pragną zła i którym jednocześnie nie sprawia ono przyjemności. 

Doprawdy?

Czy palacz chce mieć raka i dlatego pali? Nie, on pali dlatego, że doznaje przyjemności. Pragnienie przyjemności jest dobre. Jej doznawanie także. Pragnienie raka i śmierci w męczarniach nie jest zdrowe. Tak mi się wydaje… Rak jest złem. Przyjemność jest dobrem. Zło nie daje przyjemności. Jest nieprzyjemną koniecznością. Ten przykład ma prowadzić do pewnej ogólnej zasady, w myśl której zgadzamy się na zło, ponieważ wydaje się nam, że musi ono towarzyszyć przyjemności, jakiej pragniemy.

A gdyby nam ktoś (Ktoś!) pokazał, jak osiągnąć to, co pragniemy, bez uczestnictwa zła?

Osobnik, który znajduje się w piekle, jest tam z własnej winy. Stało się tak dlatego, że został zupełnie oszukany przez diabła. I nie znalazł żadnej drogi wyjścia. Nie znaczy to jednak, że takiej drogi nie było albo że nie została mu zaoferowana. Nie. Stopniowo i powoli wybrał potępienie. Stopniowo, poczynając od wmawiania sobie, że takie postępowanie jest dobre. Życie to jak brodzenie w szarości przedświtu. Droga jest trudna i niebezpieczna. Dlatego właśnie Bóg daje nam Kościół, czyli sakrament zbawienia dla świata. W tej szarości, w której idziemy, Kościół postawił drogowskazy, pozwalające uniknąć niebezpieczeństwa. Są to kanony. Stosując się do nich, wybieramy ścieżkę do zbawienia. Gardząc nimi i postępując na przekór, zmierzamy tam, gdzie nieuchronnie zostaniemy potępieni. 

Bóg, Jego aniołowie oraz zbawieni nie są temu w żaden sposób winni.

Stan potępienia

Wszystko dzieje się tam naraz. „Wydarzenia” wieczności nie są sekwencją, ale możemy w przybliżeniu rozpatrywać je jako zbiory.

Można to zrozumieć na przykładzie czarnej dziury. Czas dla obserwatora tuż nad horyzontem zdarzeń nie jest naszym czasem. Dla nas jego spadanie trwa w nieskończoność. Są to rozłączne zbiory zdarzeń. W tym sensie upadek aniołów jest zbiorem zdarzeń, który nie dotyczy zdarzeń naszego – mam nadzieję – zbawienia. Czas modlitwy, czas czynienia dobrze to zbiory należące do Nieba.

Szatani spadają w otchłań, a swój upadek mogą zatrzymać tylko w jeden sposób, tak mianowicie, jak tonący w bagnie, gdy depcą po głowach towarzyszy. I oni też chwytają się naszych serc przez pokusy, aby pochwycić nas i powstrzymywać – choć trochę – swój upadek. Nie ma się co łudzić: dla nich to rzeczywiście ostateczna walka. Tu nie ma negocjacji, podobnie jak z obłąkanym, który wierzy, że zabijając nas zyszcze raj.

Po drugie należy się zastanowić, w jaką to otchłań spadają szatani. Jest tylko jedna otchłań: otchłań Bożego Miłosierdzia. Ponieważ istotą szataństwa jest zatwardziałość, ta właśnie otchłań jest dla nich niszczącym ogniem. A – nawiasem mówiąc – dla zbawionych jest odnawiającym tchnieniem. Tak więc szatani są obłąkani podwójnie: od wewnątrz i od zewnątrz. Tak w pełni zamknięci na jedyne zbawienie: na Boże Miłosierdzie, spadają weń, spalając się – bez końca. Nie ma końca ich męki i jest coraz większa, dlatego właśnie, że Bóg ich także kocha.

Podsumowując: diabli (i potępieńcy) pragną cierpienia wszystkich innych, z Bogiem włącznie. To właśnie pragnienie jest dosłownie przyczyną ich potępienia oraz ciągłego przebywania w tym stanie.

Zastrzeżenie:

  • Nasz umysł jest częścią tego świata i nie jest w stanie pojmować czegokolwiek, co jest wiecznością.
  • Bóg nie istniał w wieczności. On wieczność uczynił poprzez stworzenie świata duchowego.
  • Nie ma momentów wieczności – nie ma następstwa momentów w wieczności. Takie następstwo byłoby już czasem.

___________

  1. https://opoka.org.pl/biblioteka/T/trans/nauczanie/kompendia/kkk/podstawowe.html 
  2. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=333#W19 
  3. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=485#W8 
  4. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=538#W24 
  5. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=982#W8 
  6. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=781#W17 
  7. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=361#W30 
  8. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=883#W21 
  9. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=199#W3 
  10. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=882#W15 
  11. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=538#W24 
  12. Św. Tomasz z Akwinu, Wykład z pacierza, tłum. Kalikst Suszyło OP, W drodze 2005, ss. 71-72 i 75-76
  13. https://swiatmartyw.files.wordpress.com/2013/01/img-20121124-wa0001.jpg http://img.interia.pl/rozrywka/nimg/Rysunki_full_color_1883991.jpg 
  14. https://www.teologia.pl/m_k/zag08-6.htm#3 
  15. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=248#W22 
  16. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=248#W29 
  17. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=256#W42 
  18. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=256#W50 
  19. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=308#W43 
  20. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=253#W28 
  21. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=361#W41 
  22. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=361#W41 
  23. Por. Symbol Quicumque: DS 76; Synod Konstantynopolitański: DS 409. 411; Sobór Laterański IV: DS 801; Sobór Lyoński II: DS 858; Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1002; Sobór Florencki (1442): DS 1351; Sobór Trydencki: DS 1575; Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 12.
  24. C.S. Lewis „Rozwód ostateczny”


#Religia

Gdybym był racjonalistą, mógłbym upierać się, że Wszechświat jest obiektem Boltzmana, nieuchronnie powstałym w odwiecznej próżni. Co jest łatwiejsze: być czarownikiem i wierzyć w Jedynego, czy być racjonalistą i wierzyć w samorództwo?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo