Jeśli Jarosław Kaczyński chciał swoim apelem o jedność prawicy dać kolejne 5 medialnych minut zdrajcom i uciekinierom z PIS za świetlaną, osobistą przyszłością, to udało mu się to znakomicie.
Jeśli liczył na to, że dystansujący się od jedności, szydzący i stawiający warunki na tym stracą, a jemu uda się w ten sposób obronić choć część swojego elektoratu, to chyba nadal nie wie, jak tego typu akcje żyją we wrogiej ich inicjatorom propagandzie.
Jeżeli sądzi, że zyski z readopcji rozwalaczy PIS przewyższą koszty, to wciąż wie o ekonomii "politycznej" i ludziach mniej więcej tyle samo, co w 2006 r., gdy z polecenia Zyty Gilowskiej namaszczał na szefa Komisji Nadzoru Finansowego niejakiego Stanisława Kluzę.
A poza tym wszystko w porządku.
Jedność to dobra rzecz.
Inne tematy w dziale Polityka