Bo chyba jednak tylko tak można nazwać występ w turnieju, w którym na sześć rozegranych meczy drużyna jest w stanie zagrać może 2-3 sety na rzeczywiście wysokim poziomie, na jakim grała jeszcze pod koniec zeszłego roku, a nawet miesiąc, dwa temu.
Nie chce mi się tego komentować. Mam tylko jedną propozycję. Jeśli po Igrzyskach Anastasi zapytany dlaczego polski zespół grał tak, a nie inaczej odpowie, że nie wie i zacznie coś opowiadać o psychice zawodników, powinien wylecieć na zbity pysk.
Miłośników Bartmanów, Murawskich, Boenischów, Kosoków i Żygadłów, trenerów drętwiejących w obliczu problemów, wprowadzających na boisko mogących coś zmienić zawodników na kilka minut przed końcem meczu (Jarosz) - takich "ekspertów" mamy chyba nawet u nas pod dostatkiem.
Fatum Euro 2012 trwa.
Inne tematy w dziale Rozmaitości