Najpierw prywatny ranking.
Najlepsze spotkanie bez najmniejszej watpliwości rozegrał Łukasz Kubot. Walczył, czasem przegrywał, choć o włos, ale przyjemnie było na to patrzeć. Nie tylko dlatego, ze w końcu wygrał. Chyba ze 20 asów serwisowych, prawie ciągły atak, i to wcale nie z papierami szaleńca.
Na drugim miejscu postawiłbym Agnieszkę Radwańską, może poza kilkoma pierwszymi gemami, których nagranie powinna za ciężkie pieniądze wykupić z wszystkich stacji telewizyjnych i portali internetowych.
Ja mam już od kilku miesięcy wrażenie, że ona na zbyt wiele spotkań wychodzi kompletnie nierozgrzana i nieskoncentrowana. Tak nie było jeszcze w zeszłym roku, gdzieś do jego połowy.
Może ktoś ją powinien przed każdym meczem częstować kilkoma siostrzanymi, soczystymi plaśnięciami, którymi ongiś cucono (nomen omen) białoglowy?
Albo jakiś rączy młodzian winien kraść jej przed spotkaniem sztuczne rzęsy i uciekać kilkanaście okrążeń wokół budynku szatni?
Ostatni to niestety Janowicz. Największa szarpanina, momentami zbyt duża bezradność na korcie, tak jakby pierwszy raz w życiu grał z tenisistą leworęcznym, no i fatalnie go zawodzący serwis.
Co dalej?
Jeśli Janowicz i Kubot zagrają na taklim poziomie, jak dzisiaj, dla mnie faworytem ćwierćfinału jest Łukasz Kubot. Pewniejszy, bardziej zrównoważony, nie wpadający w stany histeryczno-depresyjne. Nie ma takich możliwości jak Janowicz (choć te asy świadczą o tym, że serwisem go Jerzyk nie przestraszy), ale nie ma też takich braków naszego młodego talentu.
Oczywiście, jeśli Janowicz wybuchnie grą na takim poziomie, jak choćby w meczu z Almagro... To w półfinale najprawdopodobniej Murray będzie musiał się nieprawdopodobnie zwijać, żeby uniknąć nieuniknionego.
Na koniec Agnieszka.
Aż strach napisać to, co teraz napiszę.
Z turnieju odpadły praktycznie wszystkie jej "pozazasiężne" rywalki. Takie, z którymi od ponad roku, może poza Szarapową, ma zakodowaną w głowie porażkę. W półfinale nie będzie czekała na nią Serena Williams.
To otwiera drogę nawet do finału, a tam...
Takiej koniuktury może już nigdy więcej nie mieć. Czy to ją zmoblizuje, czy sparaliżuje? I czy ma do tego wszystkiego jeszcze niezbędne siły i dostatek formy?
Bo w ćwierćfinale czeka na nią Li Na. Li Na, która od Australian Open i przerwy na leczenie kontuzji nie imponowała formą, ba, zaliczyła chyba tyle samo, a może nawet więcej wpadek niż Agnieszka. I z którą Aga właśnie na trawie radziła sobie najlepiej.
Ale jeśli Agnieszka wyjdzie na kort tak samo odrętwiała, jak dzisiaj i tak długo będzie się zbierać do bardziej ofensywnej, ryzykownej gry...
Ona dzisiaj fatalnie serwowała. Ilość błędów i to podwójnych spowodowała w pewnym momencie, że na kort powrócił jej legendarny, drugi "serwis niemowlęcia". Ja nawet nie chcę myśleć, co z nim może zrobić Li Na.
Miejmy nadzieję, że tak niezwykła szansa wyzwoli w niej co najmniej taką wolę walki i skłonność do ryzyka, jaką oglądaliśmy u niej ostatnio podczas zeszłorocznego Turnieju Masters.
Gdyby się tak stało, to po dodaniu trawy, na której gra jej się najlepiej...
Inne tematy w dziale Polityka