Jerzy Janowicz - Łukasz Kubot (7:5, 6:4, 6:4)
Radosny, bo z całą pewnością Polak w nim zwycięży.
Smutny, bo jest również jasne, że na pewno Polak w nim przegra.
W końcu jednak ćwierćfinał szampański, bo i tak po nim, pierwszy raz w historii męskiego tenisa Polak zawita do półfinału Wimbledonu.
Faworytem niemalże wszystkich jest Janowicz, ale ja już pisałem, że to może być bardzo zacięty mecz, w którym niezwykle trudno wskazać pewniaka do zwycięstwa.
W meczu z Francuzem Mannarino Kubot zaserwował aż 25 asów, co każe z dużą ostrożnością odnosić się do tych opinii, które właśnie w serwisie widzą główną broń Janowicza.
Będzie to mecz dwóch niezwykle ofensywnie, choć odmiennie pod względem wyboru metod tego ataku grających tenisistów (moim zdaniem, mający szansę być najciekawszym pod względem sportowym z męskich ćwierćfinałów), w którym u Janowicza przede wszystkim zostaną poddane próbie jego umiejętności defensywne.
Przyznajmy, bardzo rzadko przez niego wykorzystywane, bo z taką kawaleryjską fantazją (serwis, do siatki i wolej lub natychmiastowy atak z returnu), poza Kubotem nie gra już w Tourze praktycznie nikt.
To z kolei oznacza, że tak chętnie stosowany i w swojej najlepszej wersji rzeczywiście morderczy forhend Jerzego, może okresami dość długo czekać na skuteczne wyprowadzenie.
Na koniec prawdopodobnie ulubiona w tej chwili zgadywanka polskich kibiców - a który z nich ma większe szanse w półfinale, wszystko wskazuje na to, że z Murrayem?
Odpowiedż jest bardzo prosta - ten, który będzie w lepszej formie. A to właśnie ktoś taki dzisiaj wygra.
PS
Dopiero dzisiaj obejrzałem większe fragmenty wczorajszego ćwierćfinału WIlliams - Lisicka. I powiem tylko tyle - to był BARDZO dziwny mecz. Pierwszego seta Williams przespała. W drugim zmiotła Lisicką z kortu. W trzecim prowadziła już 3:0... I przestała grać.
Inne tematy w dziale Polityka