Za trzy lata przyjadą do nas setki tysięcy, a może nawet miliony młodych ludzi.
Na Światowe Dni Młodzieży połączone z obchodami 1050 rocznicy Chrztu Polski.
Ludzie wierzący, często z młodzieńczym zapałem, dla których modlitwa to po prostu radość.
Ludzie, którzy naprawdę nie wstydzą się Jezusa.
Ciekawi świata, innych, nowych miejsc i aktów wiary.
Których od często zapijaczonych i naćpanych załogantów rozmaitych łudstoków dzieli prawie wszystko, ale którzy nie żywią do nich nie tylko nienawiści, ale nawet niechęci. I zawsze są gotowi ofiarować im pomoc i modlitwę. A nawet wspólną - choć pozbawioną autodestrukcji - zabawę.
Czy w 2016 r. powita ich tylko "Polska Euro 2012", czy może chociaż krzątający się po niej i próbujący podnieść co się da z ruin desperaci, którzy przyjaznym okiem spojrzą na tłumy rozmodlonej młodzieży?
Czy zasłużymy na zainteresowanie tych młodych, ich życzliwość?
Bo że taką życzliwość nam zaoferują, możemy być pewni.
Jeśli przybywających do Krakowa "przywitają" także szczający na krzyże, ich to nie zrani, może co najwyżej zasmuci.
Ale obserwujący to świat albo się skrzywi, albo zarechocze z zabójczą dla nas radością.
Mamy tylko trzy lata.
Inne tematy w dziale Polityka