Chyba trzeba to w końcu napisać.
Ta wyblakła, wymęczona, demonstrowana podczas tak wielu meczów, i to co najmniej od wiosny tego roku twarz. Podkrążone oczy. Wychudzenie. I tych czterech facetów, bez cienia wyrazu, najwyżej z lekką ironią (dumą właścicieli?), ale najczęściej obojętnie wpatrujących się w biegającą po korcie ich skarbonkę.
Do Stambułu przyjechał na wycieczkę (ciekawe za czyje pieniądze?) nawet trener nieobecnej tam Urszuli - Maciej Synówka. Domyślam się po co - żeby przypilnować u Agnieszki obrony swojej posady u jej siostry.
Dziwny, somnambuliczny uśmiech na wielu zdjęciach, charakterystyczny dla osób, które poprawiają sobie samopoczucie nie tylko przy pomocy serniczków. Widoczna czasem gołym okiem, i to w wielu spotkaniach, po prostu niechęć do gry.
To wszystko nasuwa podejrzenie, że coraz większym problemem Agnieszki Radwańskiej zaczyna być nie tylko rekreacyjne podejście do treningów i gry w tenisa, ale po prostu jej rosnące uzależnienie od nie mającego ze sportem nic wspólnego trybu życia.
I ta powalająca mądrość inaczej jej wypowiedzi. Jak chociażby tej, przed ostatnim meczem w Stambule z Kerber, mającej być prawdopodobnie w zamyśle ironicznym żartem, a będącej żenującym popisem lekceważenia wszystkich i wszystkiego, po którym niemalże odechciewa się jej kibicować.
"No to co mi zostało, zagram o honor i na waciki".
Żeby uprawiać, nawet zawodowo sport, nie trzeba się zamykać w klasztorze. Choć pewnie teraz, żeby uratować co się jeszcze da, Radwańskiej by się na kilka miesięcy coś takiego przydało. Są jednak osoby, które gdy tylko uda im się wyjść z tego "klasztoru", zostawić za plecami wszystkie, naprawdę im życzliwe, ale przecież takie męczące autorytety, natychmiast z piskiem radości pędzą w szkodę.
Agnieszka Radwańska spaceruje w tej chwili po krawędzi i na razie nie widać, żeby chciała się cofnąć, choć z każdą chwilą przechyla się w najmniej bezpieczną stronę.
Beznadzieja?
Inne tematy w dziale Polityka