Tegoroczny Mundial rozpoczął się od popisów sędziów. Dobrze, że koszmarne wrażenie, jakie ten "element" piłkarstwa po sobie zostawił, w jakimś tam stopniu zatarła znakomita gra holenderskich piłkarzy, bo naprawdę ciężko byłoby te mistrzostwa oglądać, ale problem pozostał.
Zgodnie z tradycją, pozwólmy więc sobie na naiwność w rodzaju - no, skoro tym razem, w takim momencie, miejscu i stylu, tak się cała właściwie organizacja gry w piłkę nożną kompromituje, to może wreszcie coś z tym zrobią?
Co?
Powtarzam od lat i zrobię to jeszcze raz - pójść drogą najlepiej zorganizowanej i dzięki temu najciekawszej ligi sportowej świata - NBA. Choć zdaję sobie sprawę, że jest to liga działająca w jednym (dwóch) krajach, więc o jej regulowanie łatwiej, no ale można chociaż spróbować (dobry dowcip, biorąc pod uwagę skorumpowaną dziadownię FIFA).
Co do sędziowania - wprowadzić obowiązkową, na żądanie kapitanów drużyn, elektroniczną kontrolę spornych momentów, wystarczy parę kamer, więc można to zrobić dość tanio i w wielu krajach na raz, a na najważniejszych zawodach tylko sędziowie z kilku najlepszych, europejskich lig.
Mistrzostwa świata nie mogą być okazją do promowania multikulti w postaci szamanów z buszu, tylko piłki nożnej w jak najlepszym, także sędziowskim wydaniu. Ograniczona lista sędziów pozwoli także na łatwiejszą i dotkliwszą dla lubiących przekręty, personalną kontrolę.
A poza tym - jak proponowali Amerykanie przed Mundialem w 1994 r. - cztery kwarty zamiast dwóch połówek. Będzie więcej czasu na odpoczynek dla piłkarzy, więcej dla trenera, dawkowane emocje dla kibiców smakują znacznie lepiej, a większa kasa z reklam też ma dla tej dyscypliny znaczenie.
No i możliwość pełnych zmian całym składem siedzącym na ławce, ze zmianami powrotnymi włącznie. Piłka nożna jest jedynym, z najbardziej popularnych sportów zespołowych, gdzie takich reguł przy zmianach wciąż - nie wiadomo dlaczego - nie ma, a przypadkowa kontuzja po wykorzystaniu limitu uderza w zespół.
Naprawdę, trudno sobie wyobrazić, jakiego tempa mogłaby nabrać gra, gdyby najlepsi zawodnicy nie musieli siedzieć na boisku ponad 90 minut, tylko, na przykład 50-60, i mieli czas na krótki odpoczynek nie na boisku, wkurwiając kibiców i kolegów z zespołu, tylko na ławce?
Aby zapobiec budowaniu monstrualnych, mających potem kłopoty finansowe, mega klubów - także pójść śladami NBA. Nie wiem, czy rozwiązania z draftem (najlepsze kluby NBA mogą kupować tylko zawodników z najniższych miejsc w drafcie, a najsłabsze mogą sięgać po tych z pierwszych miejsc, co pomaga w wyrównywaniu poziomu zespołów w lidze) dałoby się tu w pełni zastosować, ale może chociaż spróbować z młodymi piłkarzami?
Warto się także przyjrzeć, bo to bardzo istotne, limitom budżetów płacowych dla zawodników, jakie obowiązują w koszykówce NBA. Jeśli klub taki limit przekracza, płaci do kasy NBA ekstra podatek, jeśli jest poniżej limitu, dostaje z kasy związku dopłatę.
Niezależnie jednak od tego co i jak będzie zmieniane, ciekawi mnie już tylko to, czy ja w ogóle takich zmian w piłce nożnej doczekam? Bo oglądając numery w rodzaju "Mistrzostwa Świata w Katarze", tłuste, martwe twarze gangsterów, siedzących na ławkach dla działaczy lub kolejnych, "wielkich futbolu" lądujących w więzieniu za związane z piłką przekręty, mam niestety coraz większe wątpliwości.
Inne tematy w dziale Rozmaitości