Nie ustaje rytualne grilowanie Bronka ofiarnego w szamańskim kręgu. Trudno zresztą, aby coś innego, poza, oczywiście, ujadaniem na Andrzeja Dudę, mogło im przyjść do głowy. No dobra, Petru przyszedł, ale był tak mikroskopijny, że wziął rozcieńczone 10% i od razu zniknął.
No i skwierczy nam Bronek, tłuszcz pryska na podnieconych widzów, niby więc wszystko zgodnie z okrutnym, acz odwiecznym obyczajem. Jednak to, co wrzucają do ogniska, coraz bardziej zaczyna przypominać towar ze sklepów zielarskich Frisco w 1968 r. Bezkonkurencyjna w tych dostawach jest "kadra naukowa" III RP, czyli rozmaite doktorstwo, profesorstwo i tym podobne ziele intelektu, bujnie kwitnące na rządzącym nami od lat nawozie.
A coraz bardziej zdumieni oraz bezradni widzowie przestają w końcu rozumieć, czy na tym ogniu szamaństwo chce tego Komorowskiego ofiarnie spalić, czy może zahartować.
Na przykład prof. Wawrzyniec Konarski, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który w swoim akcie strzelistym wiąże Komorowskiego z Solidarnością i komunistami z lat 40-tych. Aby po fali krytyki uznać, że taka mikstura nie jest jednak pozbawiona szans powodzenia.
Coś ten UJ ostatnio bardzo się stara, żeby nie kojarzyć go wyłącznie z Andrzejem Dudą. Notomiast z czym się może kojarzyć prof. Konarski, zostawiam opinii czytelników.
"Elita postsolidarnościowa oczekuje wdzięczności ze strony społeczeństwa - oczekuje, aby wdzięczne społeczeństwo dokonywało jej reelekcji. Otóż w tę samą pułapkę wpadła ekipa, która przejęła w Polsce władzę po roku 1947 r. - już po ucieczce Stanisława Mikołajczyka. Wtedy po pewnych dokonaniach, ale nie na niwie politycznej, tylko gospodarczej, kulturalnej i edukacyjnej (jak plany 3- i 6- letni, industrializacja i elektryfikacja kraju, alfabetyzacja) władza komunistyczna zapomniała o prostej regule psychologicznej: jeśli zaproponuje się społeczeństwu szansę na awans cywilizacyjny, to społeczeństwo na tym nie poprzestanie i będzie domagało się czegoś więcej.
Komunistom wydawało się, że zawsze mogą liczyć na jakąś wdzięczność narodu. W dokładnie taką pułapkę wpadła też ekipa solidarnościowa - uwierzyła, że jej oferta rozwoju państwa i społeczeństwa po roku 1989 będzie ulegać stałej reprodukcji. To te same, nota bene, kombatanckie błędy. Komuniści, którzy tworzyli władze, też z biegiem lat stawali się kombatantami i opowiadali niestworzone historie o tym, jaki to wspaniały mamy ustrój.
A obóz postsolidarnościowy?
Są w nim tacy politycy jak Bronisław Komorowski, Bogdan Borusewicz, Henryk Wujec, Jan Lityński. Oni jakby zupełnie przestali rozumieć to zjawisko i wpadli w taką samą pułapkę. (...)
Nie przekreślam jednak szans Komorowskiego."
I my nie przekreślajmy.
Inne tematy w dziale Polityka