"Z dokumentów, do których pan dotarł, wynika, że na pokładzie tupolewa umieszczono środki wybuchowe. Mało tego – co wyjątkowo szokuje – zleceniodawcą zamachu miał być ówczesny członek polskiego rządu, a wykonawcą generał FSB Jurij D. Jak pan wszedł w posiadanie tajnego raportu niemieckich służb?
– Od agenta BND. Nie wiem, dlaczego właśnie mnie przekazał raport.
Rzecznik Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) przyznał oficjalnie, że nie ma takiego raportu, a pana "rewelacje" określił mianem bzdur.
– Znam opinię BND jako instytucji i opinię funkcjonariusza, który mi raport dostarczył. Uważa, że publikacja dokumentu była słuszna.
Ale rzecznik mówi, że raport nie istnieje...
– To bzdura. Raport został przedłożony federalnemu rządowi. Jest prawdziwy. (...)
Ale to Polak – jak wynika z lektury "Tajne akta. Smoleńsk" – wydał "dyspozycję"
– Nie chcę wchodzić w ten temat daleko (...)
Wracając do pytania, kto stał za rzekomym zamachem?
- Wiem, ale nie mogę tego ujawnić. Chcę jeszcze trochę pożyć."
No więc ja mam w tej chwili tylko, nieustające i godne chyba cierpliwego ponawiania, jedno pytanie.
Kiedy Pan Jurgen Roth zostanie przesłuchany przez polską, Naczelną Prokuraturę Wojskową, lub na jej zlecenie, nie znam się na międzynarodowych procedurach w tej kwestii, przez prokuraturę niemiecką?
A jeśli odmówi ujawnienia informacji, do ktorej posiadania publicznie się przyznał, kiedy zostanie oskarżony o ukrywanie waznych dowodów lub krycie sprawców zbrodni?
Czy trzeba poczekać, aż to będzie naprawdę polska prokuratura?
Inne tematy w dziale Polityka