Karolina Nowicka Karolina Nowicka
967
BLOG

Czy zwierzęta potrzebują swojego mesjasza?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Zwierzęta Obserwuj temat Obserwuj notkę 95


Obiecywałam sobie od dłuższego czasu, że w końcu przeczytam jakąś książkę o zwierzętach. Nie mogłam się jednak zdecydować na żadną z nich. Jedne wydawały mi się infantylne, inne – nudnawe, a w ogóle to ostatnio żongluję lekturami bez opamiętania. No to może... audiobook? Wzrok się nie męczy, samo „wchodzi” do głowy, tyle, że trzeba się bardzo skupić i przymusić wyobraźnię do pracy. No i tak po lekkim wahaniu mój wybór padł na krótką powieść Bogdana Loebla pt. „Dymek, mesjasz zwierząt”. No to co? Słuchawy na ucha iiii – odpalamy!

Zapewne nie słyszeliście o tej książce. Mamy do czynienia z osobliwą zwierzęcą Ewangelią: tytułowy bohater to naznaczony przez Białą Gwiazdę kundelek, który przy pomocy dwunastu współplemieńców pragnie ocalić całą faunę tego świata przed największym złem, jakie się przezeń przewala, czyli... człowiekiem. Ten ostatni urasta w powieści do rangi nieomal demona, wcielenia wszystkich przywar i mordercy swojej planety. Zaś zwierzęta pod wodzą Dymka stają się jedną wielką rodziną, w której nie ma miejsca na krzywdzenie siebie nawzajem. Z mniejszymi lub większymi oporami całe królestwo zwierząt akceptuje konieczność światowego braterstwa i godzi się na bezpardonową walkę z gnębiącym je homo sapiens.

Czy Dymkowi udało się uratować Ziemię przed ludzkim rakiem? Cóż, historia jest, jak napisałam, kopią dziejów Chrystusa, więc można przewidzieć jej koniec. Jednak pomiędzy głównym bohaterem a Zbawicielem dałoby się zauważyć parę istotnych różnic: nasz psi protagonista, będąc pod znacznym wpływem telewizji, z której uczy się wielu rzeczy, nie zawsze kieruje się szlachetnymi pobudkami. Co prawda uzdrawia, a nawet wskrzesza swoich zwierzęcych braci i siostry, lecz w budowaniu autorytetu i aparatu władzy wzoruje się na krwawych dyktatorach, jak np. Stalin: dusi w zarodku wszelki sprzeciw, buduje wewnętrzną policję złożoną z najwierniejszych psów, jest często nad wyraz podejrzliwy. Nigdy jednak nie zniża się do najmniejszej podłości, stara się stłumić uczucia niechęci i złości wobec mniej kornych przedstawicieli fauny i do końca pozostaje wierny Białej Gwieździe, która namaściła go na mesjasza.

Powieść „Dymek Mesjasz Zwierząt” to moja reakcja na losy zwierząt głodzonych, dręczonych, porzuconych, zabijanych przez przedstawicieli Homo Sapiens ulepionego na wzór i podobieństwo Stwórcy. – pisze sam Bogdan Loebl o swoim dziele. Faktycznie, w powieści nasz gatunek odmalowany jest w najczarniejszych kolorach: jesteśmy toczącym planetę rakiem, głupcami piłującymi gałąź, na której siedzimy, pełnymi perfidii i wyrachowania ciemiężycielami wszystkiego, co żyje. Wielokrotnie porównuje się rzeźnie do obozów koncentracyjnych. Zwierzęta zaś są na ogół czyste i niewinne, chociaż i w nich może się czasami, za sprawą Czarnej Gwiazdy, tlić jakieś zło. Ta wyjątkowo pesymistyczna wymowa dzieła pana Loebla może razić nieco swoją naiwnością, zwłaszcza sugestie, że zwierzęta mogą się obejść bez zabijania. Niemniej warto się choć troszkę zastanowić, czy przynajmniej w krytyce rodzaju ludzkiego nie ma on sporo racji.

Książkę słuchało się szybko i przyjemnie. Nie jest to arcydzieło, lecz krótka, dobrze napisana, wzruszająca momentami powiastka, przy której można odetchnąć od poważniejszych lektur. Akcja toczy się żwawo, a moralizatorski ton nie przeszkadza w delektowaniu się przygodami niezwykłego psa. Szkoda, że wszystko tak szybko się kończy. Zaskakujące zakończenie pozostawia delikatne uczucie niedosytu, przynajmniej u mnie. Daję tej książce mocną czwóreczkę, głównie za dobry warsztat pisarski tudzież piękne, choć gorzkie przesłanie.

Jak zawsze zachęcam Was do nabycia tej pozycji bądź ściągnięcia sobie audiobooka. W ogóle rekomenduję audiobooki, gdyż przenoszą nas w wyczarowany głosem lektora świat. Można ich słuchać w nabożnym niemal skupieniu (tak jak ja to robię) lub bez zbytniego zaangażowania, traktując je jak tło codziennych czynności. Wiele zależy od samego czytającego. W tym przypadku słuchanie pana Tomasza Marzeckiego było czystą przyjemnością. Pan ten znakomicie moduluje głos, urozmaicając treść rozmaitymi tonami i barwami, i pozwalając tym samym słuchaczowi wczuć się w czytaną historię. Przykładowo, nie musiałam się zastanawiać, kto w danej chwili mówił, gdyż podczas dialogów każdy z rozmówców odzywał się inaczej. Taki lektor to prawdziwy skarb.

To co, dacie Dymkowi szansę? A może czytacie/słuchacie właśnie czegoś interesującego?


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości