No dobrze, dlaczego jednak rodzi się tak mało dzieci? Czy wszystko da się „zwalić” na niechętne maluchom bezdzietne singielki, dla których bezproblemowe przejście przez dzień jest ważniejsze od założenia własnej rodziny?
To naprawdę obszerny, kompleksowo opisujący „natalistyczną” rzeczywistość artykuł. Co z niego wynika? Ano, mamy – jako społeczeństwo – sprzeczne oczekiwania wobec państwa i jego prorodzinnej polityki, nie cenimy już tak rodziny jak dawniej, zmagamy się z poczuciem niepewności wobec materialnego jutra. Ogólnie rzecz biorąc, jest niefajnie. Może tych dzieci byłoby więcej, gdyby młodych było stać na mieszkania, gdyby mieli wyższe pensje i kilkuletnie wsparcie ze strony rządu po narodzinach. Ale jest jak jest, do tego dochodzi kultura, która sprzyja raczej samorealizacji i indywidualizmowi (aczkolwiek pojmowanemu dość osobliwie, bo wychodzą z tego osobniki jak spod jednej sztancy) niż życia – a tym samym i rodzenia dzieci – dla społeczeństwa.
Tak więc panie i panowie, szykujmy się na piękną katastrofę, jakby to określił Grek Zorba. Jeśli nie przydarzy nam się jakiś kataklizm, który całkowicie przewartościuje stosunek do potomstwa oraz dobytku, to za jakiś czas będziemy błagać Murzynów, żeby się u nas osiedlili. :)
Komentarze