Niezdolność (lub przynajmniej niechęć) do cierpliwej koncentracji jest zmorą naszych czasów i zapewne nie dotyczy wyłącznie pokolenia Z. Zamiast skupić się na czymś, co MOŻE spodobałoby nam się po cierpliwym przesłuchaniu/obejrzeniu/przeczytaniu, wolimy szybko „przelecieć” daną rzecz i błyskawicznie ocenić, czy warto „inwestować” w to swój czas. A może piszę o sobie? :) Nie wiem jak Wy, mnie jednak zdarza się dość szybko zrezygnować ze słuchania danego kawałka, jeśli coś mi się w nim nie podoba. O tym, że nie jest to najlepsza „strategia”, przekonałam się, kiedy udało mi się polubić utwór „Summer lightning” zespołu Camel. Czasami potrzeba czasu, żeby coś docenić.
Ciekawie o zaniku zdolności do „prawidłowego” słuchania muzyki opowiada ten pan:
Więcej, szybciej, mocniej – to przyzwyczajenie do silnych bodźców stało się zapewne dla niektórych częścią ich życia, której niespecjalnie chcieliby się wyrzec. Tylko czy jest to dobre dla naszego mózgu, samopoczucia, wreszcie – samej twórczości? Warto przeczytać zamieszczone pod filmikiem komentarze, których autorzy bronią streamingu, gdyż pozwala on na cieszenie się melodią nawet podczas dojazdu do pracy czy spaceru (joggingu), jednak zgadzają się z tym, iż coś utraciliśmy, coś się w nas „zepsuło”. Sama nie korzystam z żadnej platformy z piosenkami, lecz przecież słucham czasem czegoś na YouTube. Czy jest to właściwy sposób na delektowanie się muzyką?
Naturalnie problem nadmiernego wygodnictwa, które „każe” skakać po poszczególnych kawałkach bez intencji poznania całości, nie dotyczy jednego rodzaju sztuki. Weźmy literaturę. W modzie było (jest?) tzw. szybkie czytanie, pozwalające na pochłanianie tekstu bez konieczności „odtwarzania” poszczególnych słów. Pozwolę sobie zaprezentować krytykę tego zjawiska poprzez jedno z uroczych opowiadań Henryka Bardijewskiego:
TRZECI TOM CZECHOWA
Przestał mi się podobać ludzki głos. Te wszystkie tony i dźwięki wydobywające się z gardła, z gardzieli, z ust, cała ta ubijana językiem i wargami fonia. Głosy zwierząt, poza niektórymi ptasimi, nigdy mi się nie podobały. Wolę słuchać wody, zwłaszcza strumieni i strumyków, albo fal morskich, lubię też kiedy szumi las. Głos ludzki mnie nudzi. Żeby chociaż usypiał, ale nie usypia, bo wciąż się czeka, że coś powie ważnego, nowego – niestety, przeważnie tylko nudzi. Nawet kiedy śpiewa, nudzi. Nie nudzi, kiedy milczy.
Od pewnego czasu częściej chodzę do biblioteki. Tam dużo się milczy, co jest wielkim urokiem bibliotek, a słowa – pełno ich – spoczywają bezgłośnie na papierze. Znam sympatyczną bibliotekarkę; lubię kiedy ma dyżur. Rudowłosa, w za dużych okularach, odzywa się tylko w konieczności – milczymy sobie razem. Poza mną niewielu jest w czytelni stałych czytelników. Zapełnia się w okresie egzaminów, pustoszeje w wakacje, kilku jednak bywalców posiada. Nie wiem, kogo ja przypominam, ale przychodzi i przesiaduje ktoś, kto przypomina Dantego. Twarz ze starego sztychu, strój też niezbyt dzisiejszy, no i ta lektura – stale na okrągło „Boska komedia”. Ja czytam Czechowa.
Mógłbym go zabrać do domu, ale tu czyta się lepiej. Przeczytałem dwa tomy, poprosiłem o trzeci. Rudowłosa poszła na zaplecze, długo nie wracała – trzeciego tomu nie było. Wypożyczony. Jak dawno? Bardzo dawno. Już powinien być zwrócony. Kto trzyma? Rudowłosa nie chciała wtajemniczać mnie w biblioteczne sekrety, ostatecznie byłem tylko czytelnikiem, niemniej cała sprawa zbliżyła nas znacznie, zwłaszcza mnie do niej. Trzeci tom Czechowa – opowiadania – trzymał już drugi miesiąc ktoś o nazwisku O. (rudowłosa prosiła, żeby nie ujawniać), należący do starszej generacji czytelników, zwykle skrupulatny i punktualny. Bibliotekarka miała jego telefon.
– Zadzwonię do niego – powiedziała.
– Może ja?
– Pan? A z jakiej racji?
– Przedstawię się jako Czechow.
Trochę ją to rozśmieszyło, ale nie za bardzo. Lubię rozśmieszać kobiety, o wiele bardziej niż mężczyzn, którzy zbyt często, nie wiedzieć czemu, śmieją się nieufnie. Rudowłosa też miała się na baczności.
Potem na tydzień wyjechałem. Kiedy wróciłem, trzeciego tomu Czechowa nadal nie było, co gorsze, nie podano nawet terminu, kiedy zostanie zwrócony. Zamiast tego rudowłosa wskazała na jednego z czytelników i szepnęła, że to ten, co trzyma Czechowa i nie oddaje. Wydał mi się znajomy. Był to starszy jegomość z bródką, ubrany raczej niemodnie, częściej widuje się takich na fotografiach niż na ulicy. Przypominał któregoś z dziewiętnastowiecznych pisarzy, miał w sobie coś z Prusa i coś – właśnie – z Czechowa. Przychodził do czytelni w każdy piątek i przeglądał jeden po drugim albumy z malarstwem. Ponieważ ja też jestem starszy jegomość, uznałem, że mogę go śmiało zaczepić.
Wybrałem moment, kiedy w czytelni zostaliśmy sami, nie licząc oczywiście rudowłosej, i podszedłem. Nie zdziwił się, owszem, zrobił minę jakby tego oczekiwał. On też, okazało się, był ciekaw kto tak dopomina się o trzeci tom Czechowa. Spojrzenie miał bystre, głos młody, nie pasujący do siwych włosów i brody. Książki nie zwracał, ponieważ wypożyczył ją siostrzenicy. Ta zaniosła ją matce do sanatorium. A zatem, dowiedziałem się, Czechow przebywa wsanatorium.
– Jeżeli pan chce – zaproponował – możemy tam pojechać. To nie jest daleko.
– A czym? – zapytałem mimo woli
– Kolejką.
Nigdy nie byłem w sanatorium, kolejką też rzadko jeżdżę, najbardziej jednak zafrapowała mnie okazja bliższego poznania owego amatora albumów i rosyjskiej klasyki. Wyjechaliśmy nazajutrz, wczesnym rankiem, on kupił bilety, również powrotne, więc ja kupiłem suszonych moreli, które pogryzaliśmy po drodze. Kolejka trzęsła i rzucała, rozmawiać było trudno, chyba że na przystankach, ale postoje trwały zbyt krótko, żeby coś ciekawszego powiedzieć lub usłyszeć. Wciąż ktoś wsiadał i wysiadał, chodzili też ludzie po kolejce tam i z powrotem jakby to był deptak. Tylko jedna osoba czytała, za to od razu dwie gazety naraz, obie zadziwiająco szybko. Mój towarzysz spoglądał na tę lekturę z dezaprobatą, ale uwagi zachował, jak się okazało, na później. W pewnej chwili zerwał się i zawołał, że przejechaliśmy naszą stację, co jednak nie było prawdą. Więc usiedliśmy znowu i jechaliśmy dalej, co prawda mniej spokojnie. Sanatorium wyłoniło się w momencie najmniej oczekiwanym, na tyle jednak wcześnie, że zdążyliśmy wysiąść.
Gmaszysko stare i przestronne. Weszliśmy w labirynt białych korytarzy i pokoi, długo szukaliśmy matki siostrzenicy, a nikt nam nie mógł pomóc, bo starszy pan zapomniał jej nazwiska. Zaproponowałem, abyśmy poszli do ogrodu i wśród zieleni odpoczęli, i był to szczęśliwy pomysł, bo tam właśnie ona była, matka siostrzenicy, na ławce siedząca z książką w ręku. Ale nie z Czechowem – ze Stendhalem. Nawiasem mówiąc, był to trzeci tom dzieł wybranych, „Czerwone i czarne”. A gdzie Czechow? Dopiero co był, a jakże, wspaniałe opowiadania, ktoś sobie pożyczył, nie wiadomo kto, ale na pewno odda.
Matka siostrzenicy była osobą oczytaną, lubiła – jak nam wyznała – czytać po cichu i na głos, a głos miała wyjątkowo piękny, miło się z nią rozmawiało, więc rozmawialiśmy dosyćdługo, aż do podwieczorku, kiedy to wypadało wracać. Książka, twierdziła, pojawi się na jej stoliku lada dzień i wtedy niezwłocznie zostanie zwrócona siostrzenicy, która natychmiast zwróci ją starszemu panu.
– A wtedy ją wreszcie przeczytam – rzekł starszy pan.
– To pan jej jeszcze nie czytał?! – zawołałem.
– Nie zdążyłem – odparł. – Ja, widzi pan, czytam bardzo wolno. Bardzo wolno. Brałem nawet specjalne lekcje wolnego czytania. Wiem, wiem, w modzie jest czytanie szybkie, gwałtowne, błyskawiczne, ale to wszystko nie dla mnie, drogi panie. Ani, mam nadzieję, nie dla pana. Czytać trzeba wolno. Bardzo wolno. Najwolniej jak można. Wpatrywać się w stronę, w zdania, w słowa długo, jak najdłużej, tak jak wpatrujemy się w obraz, który nam się podoba. Dla słowa pisanego nie istnieje czas, drogi panie, i to jest wspaniałe. To nie muzyka, którą czas goni, nie taniec, któremu czas ucieka – dla słowa pisanego czas stoi w miejscu. I to jest jego siła, jego moc i potęga.
– Ale tyle jest do przeczytania – zauważyłem nieśmiało.
– To nie powód, żeby czytać byle jak i po łebkach! Czytaj mniej, ale czytaj porządnie. Uważnie. Mnie zdarza się czytać jedno zdanie Flauberta czy Prousta godzinę i dłużej. Czytam tak długo, dopóki w tekście zabawnym nie doszukam się czegoś smutnego, a w tekście smutnym czegoś śmiesznego, dopóki w komedii nie dostrzegę dramatu, a w tragedii komizmu. Bo tak naprawdę, drogi panie, treść nosimy w sobie. To od nas zależy, czym wypełnimy napisane przez autora słowa. Czy są pełne skojarzeń, treści, emocji, czy jednoznaczne lub wręcz puste. Jeżeli pan chce wiedzieć, nie ma tak wielkiej różnicy między autorem a czytelnikiem jak się powszechnie sądzi.
– No nie! – zawołałem.
Matka siostrzenicy też była poruszona. Dotąd uważała, że między nimi jest przepaść. Ja też tak uważałem. Przepaść i już. Jednak starszy pan uważał inaczej. Wracaliśmy tą samą kolejką, milczący i zamyśleni. W połowie drogi starszy pan zapytał, czy mam pióro. Miałem tylko ołówek, właściwie połowę ołówka. Skrzywił się, ale wziął, następnie wyjął z kieszeni notesik i zaczął coś notować. Kolejka trzęsła i rzucała a on notował i notował, dziwnie to wyglądało, lecz nie wypadało się dziwić. Kiedy dojechaliśmy do końcowej stacji, notes był cały zapisany, a mój ołówek pilnie wymagał temperówki. Pożegnaliśmy się dość chłodno, w sumie z naszej wyprawy on był bardziej zadowolony niż ja, mimo że obaj wracaliśmy z pustymi rękami. Trzeci tom Czechowa nadal był nieosiągalny.
W domu zaostrzyłem ołówek. To była pierwsza rzecz, jaką zrobiłem po powrocie. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Potem przygotowałem papier, biały. Też nie wiem po co. Wieczorem usiadłem przy stole i długo wpatrywałem się w ten papier. Były w nim rzeczy nadzwyczajne, ale nie na tyle, niestety, żeby dotykać go ołówkiem. Jak trudno zostać wybitnym czytelnikiem...
Przeczytaliście całość? Gratuluję. To znaczy, że coś przykuło waszą uwagę na dłużej. :)
No właśnie, czy tzw. szybkie czytanie nie wykluczyło smakowania poszczególnych słów, zwrotów, zdań? Czy naprawdę służy samym czytelnikom? A może nie ma żadnego znaczenia, jak czytamy, tylko CO i DLACZEGO?
Haniebny powrót po wcześniejszym zadeklarowaniu się, że nigdy tu już nie wrócę. :/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura