Fitch Ratings podwyższyła perspektywę ratingu Polski ze „stabilnej” do „pozytywnej” i potwierdziła rating „A minus”. Na tę informację natychmiast zareagowali inwestorzy giełdowi i rentowność polskich obligacji spadła o ponad 1 procent.
Pytanie brzmi: jak z tą informacją poradzą sobie politycy PiS, którzy od utraty władzy w 2007 roku codziennie trąbią o katastrofie gospodarczej, „Titanicu”, zapaści cywilizacyjnej czy wręcz celowym działaniu rządu dla doprowadzenia Polski do ruiny?
Sposób najprostszy to oczywiście przemilczenie tej informacji. Udawanie, że nic takiego nie nastąpiło. Na pewno ani PiS-owscy eksperci ekonomiczni Piotr Szczerski czy Zbigniew Kuźmiuk, ani sam Pan Prezes, ani tym bardziej jego potakiwacze – sami z siebie o tym mówić nie będą. Jeżeli ktoś ich do tego sprowokuje, pewnie wybiorą jedną z poniższych możliwości (albo wszystkie jednocześnie).
1. Wszelkie ratingi są zwodnicze i nie należy się nimi przejmować. I płynnie przejść do zwodniczości, a nawet tendencyjności sondaży wyborczych.
2. Jest więcej agencji ratingowych niż FR i znamienne, że te inne jakoś nie podwyższają Polsce ani perspektywy ratingowej, ani tym bardziej bieżącego ratingu.
3. Agencja FR to agencja szczególna. W tym wariancie główną rolę powinien grać Pan Prezes. Nagabnięty przez dziennikarzy, mógłby w swoim niepowtarzalnym stylu rzucić kilka złotych myśli, typu „siedziba tej agencji jest tam, gdzie jest, a kapitał należy do tych, do których należy”. No bo przecież jak ktoś ma pieniądze, to skądś je ma. Oprócz Pana Prezesa, wybitną rolę mógłby tu odegrać Cezary Gmyz, wyszukując odpowiednie powiązania rodzinne szefów FR z Komunistyczną Partią USA, stalinowskimi oprawcami oraz – kanieszno – z Putinem.
4. Gdyby rządził PiS, Polska miałaby perspektywy „świetlane”, a rating składałby się z tylu liter „A”, że gdyby je ustawić jedna obok drugiej wzdłuż równika, to oplotłyby Ziemię trzy razy.
5. Decyzja FR spowodowała umocnienie złotego, co ma fatalne skutki dla polskiej gospodarki, bo utrudni eksport polskich towarów.
A jak dobrze pójdzie, to któryś z polityków – że tak powiem proszę pana – mniej biegłych w sprawach ekonomicznych skoncentruje się na informacji, że rentowność polskich obligacji spadła. A jak spadła – to znaczy, że jest źle. PiS ma przecież w swoich szeregach słynnego znawcę gospodarki Bogdana Pęka, który u zarania transformacji gospodarczej oskarżał Balcerowicza o to, że przez swoją zbrodniczą politykę wartość polskiego długu na rynku wtórnym spadła. Według Pęka uszczupliło to polski majątek narodowy. Wprawdzie Pęk coś dziwnie milczy, ale na pewno w klubie sejmowym PiS jest z pół kopy niezgorszych specjalistów.
No bo to, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej – to oczywista oczywistość.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka