
Nie będzie to notka o Rosatim, lecz o prawie do służenia ojczyźnie. Czy każdy może zostać obrońcą miejsca, w którym się urodził, też nie będę pytań zadawał, bo tam, gdzie zew krwi, tam żarty się kończą i zaczyna życie.
Pamiętam czasy, kiedy przez moje miasteczko zapierdzielały transporty z żołnierzami układu warszawskiego. Jak się miało szczęście, a takie zawsze nam towarzyszyło, można było wskoczyć na wagony przewożące armię i załapać się na garść kawy zbożowej prasowanej z cukrem w kostki, które do gęby się nie mieściły i trza było cholerstwo powoli śliną rozpuszczać. Podobnie było z sucharami, które chyba z Uralu wożono, bo tak były twarde, że zęby się kruszyły. U tych, co wiedzy o spożywaniu sucharów nie posiadali.
Czasy to były niebezpieczne, bo miasteczko, jakie było, takie było, ale wojska radzieckie przeorały je tak skutecznie, że nawet jak jakiś Niemiec ocalał, to prędzej język by se odgryzł, niż coś po szwabsku by powiedział.
Rozwydrzone i niedopilnowane hordy powojennych dzieciaków wyprodukowanych gdzieś w Polsce latały więc po ruinach i dozbrajały się bronią porzuconą przez wroga. Olbrzymie szczęście i jakaś niezrozumiała siła uniemożliwiała mi zdobycie broni zdolnej do wydania strzału, ale niemiecki hełm był i jakby kula jakaś przez starszych wystrzelona nadleciała, to łeb cały by pozostał.
Takie czasy mnie dopadły i jakie czasy były, to zabawy też do czasów zostały dopasowane. Kilka butelek z wodą, puszka z karbidem, hełm na łeb i zabawa w wojsko się rozpoczynała. Oddziały Polsko rosyjskie były tak brutalne, że nikt niemieckiego żołnierza grać dobrowolnie nie zamierzał, więc przydziały do armii były dokonywane przez losowanie. Nie raz i nie dwa razy losem wyznaczony też hitlerowcem być musiałem i chyba szczęście miałem, że teraz tę notkę czytać możecie.
Nie będę opisywał, jak działa karbid wrzucony do wody, a woda znajduje się w zamkniętej butelce, ale powiem wam, że teren rodzinny broniony był do ostatniej kropli wody. Nikomu do łba by nie przylazło zdradzić towarzysza broni, a za przejście do wroga banicja wieczna groziła.
Szczerze jednak powiem, że zdarzyło się kilka razy, że polskojęzyczna menda zabawy tak poważnie traktowała, że donosiła do zwierzchników o planowanych starciach i trza było mocno kombinować, by sądy wojskowe dupy nam nie złoiły.
Co się stało z Emilkiem i Dariuszkiem, że rękę na ojczyznę podnieśli, powiedzieć nie potrafię, ale były czasy, które mogłyby zew krwi zdradzieckiej zatamować, gdyby zamiast losowania innymi priorytetami przydziały do ojczyzny były regulowane i armie wrogie natychmiast neutralizowane. Tu możemy mieć do naszych rodziców pretensję.
Jaką wartość ma człowiek, który nauczył się czytać i pisać, myślenie pozostawiając innym? (Ernst Hauschka)
Uwaga! Wszystkie ilustracje na blogu – niezależnie od sposobu ich powstania (fotografie, grafiki komputerowe, obrazy generowane sztucznie) – mają charakter wyłącznie ilustracyjny i nie przedstawiają rzeczywistych osób. Wszelkie podobieństwa do osób istniejących są przypadkowe. Autor nie przetwarza danych osobowych i nie wykorzystuje wizerunku żadnej osoby bez jej zgody. W razie wątpliwości proszę o kontakt – sporne materiały zostaną usunięte.
Osoby urażone treścią moich notek lub komentarzy proszę o kontakt karzo@mail.de Prawnicy osób urażonych po przedłożeniu pełnomocnictwa (Polska) lub Vollmacht (BRD) otrzymają wszystkie moje dane potrzebne do prowadzenia sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka