Notką red. Lisickiego pewnie i nie zainteresowałabym się (wystarczająco powiedział mi jej tytuł), gdyby nie przypadkowo przeczytana przedwczoraj dyskusja na zupełnie, z u p e ł n i e innym blogu, blogu z grona "lafjstajlowych".
Jego autorem jest Tomasz Tomczyk, od ca 10 lat obecny w sieci jako "Kominek".
Zaglądam tam od czasu do czasu, bo spotkałam Kominka daaaawno temu na internetowej grupie dyskusyjnej o psychologii. Któregoś dnia spadła na nią szarańcza w postaci, najwyraźniej nieco już znudzonego sobą nawzajem, towarzystwa wzajemnej adoracji, które poznało się przy okazji którejś ( pierwszej?) edycji Big Brothera i założyło własną grupę na internecie. W/w grupy psychologicznej nie umiem odnaleźć, ale ta "bigbrotherowska" jeszcze zipie.
Kominek wywodzi się z tego właśnie towarzystwa. Mimo - jak oni wszyscy - obfitego epatowania gminnej jakości obscenami, prezentował nietuzinkową inteligencję, i , co ciekawsze, silnie rozwiniętą wrażliwość.
Zrobił karierę w necie, jest jednym z najpopularniejszych bloggerów. Dawno już wyrósł z metaforyki pryszczatego 7klasisty, a pisanie skoncentrował na "lajfstylu". Zaglądam do niego coraz rzadziej, jako, że jest to dziedzina, która mnie śmiertelnie nudzi.
Przypomniałam sobie o Kominku przedwczoraj i zastukałam na jego blog. Przeglądając wpisy, ze zdumieniem znalazłam taki:
http://www.kominek.in/2013/10/czy-sa-na-sali-oszolomy/
"Ki diabeł?" - pomyślałam sobie na to nagłe kominkowe przebudzenie się do sprawy, w której przecież "wszystko jest jasne": wypadek, brak wyobraźni, mgła i brzoza, bałagan polski, bałagan ruski, a w ogóle dawno i kogo to dziś interesuje?
Ano "dawno", "nikogo nie interesuje", "wszystko jasne" - a jednak na okrągło pojawiają się teksty takie jak Kominka, czy red. Lisickiego, nie wspominając już o licznych z gatunku "Jaksłowodaję" z GW.
Starannie odliczony już na oszołoma, chorego na nienawiść paranoika i, Sam Nadredaktor jeden wie jakiego jeszcze innego demona, Macierewicz, swoimi "bredniami" zainteresował wystarczająco znaczącą opinię publiczną, że zaniepokojone nadredaktorostwo pogoniło rząd do tłumaczenia łopatą obywatelom do głowy, kto tu ma rację. A im cięższa ta łopata, tym bardziej opinia publiczna, jako tako już na łopaciane metody perswazji uodporniona, fika pogłębianiem i rozszerzaniem wątpliwości.
Sedno tych wątpliwosci generuje nie Macierewicz, ale SPOSÓB PROWADZENIA ŚLEDZTWA. Macierewicz jest tutaj tylko tzw. posłańcem. Na nieszczęście dla tzw. establishmentu, jednym z wielu. Nieszczęście polega na tym, że nawet gdyby udało się im go jakimś cudem zneutralizować, nawet gdyby udało się odesłać Kaczyńskiego w polityczną nicość, dziesiątki, jeśli nie tysiące równie silnie zdeterminowanych podniesie posłanie z prób pokrycia niepamięcią, czy szyderstwem.
Bo tu nie chodzi ani o prywatną vendettę Macierewicza, ani o traumy Kaczyńskiego, ale okoliczności najbardziej tragicznego wydarzenia w potransformacyjnej IIIRP.
Nie uda się spławić ich ani kpinami (Kominek), ani pseudoanalitycznymi przykrawajkami wg z góry ustalonego wzoru (Lisicki), ani, wreszcie, rozbrajająco szczerą deklaracją silnych podejrzeń rosyjskiego sprawstwa w postaci rozdzierających duszę okrzyków, że: "Przecież nie wypowiemy Rosji wojny!".
Wypowiedzi pod zaczepnym wpisem na blogu, którym żywią się klasyczne lekkoduchy rajcowane "tryndami", chyba najbardziej mnie uspokoiły o przyszłość tzw. sprawy smoleńskiej. Kilka głupawych komentarzy, to dużo za mało jak na t e n temat na t y m blogu.
Kaśka
Panie, daj mi odwagę, aby zmienić to, co zmienić mogę, pokorę, aby w pokoju pogodzić się z tym, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, aby odróżnić jedno od drugiego.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka