Być może wszyscy już przeczytali cały tekst Ryszarda Legutki, ale na wszelki wypadek wklejam drugą część.
Wspólnota nienawiści
Posłużyłem się słowem „kaczyzm” celowo, ponieważ – jakkolwiek nie ma ono użycia powszechnego – zawiera kwintesencję postawy, która je zrodziła.
Jest w nim odniesienie nie do nazwiska – w analogii do gaullizmu czy peronizmu – lecz do pogardliwej ksywy uczynionej z nazwiska, do czego trudno znaleźć przeszłe analogie.
Nie mówi nic o poglądach ani nie wskazuje przywódcy jako wyraziciela pewnej orientacji politycznej, lecz wyraża stan ducha osoby mówiącej, stan będący mieszaniną drwiny, pogardy, nienawiści i innych negatywnych emocji.
Odkrycie źródeł antykaczyzmu jest o tyle ważne, że rzuca światło na stan polskiej duszy.
Tak silne emocje mogą się uzewnętrznić tylko wówczas, gdy wyrastają z potężnych źródeł wewnętrznych. Zidentyfikowanie tych źródeł jest być może najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed każdym, kto chce zrozumieć dzisiejszą Polskę.
W całej ponaddwudziestoletniej historii III RP nie było bowiem zjawiska politycznego o podobnej intensywności.
Nie wywołali takiej reakcji komuniści, nie wywołał jej Jerzy Urban czy Wojciech Jaruzelski ani nikt inny o porównywalnym poziomie infamii. Z enuncjacji antykaczystowskich można wyciągnąć wniosek, że nie było w historii Polski ostatnich dekad podobnego zagrożenia wymagającego podobnie silnych reakcji sprzeciwu.
Nic podobnego nie stało się, gdy Jaruzelskiego wybrano na pierwszego prezydenta wyzwalającej się z komunizmu Polski, ani gdy Kwaśniewski, reprezentujący stary aparat komunistyczny, został prezydentem, ani gdy wybory wygrywali dawni komuniści.
Nie zareagowano, gdy Leszek Miller zakładał za pieniądze pożyczone w Moskwie swoją partię, ani gdy prezydencki minister Kwaśniewskiego przy wdzięcznym rechocie tego ostatniego naigrawał się z Jana Pawła II, ani gdy Wałęsa wyczyniał bulwersujące rzeczy, posługując się służbami i gdy niszczył obciążające go tajne dokumenty.
Dopiero działalność Prawa i Sprawiedliwości uruchomiła masową reakcję sprzeciwu. Dla wielu to kaczyzm właśnie – nie zaś postkomunizm czy największe schorzenia III RP – wart jest tego szczerego i płynącego z najgłębszych rejonów świadomości politycznego gniewu, w którym nieuk i erudyta, pokątny pijaczek i artysta, telewizyjny przygłup i poczciwy inżynier połączyli się we wspólnych odczuciach, gestach, grymasach, znaczących prychnięciach, drwiących uśmieszkach, przekleństwach i nierzadkich atakach furiactwa.
Nierozumna zawziętość tłumu
Niszcząca siła antykaczyzmu spowodowała obalenie na długie lata najbardziej podstawowych standardów życia publicznego.
Wszystkie zasady, dotychczas nabożnie głoszone i uroczyście uznane za najświętsze i nieprzekraczalne, zostały złamane, a gwałtu na nich dokonanego nie tylko nie dostrzeżono, lecz go szeroko zaaprobowano.
Aprobatę dla niszczenia zasad wypowiadano czasami cicho, czasami pełnym głosem, a czasami z radosnym wrzaskiem tak jak w czasie rewolucji, gdy niesiony wściekłością tłum wdziera się do budynków i wyrzuca przez okno cenne przedmioty, których unicestwienie warte jest dla niego każdej ceny.
Gdy obserwowałem antykaczystowskie szaleństwo przez ostatnie lata, nieodmiennie kojarzyłem je ze sławną sceną z „Ogniem i mieczem”, gdy czerń kozacka w amoku rozszarpała Tatarczuka i Barabasza.
Przy zachowaniu wszelkich proporcji mieliśmy do czynienia z podobną dziką, niszczącą, nieokiełznaną i nierozumną zawziętością tłumu, głuchego i ślepego na wszelkie świadectwa rzeczywistości, kierującego się wyłącznie tyleż absurdalnymi, co bezkompromisowymi emocjami.
Antykaczyzm – faktu tego nigdy dość przypominać – doprowadził wszak do jedynego jak dotąd w historii III RP mordu politycznego.
Członek PiS został zamordowany częściowo za sam fakt osobistej przynależności do tej partii, a częściowo – by tak rzec – in effigie, gdyż główną ofiarą miał być stojący na czele Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
Poza Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi nie było w historii III RP polityków, na których posypałoby się tyle obelg, inwektyw i obraźliwych insynuacji, a cała ta Niagara niewyobrażalnego grubiaństwa nabrała charakteru normy, stając się trwałym elementem politycznego folkloru dzisiejszej Polski.
Politycy, dziennikarze, celebryci, elity oraz zwykli obywatele pobili w atakach na braci Kaczyńskich, a szczególnie na Jarosława po śmierci Lecha, światowy rekord brutalności, często noszącej znamiona okrucieństwa.
Nie szczędzono razów rodzinie, nie szanowano najbardziej zasługujących na szacunek odczuć, drwiono ze śmierci, życzono jej, przeklinano, licytowano się w lżących wyzwiskach.
Antykaczyzm odsłonił nieznane dotychczas społeczne pokłady moralnej brzydoty.
Pierwsza część tekstu prof. Legutki:
http://kate1.salon24.pl/509676,ryszard-legutko-o-antykaczyzmie
Źródło:
http://niezalezna.pl/41654-czym-jest-antykaczyzm
Uważam, że tekst Ryszarda Legutko jest bardzo trafną diagnozą ważnego aspektu polskiego życia społecznego.
Tylko podejrzewam, że trafi w próżnię...
<script id="_wau6q4">var _wau =
<script id="_waumkc">var _wau = _wau || []; _wau.push(["dynamic", "3i6y8j7krw", "mkc", "c4302bffffff", "small"]);</script><script async src="//waust.at/d.js"></script>
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka