Naradę prowadził pułkownik Borys Iwanow, szef wydziału operacji szpiegowskich w Polsce.
– Wezwałem was, towarzysze, bo mam spore wątpliwości co do przebiegu naszych dalszych operacji – zwrócił się do podwładnych. – Jesteśmy tu sami swoi, więc będę całkowicie szczery. Nie da się ukryć, że pierestrojka niszczy potęgę Związku Sowieckiego. Na świecie coraz mniej się nas boją. Niedługo nawet kraje Europy środkowo-wschodniej, w tym Polska, będą próbowały wyzwolić się z naszej strefy wpływów. Kto wie, może nawet komunistyczne partie stracą władzę. Trzeba będzie diametralnie zmienić metody działania. No więc jak teraz prowadzić operacje szpiegowskie?... – zawiesił głos.
– A do tej pory było tak pięknie – mruknął jego zastępca, major Jurij Markow. – Wyszkoleni agenci działali prawie jawnie z sowieckiej ambasady w Warszawie i absolutnie nikt im nie przeszkadzał. Mieliśmy informatorów dosłownie wszędzie.
– Teraz to się może skończyć W obecnej sytuacji wielu z nich odmówi współpracy; co prawda będzie ich można szantażować, ale spora część pewnie wyjedzie zagranicę i pożytek z nich będzie żaden. Moje pytanie brzmi: jak zapełnić po nich dziurę?
– Na pewno znajdą się nowi informatorzy, którzy za pieniądze zrobią wszystko – odezwał się kapitan Sasza Czeremuchin.
– No tak, ale będą to zwykli amatorzy, nie potrafiący prowadzić profesjonalnych akcji – odparł pułkownik. – Musimy w jakiś sposób umieścić w Polsce nowych, dobrze przeszkolonych agentów. Oczekuję waszych propozycji.
– Na początek spróbujmy może znanego wariantu z fałszywym defektorem – zaproponował Markow.
– Jak to sobie wyobrażacie?
– Po prostu. Jakiś nasz człowiek będzie udawać, że przejrzał na oczy, że nie podobają mu się nasze metody, że nie chce już mieć z nami nic wspólnego, i zwróci się w Polsce z prośbą o azyl, albo tylko o możliwość zamieszkania. Oczywiście, operacja musi trochę potrwać, bo trzeba będzie stworzyć legendę, żeby uwiarygodnić jego „nawrócenie”. Na początek wyrzucimy go z pracy.
– Wyrzucenie z KGB to za mało – zauważył pułkownik. – Trzeba czegoś więcej.
– Jasne. Dostarczymy mu tajne materiały, które przekaże stronie polskiej.
– Widzę tu poważny problem. Co takiego można dać Polakom, co uwiarygodni naszego agenta, a nam nie przyniesie szkody?
W pomieszczeniu na chwilę zapadła cisza.
– Mam! – krzyknął nagle młody porucznik Misza Żarkow, który do tej pory jeszcze się nie odzywał. – Dajmy im coś o Katyniu! Nie ma to najmniejszego znaczenia militarnego ani szpiegowskiego, a zatem nie poniesiemy absolutnie żadnej straty. Natomiast Polaczki mają obsesję na temat Katynia, więc będą się cieszyć, jakby im kto w kieszeń napluł!
Iwanow z uznaniem spojrzał na Żarkowa.
– Brawo! Bardzo sprytnie. Z takimi pomysłami zajdziecie daleko w naszej firmie. Czyli co, akceptujemy ten plan? – zwrócił się do podwładnych.
Wszyscy obecni skinęli głowami.
– Ale to nie koniec – kontynuował pułkownik. – Trzeba rozważyć konsekwencje ewentualnego niepowodzenia. Co robimy, jeśli Polacy okażą się nadspodziewanie czujni i nie pozwolą wejść naszemu człowiekowi w środowiska, o które nam chodzi? Tak po prostu wycofać agenta się nie da, gdyż od razu stałoby się jasne, że jego ucieczka była udawana.
– W takim razie niech któryś z naszych ludzi ułatwi mu karierę – zaproponował Markow. – Mamy przecież w Polsce agentów na odpowiednio wysokich stanowiskach.
– To nie jest dobry pomysł. Jeśli nasz defektor nie zostanie od razu zaakceptowany, wyda się podejrzane, że ktoś ciągnie go za uszy do góry. Może to grozić dekonspiracją tego agenta.
– A może... hm... po prostu wyeliminować? – mruknął cicho kapitan Czeremuchin
– No co wy! – żachnął się pułkownik. – KGB przecież zawsze postępuje humanitarnie! Oczywiście, gdyby naprawdę zdradził, wtedy nie mielibyśmy wyjścia. Wszyscy muszą pamiętać, że Matuszka Rosja nie toleruje zdrajców. Ale jeśli pozostanie wierny, nie może stać mu się od nas krzywda.
– Wobec tego zostawmy go samemu sobie – stwierdził Markow. – Do roli defektora wybierzemy przecież doświadczonego agenta, który da sobie radę w każdych warunkach. Może przez wiele lat klepać biedę, ale jak nadejdą odpowiednie okoliczności, zostanie zaakceptowany i wypłynie na powierzchnię. Napisze jakąś książkę, udzieli paru wywiadów i może znowu stać się przydatny.
– To prawda – stwierdził pułkownik. – Znane są przypadki agentów, którzy rozpoczynali działalność po dwudziestu, a nawet więcej latach uśpienia. Myślę, że pomysł towarzysza Markowa jest najlepszy. W takim razie powierzam towarzyszowi Czermuchinowi znalezienie odpowiedniego człowieka do roli defektora. Niech to będzie ktoś doświadczony, na przykład ze stażem w Afganistanie. A reszcie towarzyszy na razie dziękuję.
Inspiracją do powyższego opowiadania był tekst rosemanna umieszczony na blogu 1maud oraz dyskusja pod nim. Jest to oczywiście fikcja literacka i nie mam najmniejszego pojęcia, czy sprawa Olega Zakirowa tak właśnie wygląda. Być może Zakirow, były oficer KGB, który przyjechał do Polski i przekazał materiały o Katyniu, rzeczywiście się nawrócił i jego postępowanie jest szczere. Zaciekawiła mnie jednak łatwość, z jaką niektórzy „łyknęli” opowiedzianą przez niego historię. Często te same osoby, które w sprawie katastrofy smoleńskiej poddają w wątpliwość każde zdanie wypowiedziane przez stronę rosyjską, bez najmniejszych oporów wierzą w wersję podaną przez „dobrego KGB-istę”. Mnie się wydaje, że w jego przypadku należy zachować jak najdalej idącą czujność, nieprawdaż?
Chyba prawdaż...
Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie: 1. Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska. 2. Trollem się nie jest; trollem się bywa. 3. Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”. 4. Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami. 5. Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat. 6. Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu internetowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka