KKisiel KKisiel
296
BLOG

O wyższości monogamii (Fragment "Inżynierii społecznej")

KKisiel KKisiel Kultura Obserwuj notkę 1

CHODZĄCE CELE

 

Najprostszą i najtrwalszą metodą osłabienia danej społeczności jest uderzenie w jej najdelikatniejszą i najintymniejszą sferę psychiki – seksualność. Otworzenie jej niczym drzwi na oścież oznacza, że człowiek staje się odkrytym celem na wszelkiego rodzaju zaburzenia – można porównać to do chodzącego po pustyni czy nizinie celu. Celu idealnego.

 

Inżynierowie społeczni dobrze o tym wiedzą, toteż tematy dotyczące seksualności grają w ich programach naukowych i politycznych jedną z głównych ról. Niektórzy ich przeciwnicy widzą w tym tylko próbę zastąpienia dyskursu na temat „poważnych spraw” tematami zastępczymi. Jest to taktyczny błąd.

 

ZWYCIĘSTWO NAD ZWIERZĘCOŚCIĄ

 

Seksualność jest najbardziej skrytą, intymną i niedostępną sferą każdego człowieka. Jest ściśle zdeterminowana przez czynniki fizjologiczne i wiąże się z centralnym zadaniem gatunku, jakim jest przedłużenie jego istnienia. Na istocie „przetrwania dla przetrwania” zasadzony został świat żywej materii. Człowiek jako pierwszy nadał szersze znaczenie swojej egzystencji, nie mógł jednak zaprzeczyć pierwiastkowi zwierzęcemu w sobie.

 

Potrafił go okiełznać dopiero tworząc instytucję małżeństwa, małżeństwa rozumianego w tym sensie, gdy kobieta i mężczyzna decydują się na trwały związek.

 

Małżeństwo jest formą „kontraktu” mającego swoje konsekwencje. Do nich należy: odpowiedzialność za los partnera, wierność i stałość, stworzenie jednostki społecznej jaką jest rodzina, wychowanie potomstwa. Warto dodać, że wszystko to jest sprzęgnięte razem i od siebie zależne. Rozpatrywanie tych „zadań” oddzielnie nie ma sensu. Złamana wierność oznacza złamanie odpowiedzialności, bo pojawił się „ktoś” czasowo lub bezterminowo „wyżej” w hierarchii od małżonka i co za tym idzie – jego dzieci. Wierność jest warunkiem koniecznym do wychowania dzieci, którego rozwój zależy od przyswojenia sobie archetypu damskiego i męskiego. Brak wierności powoduje reperkusje, ponieważ grozi odejściem (choćby „duchowym”) jednego z partnerów od dziecka lub jego degrengoladą psychiczną.

 

Wychowanie dziecka jest niewątpliwie kluczowym zadaniem małżeństwa. Inne warunki „kontraktu małżeńskiego” są podporządkowane temu zadaniu. Dziecko to połowa każdego z rodziców. Jeśli jedno z nich separuje się od drugiego (uchyla się od odpowiedzialności, wierności i tworzenia rodziny), to separuje się także od „połowy” dziecka (przy czym z oczywistych powodów rzutuje to na dziecko ogółem, gdyż ciężko ocenić czym dziecko reprezentuje danego rodzica). Tylko bezwarunkowa wierność i odpowiedzialność oraz pełne oddanie, jakie wymaga wychowanie wspólnego dziecka, może zaowocować trwałą i stabilną zażyłością. Głębia uczuć w związku kobiety i mężczyzny leży tylko i wyłącznie w monogamii.

 

MĘŻCZYZNA URODZONYM POLIGAMISTĄ?

 

Zbyt często powiela się błąd, jakoby mężczyzna był z natury poligamistą. Jakiej natury, wypadałoby zapytać? Zwierzęcej czy społecznej? Notabene, czy wszyscy mężczyźni mają taką samą naturę? Pytanie też, co jest korzystniejsze – hodowanie w sobie zwierzęcej natury czy przestawienie się na relacje społeczne, dające zdecydowanie więcej korzyści?

 

·        Monogamista ma potencjał do poświęcenia 100% swoich zasobów dla żony i dzieci. Poligamista, mając dwie partnerki, poświęca potencjalnie średnio 50% swoich zasobów dla dwóch żon i ich dzieci.

·        Monogamista, z racji tego, że musi poświęcać uwagę tylko jednej żonie i jej dzieciom, ma do wykorzystania większy czas („potencjał uczuciowy”) niż poligamista, który aby zarobić na dwie żony, musi pracować dłużej, co jeszcze bardziej skraca mu czas potrzebny jego dzieciom.

·        Monogamiczne społeczeństwo, czyli także monogamiści, są dużo mniej narażeni na choroby płciowe, gdyż są one „izolowane” do pojedynczych par i usuwane w toku biologicznej selekcji bądź medycznej fiksacji. Zdrowsi mężczyźni mają większy potencjał do ochrony i poświęcenia się swojej żonie i dzieciom. Fakt „wolności seksualnej” w latach 80. I 90. znacznie przyczynił się do rozprzestrzenia wirusa HIV. Lewica oczywiście na ten temat milczy, bo każdy niewygodny jej fakt wrzuca do orwellowskiej „luki pamięci”.

 

Monogamia jest więc dla mężczyzny i społeczeństwa korzystna (trudno zresztą by to, co było dobre dla jednostki i nie szkodziło innym, było złe dla społeczeństwa) i naturalny tok rozwoju będzie preferował monogamię przed poligamią. Wyjątkami mogą być bogaci szejkowie, radźowie, dygnitarze. Nie są oni ograniczani przez środki materialne, ale ograniczają emocjonalne, gdyż nawet ochrona, doglądanie i konsumpcja przywłaszczonych dóbr zajmuje proporcjonalnie więcej czasu, niż u biedniejszych Poli- i monogamistów.

 

Monogamia jest kategorią dla relacji małżeńskiej kobieta-mężczyzna. Monogamia pozwala wykorzystać 100% potencjału ekonomicznego i emocjonalnego, co wykażemy w następnym podrozdziale.

 

PRAWO WYKORZYSTANIA ZASOBÓW

 

Na niemal bezludnej wyspie jest dwoje mężczyzn i dwoje kobiet. W pierwszej sytuacji każdy mężczyzna ma jedną partnerkę. W drugiej jeden mężczyzna jest sam, drugi ma dwie partnerki. W obu przypadkach na każdą relację M-K przypada jedno dziecko.

 

·        W pierwszym przypadku potencjał przypadający na dziecko wynosi 4*(1,0+1,0)  (potencjał zasobów) /4 (osoby) * 100% / 100%.

·        W drugim średni potencjał przypadający na dziecko wynosi  (2*1,0 (matki) + 0,5+0,5+0,0 (ojcowie)) /4 * 100% - 75%.

 

Można powiedzieć, że przedstawiliśmy coś w rodzaju „wyizolowanego układu społecznego”, coś na wzór jakiejś „mechaniki społecznej”.

 

Doliczenie każdej następnej monogamicznej pary w w drugim wariancie spowoduje zwiększenie zasobów możliwych do wykorzystywania (w układzie: bigamista-2 partnerki, samotnik i 1 para monogamiczna, potencjał wzrasta z 75% do 83,3%, dwie pary monogamiczne powodują wzrost do 87,5% itd).  Prawo wykorzystania zasobów brzmi:

 

Im bardziej w populacji społecznej rozprzestrzenia się monogamia, tym większy jest potencjał dostępnych do wykorzystania zasobów materialnych i emocjonalnych na dziecko.

 

Pod tym czysto mechanicznym i bezlitośnie chłodnym spojrzeniem widać, dlaczego stabilna, monogamiczna rodzina jest fundamentem społeczeństwa i podstawową jednostką funkcjonalną. Jakiekolwiek uczucia byśmy nie żywili do naszych rodziców czy dzieci, monogamia po prostu się opłaca, także mężczyzną. Jest efektywniejsza niż dziki promiskuityzm, degradujący i „uzwierzęcający” emocjonalność mężczyzny i zostawiający kobiety z dziećmi z ograniczonymi zasobami materialnymi i emocjonalnymi.

 

Nawet w wypadku niewykorzystywaniu potencjału w 24% monogamia ciągle jest ponad maksymalnym pułapem bigamii (nie mówiąc o poligamii). Dlatego też populacja, której relacje będą stricte monogamiczne, będzie miała tendencję do ekspansji demograficznej, pomimo tego, iż będzie nawet o 24% biedniejsza w potencjał ekonomiczny i emocjonalny. Genetyczne korzyści bledną i stają się nieznaczące.

 

Warto zauważyć, że 24-procentowa przewaga obowiązuje tylko i wyłącznie w przypadku, gdy rywalizujące społeczności (monogamiczna i poligamiczna) mają dzieci. Gdy poligamiczna społeczność takowych nie posiada, monogamiczna zyskuje jeszcze większą przewagę np. w demograficznej ekspansji.

 

WYRÓWNYWANIE STRAT

 

Inżynierowie społeczni malejące zasoby na dziecko próbują podwyższyć metodami instytucjonalnymi, obkładając ekonomicznym ciężarem nie-posiadaczy dzieci. Ci są, logicznie rzecz biorąc są, bogatsi od posiadaczy dzieci, bo nie ponoszą kosztów ich utrzymania i są w stanie dźwigać koszt polityki „prospołecznej” czy „prorodzinnej”, polegającej na zasiłkowaniu matek oraz bezrobotnych ogółem. Urlopy macierzyńskie, zasiłki macierzyńskie, gwarancje zatrudnienia, bezpłatna opieka medyczna, darmowy żłobek i przedszkole na czas studiów, wsparcie finansowe na otwarcie własnej firmy, opieka psychologiczna… Oczywiście, to nie miałoby miejsca, gdyby po prostu 99% mężczyzn opłacało utrzymanie swojej kobiety podczas ciąży i wychowania dziecka (minimalnie do okresu pójścia do szkoły). Zniknęłyby koszta związane z „wyrównywaniem szans”, „opieki rodzinnej” jak to nazwała pani von Leyen i przede wszystkim koszta instytucjonalne związane z transferem tych środków.

 

Inżynierowie społeczni walczą z problemami, które sami wywołali. „Socjalizm”* bohatersko walczy z trudnościami nieznanymi w żadnym innym ustroju. Ta korekta wydaje się być niezbędna, ale w obliczu zbliżającej się katastrofy społeczeństw krajów wysokorozwiniętych – okazała się być kompletną, totalną i wyniszczającą porażką.

 

* Socjalizm rozumiany także jako inżynierię społeczną.

 

RELIGIA A PRAWO WYKORZYSTANIA ZASOBÓW

 

Nie jest czymś zdumiewającym, że wiele religii oparło relacje małżeńskie na monogamii, co znajduje potwierdzenie np. w X przykazaniach: „nie pożądaj żony bliźniego swego…”. Nie wiem, czy zasadne jest przypuszczenie, iżby religijni przywódcy wiedzieli o przewadze monogamii i dlatego umieszczali ją w świętych skryptach nakazując wiernym ich przestrzeganie. Być może dobór prerogatyw dla religii odbył się losowo – i przetrwały tylko te, których przestrzeganie reguł dawały społeczeństwom najwięcej korzyści.

 

JAK NIE MONOGAMIA, TO CO?

 

Monogamia to czynnik niejako historyczny. Ponieważ miażdżącą przewagę osiągnęły europejskie społeczności monogamiczne, co dokonało się tysiąclecia temu, uznano monogamię za konserwatywny składnik społeczeństw. Jej długie oddziaływanie na kulturę ludzkich relacji zaćmiło całkowicie osąd inżynierów społecznych, wierzących, iż wolność seksualna jest elementem nieubłaganego determinizmu, „postępu”. Monogamia miała stać się przeżytkiem (socjaliści, którzy zapoczątkowali inżynierię społeczną, otwarcie mówili o tzw. „wolnej miłości”), czymś ułomnym genetycznie (przeciwko np. darwinizmowi społecznemu), niekompatybilnym z ideą równości (także płci) i ustąpić miejsca takim wariantom jak:

 

·        Doborowi czysto genetycznemu, co sprzyja outsiderowaniu jednostek niedostosowanych do kryteriów siły i wyglądu, wyznaczanych np. przez kulturę masową;

·        „Hodowli dzieci” uprawianej przez niższe sfery ludności i rodzinami uszczelnianych elit, przy czym bezdzietna klasa średnia wspiera logistycznie tę pierwszą, uzależniając ją od pomocy społecznej;

·        Demograficznemu rozkładowi – redukcji bądź zniszczeniu – populacji połączonej z eliminacją jednostek kosztownych w utrzymaniu, np. eutanazja – leczenie osoby starszej w ostatnim pół roku jej życia przekracza koszty medyczne jej dotychczasowego życia minus właśnie ostatnie pół roku, lub których potencjał jest przewidywany na niekorzyść – aborcja. Argument, iżby lepiej było „dokonać aborcji, niż dziecko miałoby się męczyć” to potoczne uogólnienie tego sposobu myślenia.

 

Nie wiadomo, którą strategię przyjmą inżynierowi społeczni. Bill Gates mówił otwarcie o „potrzebnej redukcji ludzi na ziemi”. Problem przeludnienia zajmuje stałe miejsce w partiach zielonych (ekologicznych), a częściowo także w lewicowych. Tak samo eutanazja i aborcja weszły już na stałe do programów wyżej wymienionych partii, a nawet niektórych konserwatywnych (czyniących z nich „konserwatywnych tylko z nazwy”).

KKisiel
O mnie KKisiel

siedzącym na beczce prochu ładunkiem wybuchowym. wyrzutem sumienia skrzywionego świata. obrońcą patrymonium europejskiej cywilizacji. zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik Europejskiego Obszaru Wolnego Rynku, który może funkcjonować bez jednego dodatkowego urzędu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura