Zmartwieniem niszowych publicystów-blogerów jak ja jest to, że wiecznie towarzyszy nam uczucie, że przekonujemy przekonanych, że osoby, do których kierujemy nasze pomysły czy żale, najzwyczajniej w świecie nie przeczytają tego lub, co i tak byłoby sukcesem, ledwie zerkną lewym okiem. Z drugiej strony jest to zaleta - polega na bezkarności wypowiadanych słów, wobec czego można uwolnić spontaniczność, szczerość, wcale nie umniejszając rzetelności (wręcz przeciwnie). Po okresie burzy związanej z raportem MAK-u i rozpaczliwymi polskimi "odpowiedziami" wreszcie można zająć się czymś przyjemniejszym.
Jest jeden polityk i jeden ekonomista, a właściwie polityCZKA i ekonomistKA, której (bardziej urodzie niż wiedzy) nie mogę się oprzeć i którą śledzę od dwóch lat. Pani doktor nauk ekonomicznych poseł na sejm III RP, urocza Joanna Mucha, po samozdegradowaniu Palikota, wyrasta nam na jednego z liderów, pardon, na liderkę z liderów (cholera z tym równouprawnieniem, nawet na niwie językowej są z tym problemy) Platformy Wszystkich Polaków, pardon, Platformy Obywatelskiej. Moje zauroczenie potęguje fakt, że p. JM stanęła na czele Sejmowego Komitetu Obrony Praw Zwierząt, czy czegoś podobnego, co wzbudza moją autentyczną sympatię.
Niedawno przeczytałem wywiad, jaki Pani urocza udzieliła "Rzeczpospolitej" i jak zwykle nie zawiodłem się. Choć w połowie rozmowę poświęcono deliberowaniem nad osobą kolegi z regionu, Janusza Palikota, to na szczęście redaktor(ka) zagadnęła ekonomistkę o "reformę" systemu emerytalnego. Jak wiemy, PO w bezczelny sposób kładzie łapę na pieniądzach jeszcze bezczelniej wyciągniętych od Polaków (państwowy system+komercyjne wykorzystanie uważam za nabardziej niemoralny system rozwiązywania problemów budżetowych), czyli walnięciu składki z OFE i przetransportowaniu ich do ZUS.
Ekonomiczny zmysł pani doktor został co prawda nieco przysłonięty politycznym instynktem samozachowawczym, ale da się wydestylować, że p. JM tak średnio jest do tego pomysłu przekonana i woli, by "proporcje" między składką ZUS/składką OFE "jak najszybciej wracały do pierwotnego stanu". Piękna Pani doktorka (to brzmi jak nazwa gabinetu...) większe przekonanie posiada do zmiany sposobu naliczania długu publicznego, polegające na prostym jak rympał odliczeniu od nich zobowiązań związanych ze składką do OFE. Na dosyć odważny zakus dziennikarza(rki) w postaci opinii, że byłaby to jedynie księgowa operacja, pani piękna doktor nauk ekonomicznych poseł na sejm III RP Joanna Mucha odpowiadzieła, co następuje:
"Tak. Ale zmniejszyłoby to presję w tym najtrudniejszym momencie. Budżet w rok po kryzysie [zapewne w sensie: dołku cyklu koniunkturalnego, bo na Zielonej Wyspie żadnego kryzysu przecież nie było - dop. autor] zawsze jest budżetem najtrudniejszym (...)"
Niewątpliwie, psychologia jest ważnym składnikiem tak zacnej i kompleksowej nauki, jaką jest ekonomia. Niestety, mam wrażenie, że pani doktor potraktowała ekonomistów (akademickich i amatorskich), instytuty badań, posiadaczy obligacji, część opozycji, rynki finansowe i instytucje finansowe jak naiwniaków, którzy nie wiedzą, gdzie, skąd i dokąd przepisuje się państwowe zobowiązania.
Jest wiele szkół ekonomicznych, skupiających ekonomistów o podobnym profilu poglądów. Jest szkoła lozańska, szkoła historyczna, szkoła instytucjonalna, szkoła sztokholmska, szkoła manchasterska czy bliskie kolibrom szkoła austriacka, szkoła fryburska, szkoła chicagowska. W Polsce gdyby nie wojna rozwinęłaby się pewnie szkoła krakowska, stop konserwatywnej socjologii, chrześcijańskiej etyki i liberalnego progresywizmu, którą warto byłoby ożywić choćby dzisiaj. Okazało się jednak, że oto wyrósł nowy prąd ekonomicznej myśli, dystansujący pozostałych głębią przemyśleń oraz interdyscyplinarnością już na samym początku. Jest to szkoła psychologiczna dr Joanny Muchy, "wyznawana" zapewne przez Wincenta Kreatywnego i Jolantę OFEdak i oficjalna myśl ekonomiczna całej Partii Jedności, której ufa wedle sondaży od 40 do 55% Polaków. No cóż, jeszcze nie uzyskałem tytułu doktora ani nie dostałem się do sejmu, więc spierać się z panią doktor, pardon, doktorką i Jej myślą jeszcze nie mogę. Jakkolwiek - czekam na jakiś wielki traktat, coś w stylu, jakie wydawali Keynes, Mises, Röpke. Mam już nawet propozycję tytułu: "Presja, Państwo, Ekonomia", autor: profesor(ka) Joanna Mucha, z POlski.
Dodajmy, że wcześniej JM zwaliła problemy budżetowe Rządu Platformy Wszystkich Polaków, pardon, rządu Platformy Obywatelskiej oczywiście, na "dołek cyklu koniunkturalnego". Skoro jest dołek, i następuje on niczym zachód Słońca po pięknym dniu, to jedyną bronią pozostaje psychologia. Austriacy i ja, fryburczyk, mamy odrobinę inne zdanie na ten temat. Niestety, jedyne co możemy zrobić, to trochę ponarzekać na blogach i zająć się własnymi sprawami. W międzyczasie będziemy oglądać piękną pani doktor nauk ekonomicznych poseł na Sejm III RP Joannę Muchę i czytać wywiady z nią. Zawsze będzie można się na panią dr pogapić, bo niestety nie zawsze jest czego słuchać.
Kamil Kisiel, niepiękny niedoktor nieposeł, zatroskany o finanse Państwa (jeszcze) Polskiego.
PS Źródło : http://www.rp.pl/artykul/594962.html
siedzącym na beczce prochu ładunkiem wybuchowym. wyrzutem sumienia skrzywionego świata. obrońcą patrymonium europejskiej cywilizacji. zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik Europejskiego Obszaru Wolnego Rynku, który może funkcjonować bez jednego dodatkowego urzędu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka