Lisicki ma rację a Kaczyński nie ma. Prezes strzelił sobie kolejnego samobója odsądzając od czci i wiary redaktora naczelnego Rzeczpospolitej. A może uznał, że ma za dużo dobrej prasy i musi popędzić pochlebców w mediach, bo dymy kadzidlane zasłaniają mu świat? Oczywiście żartuję z zaślepienia wybitnego polityka, który ulega osobistym demonom. Tak nie postępuje mąż stanu.
Lisicki, jak przypuszczam, z prawdziwej troski wskazał prezesowi, że swoją postawą w sprawie krzyża pod pałacem prezydenckim radykalizuje lewicę, odpycha od siebie umiarkowanych konserwatystów i wyzbywa się szansy powrotu do władzy. W zamian dowiedział się o sobie najgorszych rzeczy od prezesa partii, której Rzepa wyraźnie sprzyjała. Ot, wdzięczność. Tak się nie zdobywa, ani nie kultywuje sojuszników.
Zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego przyznają mu rację. Twierdzą nawet, że zatroskane krytykowanie prezesa pochodzi od głęboko ukrytej do tej pory agentury antypisowskiej. Niemały to zaszczyt zostać zaliczonym do tak przebiegłego grona, niestety zdemaskowanego. Tylko że w ten sposób nie tworzy się koalicji. Z kim więc Jarosław Kaczyński zbuduje wymarzoną IV Rzeczpospolitą XXI wieku? (Nie chodzi o moją skromną osobę ale formację konserwatywnych liberałów i ludzi umiaru.)
Od kilku dni jestem w Nowym Jorku. Staram się wytłumaczyć bliskiej osobie, o co chodzi w tym sporze: katastrofa smoleńska pokazała, jak bardzo państwo jest zagrożone, obrońcy krzyża stanowią twardy rdzeń narodu, jednak polityk musi być elastyczny, zwłaszcza kiedy wierzy, że groźna sytuacja wymaga poświęceń. Słyszę w odpowiedzi, że polityka polska to groteska.
Skoro groteska, mam pod ręką tekst mistrza: "A płyńcież wy, płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyncież do Narodu waszego świętego chyba Przeklętego! Płyńcież do Stwora tego św. Ciemnego, co od wieków zdycha a zdechnąć nie może! Płyńcież do Cudaka waszego św., od Natury całej przeklętego, co wciąż się rodzi, a przecież wciąż Nieurodzony! Płyńcież, płyńcież, żeby on wam ani Żyć, ani zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze was między Bytem i Niebytem trzymał. Płyńcież do Ślamazary waszy św. żeby ona was dali Ślimaczyła .... Płyńcież do Szaleńca, Wariata waszego św. ach chyba Przeklętego, żeby on was skokami, szałami swoimi Męczył, Dręczył, was krwią zalewał, was Rykiem swym ryczał, wyrykiwał, was Męką zamęczał, Dzieci wasze, żony na Śmierć, na Skonanie sam konając w konaniu swoim Szału swojego was Szalał, Rozszalał! Z takim więc Przekleństwem od okrętu się odwróciwszy, do miasta wstąpiłem."
Autor wyjaśnia groteskowo, dlaczego uważa Polskę na sprawę przegraną. Moim zdaniem, nie wszystko jest stracone. Dostaliśmy szansę w katastrofie smoleńskiej, żeby się obudzić i cofnąć znad przepaści. To wymaga prowadzenia polityki racjonalnej i koalicyjnej, zamiast ślepego szału. Odrzucenia anachronicznej polskości. Rozpoznania zniewalającego nas głupstwa. Trzeźwienie można zacząć od lektury "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza.
W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka