Woda, a raczej gospodarka wodna jest problemem politycznym. Takie postawienie sprawy wywoła zapewne powszechne zdziwienie.
Nie wchodząc zbytnio w szczegóły, warto przypomnieć, że świat z wodą ma problem. Bardzo nierówne jest "uwodnienie" świata - wszak nawet dziecko wie, że sucha to jest Sahara, a w tropikach wody jest nadmiar. Zróżnicowanie zaopatrzenia w wodę występuje również w skali europejskiej.
Ha, nierówności w zasobności wody występują również w obrębie poszczególnych państw - w Polsce dla przykładu problem ze stepowieniem, czyli wysychaniem "na potęgę" ma Wielkopolska.
Zmiany klimatyczne (już nie chce mi się tej chwili wdawać w dyskusję, czy są one spowodowane czynnikiem ludzkim, czy to tylko zjawisko naturalne) powodują, że wody ubywa tam, gdzie dotąd było jej sporo, a nagle przybywa tam, gdzie nie ma jej za wiele. I to zjawisko znamy nawet w mikroskali gmin i powiatów.
Oczywiście, wielkie powodzie i straty z nich wynikające, człowiek czasami zawdzięcza sobie samemu - poprzez zabudowę terenów zalewowych, czy przez niewłaściwą gospodarkę wodną (absurdalne drenaże, naruszenie sieci hydrologicznej).
Generalnie, niefrasobliwe, rabunkowe korzystanie z zasobów wodnych w różnych częściach świata to nie tylko problem środowiskowy, również polityczny - może stać się powodem naruszenia stabilizacji politycznej. Chociażby w tych "gorących" politycznie rejonach świata, gdzie rzeki - a to powszechny przypadek - są znacznikiem granicznym. Budowa tam, zmiany biegu rzek są przyczyną konliktów regionalnych na całym świecie. Dotyczy to Azji, Afryki, ale i praktycznie każdej części świata.
Mankamentem politycznego traktowania wód jest dokonywany swoistego rodzaju podział zasobów określonej rzeki, czy jeziora - w efekcie mamy do czynienia z gospodarowaniem "moimi" częściami wód, bez spoglądania na problem w układzie zlewniowym, a więc całościowym.
Ciekawym przypadkiem jest Tygrys i Eufrat, który płynie przez Turcję, Syrię i Irak. Permanentne napięcie polityczne nie służy zintegrowanemu zarządzaniu wodą w tym rejonie. Stąd też budowa inwestycji hydrotechnicznych w Turcji i Syrii może prowadzić do niedoborów wody np. w Iraku. O kolejny pretekst do siłowego rozwiązywania problemu nietrudno.
Ale są też i dobre przykłady - Reuters parę tygodni temu wskazał na współpracę Gwinei, Mali, Senegalu i Mauretanii.
Europejski Ren był przyczyną napięć niemiecko-francuskich, a Odra - polsko-niemieckich. Tu głównym problemem była kwestia zanieczyszczeń. Powstające międzynarodowe komisje Odry i Renu, skupiające specjalistów, cały czas starają się wskazywać politykom scenariusze rozwiązywania tych problemów.
Coraz silniejsza presja międzynarodowa na poszczególne państwa w obszarze ochrony środowiska zdaje się przynosić efekty. Niemcy, Francja czy Polska były krytykowane nie tylko przez instytucje międzynarodowe, ale i przez rodzime organizacje ekologiczne. Presja i na szczęście zdrowy rozsądek przyniosły efekty. Warto tego życzyć innym regionom świata.
Ekologia może jest jedynym obszarem, w którym międzynarodowa presja przynosi pozytywne efekty.
Inne tematy w dziale Polityka