Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
44
BLOG

Ekologiczne kłopoty ekonomisty, czyli intelektualne rodeo

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 0
Odnoszę wrażenie, że w niektórych środowiskach politycznych lub naukowych prowadzony jest swoistego rodzaju konkurs na wymyślanie najróżniejszych absurdalnych „argumentów” mających na celu wykazać bezzasadność tezy o zmianach klimatu. I nie dbają tu specjalnie o ciężar gatunkowy – stąd też łatwo w tym zestawie o demagogię, pomysły rodem z kosmosu, czy zwyczajną nieprawdę.
 
Z tego powodu debaty wszczynane przez niektórych polityków, ekonomistów, zwykłych teoretyków procesów światowych nie zawsze są merytoryczne i często poruszają się w przestrzeni absurdu.
 
Oto niejaki John R. Lott Junior – dla ułatwienia, wskazywany dalej jako JRLJ – ogłosił, że „Chiny uratowały świat. Przy skromnej pomocy Indii i Brazylii doprowadziły do klęski szczytu klimatycznego w Kopenhadze” (Wprost 17 stycznia 2010).
 
Najwyraźniej i on należy do grona miłośników obśmiewania wszelkich zagrożeń środowiska. Fakt, do tego stanu rzeczy swą rękę przykładają sami ekologiści (nie ekolodzy!) używając w tej debacie płytkich i naiwnych argumentów. Kilkakrotnie już o nich tu pisałem – nie będę teraz przypominał.
 
Pisze ów JRLJ, będący profesorem ekonomii na Uniwersytecie w Maryland (podaje się za ucznia Miltona Friedmana), że dzięki porażce w Kopenhadze „zyskaliśmy czas, by zadać sobie cztery fundamentalne pytania”. Ważne jest oczywiście jakie to pytania, ale i to jak są one formułowane.
 
Pierwszym postawionym przez JRLJ jest, czy średnie temperatury rzeczywiście rosną. Odpowiada sobie, że nie – powołując się na aferę „wycieku” e-maili z brytyjskiego instytutu badań zmian klimatu.
 
Pytanie drugie – jeśli rzeczywiście rosną, to czy przyczyną tego jest człowiek? I tu odpowiedź jest dla niego oczywista – przecież są naturalne czynniki!
 
Trzecie pytanie – jeśli temperatura rzeczywiście rośnie i przyczyną tego jest człowiek, to czy jest to złe (?!). I odpowiada od razu, że wzrost temperatur „może być zjawiskiem korzystnym zarówno dla ludzi, jak i środowiska”. Wszak zwiększy się bioróżnorodność, zmniejszy liczba chorób, a poza tym „globalne ocieplenie oznacza także globalny spadek cen nieruchomości”.
 
Wreszcie i czwarte pytanie – czy globalne ocieplenie, nawet gdyby powodowało więcej strat niż korzyści, musi być opodatkowane? „Przecież już jesteśmy wystarczającoopodatkowani”. Idzie profesor Lott dalej w swoich pomysłach: „Jeśli więc jakieś plemię będzie musiało opuścić swoje ziemie, zapłaćmy mu. Jeśli Afrykanom zabraknie wody – dostarczmy ją im”. Prawda, że beztrosko? Prawda, że bezmyślnie?
 
Powyższe oryginalne tezy JRLJ dawno powinny być obśmiane i wystukane palcem na czole, jednak niechęć do ekologów ze strony części opinii publicznej powoduje, że opinie człowieka mającego najwyraźniej kłopoty ze swoją fantazją wzrastają do rangi wiarygodnych. Muszę przyznać, że tę opinię profesora Lotta czytałem kilka razy, za każdym razem dziwiąc się odwadze w demonstrowaniu tak głupich opinii. Myślę, że gdyby to, co pisze monsieur Junior, było realne dawno byłoby już wdrożone. Jednak z jakiś przyczyn nie jest.
 
Robienie sobie jaj z poważnych problemów środowiskowych nie jest nowością. Wiernych naśladowców swojego pajacowania profesor Lott zapewne znalazłby w Polsce – wydaje się, że bliski w intelektualnym rozrabianiu jest Tomasz Teluk, założyciel Instytutu Globalizacji.
 
Poważniej już mówiąc, takie same pretensje jak do Panów Lotta czy Teluka, mam i do ekologistów, którzy podobnie jak oni – w lustrzanym odbiciu – nie wysilają się głosząc płytkie teorie proekologiczne. Przez co całą przestrzeń pozostawiają takim kowbojom jak JRLJ i Teluk.
 
Wstydziłbym się wygłaszać kretyńskie – przepraszam za słowa – tezy o wzroście bioróżnorodności w trakcie ocieplenia, bądź o zmniejszeniu chorób z tego samego powodu. Ciągnąc tego rodzaju szaleńcze opinie, możnaby zapytać o gatunki zimnolubne, o choroby tropikalne … Opinię o spadku cen nieruchomości z tytułu globalnego ocieplenia niech weryfikują promotorzy JRLJ – może profesorowi Lottowi chodzi o tanie nieruchomości w rejonach tajfunów?
 
I tak absurd goni absurd. Nie ma sensu prowadzić tej dyskusji w ten sposób, bo powiedzenie czegokolwiek trąci głupotą. Wszak nie ma globalnego ocieplenia, a mamy do czynienia z globalnymi zmianami klimatu, mogącymi przynieść bardzo różne konsekwencje w różnych części globu. Pisałem już o tym, ale przypomnę, czas najwyższy zrezygnować z globalnego gadania o zmianach klimatu, a zastanowić się nad zmianami w środowisku. Nawet tym najbliższym. Wówczas perspektywa jest inna.
 
Polemika z poglądami JRLJ przypomina rodeo. W debacie o sprawach środowiska potrzeba systematyczności a nie kowbojskich fajerwerków. I większej pokory dla praw natury. Tej zabrakło profesorowi Lottowi.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka