Skrótowe traktowanie poważnych tematów jest bezpieczne tylko wówczas, gdy omawiane jest w gronie osób znających zagadnienie. Pobieżne omawianie jakiś kwestii jest mądre tylko wtedy, gdy używa się słów niezwykle rozważnie, bez niedopowiedzeń, wyjaśniających jakiś problem, a nie budzących wątpliwości.
Wszystkie te grzechy popełnił prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista, profesor dwóch poważnych uniwersytetów tekście „Kasa zamiast łuków” (Wprost 3-10 stycznia 2010).
Nie tylko spłaszczył problem, ale też kompletnie wykrzywił prawdziwy obraz amerykańskiej historii. Pisze m.in. „Kompromis, zgodnie z którym rząd USA zgodził się wypłacić 3,4 mld dol. na rzecz Indian, po raz kolejny przywołał historię walk białych Amerykanów z Indianami. Wbrew powszechnemu przekonaniu biali nie pozbawili ziemi jej pierwotnych właścicieli”.
Nie pozbawili? A jak nazwać ciągłe – na przestrzeni XVII, XVIII i XIX wieku rugowanie Indian ze swoich łowieckich terenów? Czy masakry, jakich dopuszczała się amerykańska armia, w imię „ochrony” białego osadnictwa, na Apaczach, Komanczach, Siouxach, Mohawkach, Szoszonach, Czarnych Stopach, Nez Perce, Catawba, Powhatan i ich wysiedlenia ze swoich rodzimych stron to niewystarczający dowód na pozbawienie ziemi? Ile razy rząd USA łamał traktaty podpisywane przez siebie? Kto kogo wygonił ze swoich domostw podczas Szlaku Łez? Indianie Amerykanów, czy Amerykanie Indian? Czy przypadkiem sprawa nie dotyczyła Indian Cheronee, których podczas owego Szlaku zmarło przeszło 4 tysiące?
Dlaczego Apacze San Carlos muszą walczyć o ochronę swojej świętej góry Graham przed „białym” obserwatorium astronomicznym? Jeśli biali nie pozbawili Indian ziemi, to dlaczego Indianie Sioux walczą do dziś o odzyskanie swoich świętych Black Hills? Dlaczego, dlaczego, dlaczego …?
Profesor twierdzo również, że ludy znajdujące się w Ameryce Północnej w XVII wieku „stanowiły kolejną, czwartą falę mieszkańców kontynentu i wyparły stamtąd swych poprzedników”. Profesor nie tłumaczy, jaką czwartą falę na myśli, ale czy nie chodzi czasami o migrację między wschodem a zachodem spowodowaną … kolonizacją wschodniego amerykańskiego wybrzeża? To biała kolonizacja doprowadziła, że plemiona Wschodniego Wybrzeża poczęły migrować na zachód, wchodząc na ziemi innych narodów i wywołując tym samym potyczki i wojny. Tylko nieliczni ówcześni indiańscy przywódcy – jak Metacomet (Wampanoag) i Tecumseh (Shawnee) – próbowali budować polityczne międzyplemienne sojusze przeciwko Anglikom, Amerykanom, Francuzom…
„Po II wojnie światowej sądy często przyznawały potomkom Indian wielkie odszkodowania za niewywiązywanie się rządu amerykańskiego z postanowień traktatowych” – to kolejny cytat z tekstu profesora. Jakie wielkie odszkodowania? Panie Profesorze! Żarty jakieś! Przepraszając za porównanie, ale gdyby ktokolwiek zmasakrowałby Panu rodzinę, zabrał hektary, na których odkryto złoto lub ropę naftową – to jak wysokie musiałoby być odszkodowanie, by czuł się Pan usatysfakcjonowany? Albo po co w ogóle traktaty, skoro rząd USA wielokrotnie już przed podpisaniem nie miał zamiaru ich respektować?
Te „wielkie odszkodowania” są zbyt mizerne do skali okrucieństw, jakie Amerykanie popełniali i nadal popełniają względem poszczególnych indiańskich plemion. Są one zbyt mizerne w skali potrzeb, jakie mają podbite, ograbione i zniewolone narody indiańskie. Ludom nomadycznym, łowieckim, uniemożliwiono wędrowanie, zamknięto w rezerwatach. Na siłę chciano je przekształcić w ludy rolnicze i hodowców zwierząt. Łamano indiańskie kręgosłupy. Trzeba pamiętać, że wiele tych „wielkich odszkodowań” zostało na siłę wywalczonych przez indiańskich prawników – nową kadrę odradzających się indiańskich plemion.
Ta walka jednak się nie zakończyła. Do dziś trwa twarda walka o ich prawa, walka z rządem federalnym, rządami stanowymi, wielkimi korporacjami. Gdy w 1969r. tzw. Indianie ze Wszystkich Plemion zajęły wyspę Alcatraz, ogłaszały objęcie indiańskiej ziemi, powołując się na zapisy jednego z traktatów, który głosił, że ziemie opuszczone przez białych wracają pod indiańską jurysdykcję. Jaka była odpowiedź rządu USA? Strzały i blokada wyspy. To samo w 1973r. w Wounded Knee (głośna okupacja American Indian Movement), w Oka w 1990r. – tam też padały strzały.
Bardzo krzywdzące, ale i bardzo nieprawdziwe jest stwierdzenie Pana Profesora o przemycie z USA do Kanady: „Korzystając ze specjalnej ochrony terytoriów plemiennych, od połowy XX wieku Indianie powszechnie zajmowali się przemytem papierosów z USA do Kanady czy też prowadzeniem kasyn, zakazanych poza rezerwatami”. Ten powszechny, zdaniem Profesora, proceder mógł co najwyżej dotyczyć jednego rezerwatu – Mohawków – Kahnawake, który na tym pograniczu leży. Jednak nie ma mowy o „masowym” przemycie! Zresztą pod tym szemranym pretekstem weszło do rezerwatu wojsko i znowu padły strzały. Pod koniec XX wieku!
Budowa kasyn to okazja, którą wykorzystują współcześni Indianie wielu plemion do zarabiania i próby odbudowy samostanowienia ekonomicznego. Narzekanie na budowę kasyn, które są „zakazane poza rezerwatami” – w końcu Indianie próbują przekleństwo rezerwatów przekształcić w szansę na rozwój – to typowa amerykańska obłuda. Wpierw zdziesiątkowali poszczególne plemiona, wyeliminowali podstawy trwania wielu narodów (np. masowe wybicie bizonów), zamknęli w rezerwatach, próbowali na siłę zmienić ich styl bycia, a teraz, gdy nowe pokolenie Indian znalazło drogę do wyjścia z biedy – spotyka ich za to krytyka.
Problem budowy kasyn i budowanie w oparciu o nie programów społecznych, wzrostu zamożności indiańskich rodzin, wzrostu bezpieczeństwa, zmniejszenia zachorowalności i alkoholizmu to zagadnienie szersze i znacznie poważniejsze, warte oddzielnych tekstów i dokładnych analiz, nie zaś tak skrótowego, błędnego i beznadziejnego komentarza poważnego naukowca.
Generalnie „problem indiański” to zagadnienie znacznie poważniejsze niż wielu się wydaje. A prosty komentarz, że „przyznane obecnie odszkodowanie to szlachetny gest zadośćuczynienia za prawdziwe lub mniemane krzywdy sprzed pokoleń, ale współcześni Indianie w niczym nie przypominają szlachetnych wojowników z dawnych czasów” nie jest ani prawdziwe, ani godne. A aż żal, że głosi to „amerykanista”.
Inne tematy w dziale Polityka