Długa, zimna, śnieżna zima stoi w jawnej sprzeczności wobec przepowiedni o globalnym ociepleniu. Wydaje się, że całe to globalne gadanie o globalnym ociepleniu wzięło w łeb. Ocieplenia nie ma. Kto winien?
Ekolodzy !!! – krzykną chórem politycy, publicyści, co niektórzy naukowcy i prawie każdy przeciętny obserwator życia. Czy jednak mają rację?
Przyjęło się mówić o ociepleniu klimatu. Jednak ekolodzy mówią o zmianach klimatu, a to coś zupełnie innego. Zmiany klimatyczne mogą oznaczać – w największym skrócie – oziębienie w jednym, ocieplenie w innym miejscu. Może to oznaczać, że w strefach zimnych i umiarkowanych będzie jeszcze zimniej, a w ciepłych jeszcze cieplej. Albo, dla odmiany, w strefie umiarkowanej może się okazać opłacalna uprawa mandarynek, a strefach dotąd ciepłych trzeba będzie nosić ciepłe swetry.
„Ocieplenie klimatu" to retoryka polityków, za którymi bezmyślnie powtarzają co niektórzy publicyści. Pewne grono naukowców za rządowe (a więc polityczne) pieniądze zaczęło głosić teorie niewyobrażalnie dużych zmian globalnych. Zaczęli głosić dramatyczne w skutkach ocieplenie klimatu na świecie.
Z drugiej strony ci, którzy nie załapali się na rządowe pieniądze czy międzynarodowe wsparcie finansowe, dla odmiany zaczęli potępiać teorie swoich kolegów. Demagogia zaczęła gonić demagogię.
Tymczasem ekolodzy – myślę w tej chwili o naukowcach – zaangażowani w badanie środowiska przyrodniczego, ostrożnie wskazują na bardzo wyraźnie zauważalne zmiany: topnienie lodowców, zmiany granic stref gatunków ciepłolubnych, nasilające się zmiany pogodowe. I ostrożnie zaczęli formułować uwagi, że ze środowiskiem w skali globalnej coś jest nie tak … Te ostrożne uwagi podchwycili co gorliwsi i zaczęli krzyczeć. Nie zawsze zgodnie z prawdą. Zaczęto tworzyć zespoły i instytuty badania zmian klimatu, pisać rozliczne opracowania i raporty i formułować zbyt łatwo za daleko idące wnioski. I oskarżać wszystkich dookoła. Z drugiej strony ci atakowani zaczęli zatrudniać sceptyków teorii globalnego ocieplenia i zaczęli umniejszać ich rękoma swój negatywny wpływ na środowisko.
Całą tę aferę o wycieku maili z jednego z ośrodków traktuję jako przejaw walki dwóch interesownych stron – jedni zaczęli oskarżać międzynarodowe koncerny o negatywny wpływ na klimat, inni za pieniądze koncernów równie beztrosko zaczęli „udowadniać”, że owe koncerny nie mają żadnego wpływu na klimat.
Świadomie piszę o „wpływie na klimat”, by pokazać, jak wysoki pułap ogólnikowości cała ta debata osiągnęła. A my, szarzy konsumenci informacji, zaczęliśmy być bezwolnymi stronami tego sporu.
Wielokrotnie pisałem – również na tych łamach – by zakończyć ogólnikowe dyskusje o o jakimś ociepleniu klimatu, a skupić się na faktycznym problemie – wpływu na środowisko. Również w najbliższej okolicy. Wówczas zorientujemy się, jak dolegliwa jest wycinka lasów w pobliskich lasach pod inwestycje co bogatszych ludzi, jak śmierdzą ścieki zrzucane do rzeki z pobliskiej masarni, jak uciążliwe są odpady wyrzucane do przydrożnych rowów i lasów. Wtedy dopiero odzyskamy w dyskusji właściwe proporcje problemu.
Wówczas też się okaże, że każdy wpływ na środowisko w skali mikro, powtórzony w wielu miejscach, może okazać się problemem bardzo znaczącym, sporych rozmiarów.
Człowiek ma wpływ na środowisko, a co za tym idzie, na globalne zmiany środowiskowe. Nie ma więc sensu odżegnywać się od tej prawdy. Kwestionowanie tego faktu jest nie tylko bezsensowne, ale i niebezpieczne. Bo grozi samemu człowiekowi. Pytaniem pozostaje kwestia skali tego wpływu.
W końcu nawet tegoroczna zima – zaskakująco długa i mroźna – jest środowiskowym fenomenem. Ostatnia taka była w latach 80. ubiegłego wieku. A jak wytłumaczyć zwiększoną aktywność różnych huraganów, które zdaniem badaczy uderzają częściej i mocniej? Nawet w Polsce w przyrodzie dzieją się dziwne rzeczy – kolonie lęgowe zakładają gatunki ptaków, których północny zasięg całkiem niedawno kończył się na wysokości Węgier.
Zgadzam się, że w dociekaniu zmian środowiskowych absolutnie trzeba zachować umiar i nie dać się nabrać demagogii jednej i drugiej strony.
Zgadzam się, że nikt od polityków nie wymaga znajomości spraw klimatycznych, czy środowiskowych (poza ministrem środowiska oczywiście!) w takiej skali jak potrafią to specjaliści. Jednak od polityków wymagać można odpowiedzialności za wypowiadane słowa. Skoro sami zaczęli niegdyś mówić o „ociepleniu klimatu” to niech dzisiaj nie zwalają winy na ekologów.
Inne tematy w dziale Polityka