Ściślej mówiąc, kobiet brak w rywalizacji prezydenckiej. Sami faceci.
Od czasu do czasu słyszę narzekania, że w wyborach prezydenckich nie startuje żadna kobieta. Przy czym mam już serdecznie dosyć wysłuchiwania takich lamentów, bo w końcu sami politycy i same ... kobiety bardzo się o to postarali, by kobiet nie było.
Najbliżej było PSL - pani marszałek, kobieta atrakcyjna, była typowana na ludowego kandydata w tych wyborach, ale przepadła w jakichś tam wewnętrznych ustaleniach w partii.
W PO natomiast kobiety gremialnie poparły Bronisława Komorowskiego, który, jak wiadomo, kobietą nie jest. Więc na nic teraz narzekania, że kobieta i tej formacji nie prezentuje. Tam nawet szefowie sztabu wyborczego są mężczyznami.
W PiSie Jarosław Kaczyński wydawał się - przecież wieszczyli o tym nawet jego najwięksi oponenci - "naturalnym" następcą po tragicznie zmarłym prezydencie Lechu, więc nikt nie ma pretensji, że i tu kobiet nie ma. Ale ma za to świetną panią minister Kluzik-Rostkowską jako szefową sztabu.
Andrzej Olechowski też kobietą nie jest - ale ma poparcie wielu z nich. Środowisko Marka Jurka nie ma problemów z feminizacją poglądów, bo ich ... nie uznaje. Od Andrzeja Leppera kobiety raczej uciekają, bojąc się ... wiadomo czego.
Nawet Lewica, teoretycznie najbardziej bojowa o prawa kobiet, nie miała zamiaru wystawiać kobiety jako kandydata. Był rozpatrywany ten, czy tamten, ale wszystko faceci.
Skoro więc cały polityczny świat zdecydował się nie wystawiać kobiet, to skąd dziś biorą się narzekania?
Inne tematy w dziale Polityka