Pierwsze wyniki I tury wyborów prezydenckich potwierdzają pewne przewidywania co do nazwisk liderów tej rywalizacji – Komorowski, Kaczyński – ale jednak już nie co do rozkładu sił.
Wybory te potwierdzają prymat Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości jako najsilniejszych ugrupowań na scenie politycznej. To właśnie PO i PiS przez najbliższe kilka lat będą decydowały o kształcie polskiej sceny politycznej. Ale …
Zaczynają się pojawiać pewne nowe symptomy – PO dostała wyraźnej zadyszki, a PiS-owi wyszły żyły z wysiłku. Gdyby przełożyć poparcie poszczególnych kandydatów na wyniki partyjne, okazałoby się hipotetycznie, że PO nie ma zdecydowanego większościowego (powyżej 50 %) poparcia w społeczeństwie, co jeszcze niedawno było oczywiste. Z kolei PiS po przegranych ostatnich wyborach nie podniósł się i obecne poparcie Jarosława Kaczyńskiego jest chyba maksymalnym możliwym w tej chwili.
Takie wyniki – słabsze niż przewidywane poparcie dla PO, w miarę silne dla PiS – powodują, że najbliższe wybory parlamentarne nie wyłonią zdecydowanego zwycięzcy. PO, jeśli będzie chciała kontynuować swe rządy będzie musiała poszukać nowego sojusznika.
Z tej perspektywy, ale również z powodu olbrzymiego – w stosunku do przewidywań – wyniku wyborczego, prawdziwym zwycięzcą jest Grzegorz Napieralski. Nie ma w tej chwili znaczenia, czy ostatecznie będzie miał 13 przecinek coś tam, czy 12 albo 14 procent. Grzegorz Napieralski z silną trzecią pozycją jest dowodem na zmianę nastawienia polskiego społeczeństwa. Tak mocny wynik jest swoistego votum nieufności Polaków wobec solidarnościowych elit. Zawiedli się kiepskim wizerunkiem Bronisława Komorowskiego, nie uwierzyli w przemianę Jarosława Kaczyńskiego. Ludzie odpowiedzieli „dosyć !” na kłótnie w rodzinie „Solidarności” – wszak i PO, i PiS z tego samego pnia się wywodzą. Społeczeństwo dało wyraźny sygnał, że chce nowego języka, nowych zachowań i nowej jakości. A taką gwarantuje lewica.
Okazało się, że oferta programowa Napieralskiego została pozytywnie odebrana przez kilka milionów Polaków, co oznacza, że ktokolwiek będzie chciał skorzystać z poparcia lewicowego elektoratu, będzie musiał mu obiecać realizację przynajmniej części jego oczekiwań. Lewica wróciła więc do pierwszej ligi – jakkolwiek brzmi to dziwnie, to właśnie lewica Grzegorza Napieralskiego urosła do rangi głównego dyktującego warunki na polskiej scenie politycznej. Dzięki temu II nie będzie sporem jedynie pomiędzy Komorowskim a Kaczyńskim, pomiędzy PO a PiS-em. Będzie sporem z udziałem … lewicy. Po raz pierwszy w wolnej Polsce II tura będzie się odbywała pomiędzy trzema siłami. Niesamowity fenomen.
Dziś wiadomo, że to od lewicy zależy zwycięstwo (bądź przegrana) Komorowskiego. Stąd też należy spodziewać się usilnych umizgiwań kandydata PO do elektoratu SLD. Żartem historii będzie więc, że marszałek Sejmu przypominający dotychczas swoje martyrologiczne korzenie polityczne („S”, internowanie), będzie musiał dokonać pewnego ideowego zwrotu swej kampanii. Czy zaryzykuje Kaczyński?
Wyrazy szacunku należą się dziś Napieralskiemu za to, że nie uwierzył w słabiutkie sondaże z początku kampanii sytuujące go w środowisku politycznego planktonu; że nie załamał się ironicznym prezentowaniem jego kampanii (rozdawanie jabłek pod fabryką, seksowne gwiazdeczki śpiewające na jego rzecz); że nie poddał się po ciosach z wewnątrz obozu (poparcie Cimoszewicza dla kandydata PO); że pracował do ostatniej chwili. Dzięki temu lewica pokazała swoją nową jakość – pracowitego, ideowego, spokojnego ugrupowania. Rzecz do niedawna nie do pojęcia!
Czy to oznacza dalsze kroczenie lewicy od sukcesu w wyborach prezydenckich do sukcesu wyborach parlamentarnych ze skutkiem wejścia do nowego rządu ? Niczego bym dzisiaj nie wykluczał. Pierwsza weryfikacja za kilka miesięcy – podczas wyborów samorządowych.
Inne tematy w dziale Polityka