Zachowanie polityków polskich partii nazywających się „chrześcijańskimi” szokuje od dawna. Posługiwanie się kłamstwem, obrzucanie się błotem nie przystoi ludziom za chrześcijan się uznających. W polityce też nie.
Opinia publiczna ochoczo włączająca się do tych pyskówek utwierdza chrześcijańskich polityków w swoich racjach i w przekonaniu, że tak można, a nawet że trzeba. Dyskusja polityczna w Polsce – poza pięknym (pod względem języka i zachowań) okresem żałoby narodowej – to jedna wielka kłótnia, w najgorszym wydaniu.
Nie działa żaden hamulec, żaden wstyd, żadne opanowanie – zasadą jest kto mocniej przypier … Nagrodą jest poklask gawiedzi i głosy w wyborach.
Polska polityka chrześcijańska nie jest jakimś wyjątkowym rezerwatem na europejskiej mapie. W innych krajach jest podobnie, albo i gorzej.
Francja – korupcyjny skandal w elicie francuskiej politycznej (dzisiaj zdominowanej przez chrześcijańską demokrację), czy wcześniejsze afery z nielegalnym transferem broni (!); Niemcy – afera korupcyjna z udziałem chrześcijańskiego demokraty Helmuta Kohla (przyjmowanie milionów marek na sekretne konta w CDU); Włochy – liczne skandale obyczajowe i korupcyjne w chadeckim rządzie Silvio Berlusconiego. Więcej?
Polska klasa polityczna obrzucająca się (na razie) tylko błotem, to w porównaniu ze swymi starszymi europejskimi kuzynami, to dziecinada. Oczywiście, to żadne pocieszenie.
Czytając o tym wszystkim, chce się sparafrazować znane hasło: „Chadecja? Nie, dziękuję”.
Inne tematy w dziale Polityka