Jest w Poznaniu kolektyw Rozbrat. Anarchiści. Promują kulturę nie masową, prowokują nie mieszczańskimi zachowaniami, nie są poznańską elitą i zgłaszają niewygodne pomysły, jak społeczne konsultacje tworzenia budżetu miasta, których radni miejscy nie potrafią zdzierżyć.
Od czasu do czasu zrobią demonstrację w obronie swojej placówki, wytkną miejskim politykom obłudę. Są głośni i o nich często głośno. Stają się przez to wygodnym obiektem ataków.
Jedną z okazji do ataku sprowokowali sami, gdyż przez krótki moment na ich stronie internetowej widniało – tuż po katastrofie smoleńskiej – zaproszenie na … Stypa Party, okraszone zdjęciem prezydenckiego samolotu. Władze kolektywu tłumaczyły się, dość wiarygodnie, że nie była to inicjatywa grupowa, a indywidualna akcja jednego z bardziej radykalnych współpracowników Rozbratu. Zdjęcie i zaproszenie w ekspresowym tempie zostały zdjęte, a do mediów wysłane sprostowanie, że nie jest to inicjatywa Rozbratu i że ten incydent był okazją do wzmocnienia zabezpieczeń strony.
To jednak wystarczyło, by na aktywistów padły gromy rzucane przez lokalnych polityków. Wydarzenie to miało miejsce w trakcie konfliktu o Rozbrat, gdyż władze miejskie chciały ich z zajmowanego miejsca wyrzucić, tłumacząc, że nielegalnie zajmują prywatną własność. Rozbrat tłumaczył, że zajęli pustostany po właścicielu, który narobił długów i … uciekł. W tym miejscu natomiast stworzyli centrum kultury alternatywnej, bibliotekę i czytelnię, scenę alternatywną, warsztaty rowerowe.
Łatwo więc sobie wyobrazić zaostrzenie konfliktu. Najbardziej radykalni politycy PO grzmieli, że bratanie się z Rozbratem to sojusz porównywalny z tym, jaki przedwojenni niemieccy konserwatyści zawarli z … hitlerowcami. Za bratanie uznawali sojusz kilku rad osiedli, organizacji pozarządowych, radnych i Rozbratu właśnie w obronie otuliny Parku Sołeckiego – jednego z najciekawszych miejsc w Poznaniu – przed zabudową deweloperską. Projekt planu miejscowego pozwalającego na degradację tego miejsca obejmował również działki zajmowane przez anarchistów.
Mieszczanie spod znaku PO, PiS i kulturalnej elity miasta używali na anarchistach, jak to się mówi, ile wlezie.
Przypomniała mi się ta sytuacja w momencie, gdy do głosu po „cudownej przemianie” ponownie doszedł Janusz Palikot, bliski przyjaciel prezydenta Komorowskiego. Jego sugestie o pijaństwie Lecha Kaczyńskiego, jako przyczyny katastrofy, insynuacje, że za odszkodowania z tytułu tragedii Marta Kaczyńska kupowała sobie drogie torebki i wiele podobnych są, jakby nie patrzeć, lustrzanym odbiciem pomysłu jednego z wariatów zapraszających na Stypa Party.
Mieszczanie z PO mieli używanie z anarchistów, zarzucając im najgorsze intencje, a nabrali wody w usta po wyskokach Palikota. Mało tego, ochoczo podpisują się pod inicjatywami na Facebooku w rodzaju: Bronię Janusza Palikota.
Dziwy, prawda?
Inne tematy w dziale Polityka