Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
196
BLOG

Wariactwo po niemiecku

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 14

Zupełnie nie dziwi mnie kolejny wyskok Eriki Steinbach, która kilka dni temu ogłosiła, że wojnę zainaugurowała Polska mobilizacją wojskową w marcu 1939r. Wpisuje się on w szereg innych fałszywych słów i gestów ze strony owej damy, jak i całego tego ponazistowskiego grona, jakim jest BdV.

Zresztą sama nazwa BdV:„Związek Wypędzonych” jest z gruntu rzeczy fałszywa, bo fałszywie sugeruje, że owo towarzystwo zostało wypędzone, a tymczasem gros przesiedleń ludności niemieckiej z końca wojny to decyzje samych Niemców, nakazujących swoim ziomkom ucieczkę w granice Rzeszy przed nacierającą Armią Czerwoną.
 
Tak jak kłamliwe są te ostatnie wypowiedzi pani Steinbach (choć nie ostatnie w ogóle), tak kłamliwa jest istota planowanego muzeum wypędzeń. Steinbach nie ukrywała, że chce z owych niemieckich „wypędzeń” zrobić naczelną treść owego ośrodka, a poza tym zrównać je z innymi masowymi przesiedleniami w Europie, Krótko mówiąc, porównując wszystkie te wydarzenia, chciała pokazać: Niemcy są takimi samymi ofiarami, jak Ormianie i inni poszkodowani.
 
Jeśli więc miało mnie coś zdziwić, to pozytywny odzew ze strony polskich władz na zaproszenie do udziału w pracach nad formułowaniem oferty programowej tego ośrodka. Od początku było bowiem wiadomo, w jaką stronę to wszystko pójdzie. Dziwiło mnie, że polscy urzędnicy i politycy bagatelizowali znaczenie muzeum, samego Związku Wypędzonych i Eriki Steinbach, wyjaśniając marginalne ich znaczenie. I to wbrew faktom. Muzeum wypędzeń zyskało poparcie centralnych władz państwa niemieckiego, na coroczne zloty ziomkostw wschodnich przybywała sama Angela Merkel, a Erika Steinbach zasiadała we władzach współrządzącej Niemcami CDU!!! To wszystko miało marginalne znaczenie ???
 
Nie łudźmy się, wyrzucenie Steinbach z władz CDU to żaden gest dobrej woli – to wyraz wyrachowania niemieckich władz. Okazuje się, że cała ta rewizjonistyczna gromada przeszkadza w poprawie stosunków z Polską (to akurat byłby dobry powód), a może po prostu to próba odwrócenia uwagi od rosnących neonazistowskich nastrojów w całym kraju, które udzielają się nawet najwyższym urzędnikom w państwie niemieckim (przypadek antyimigranckiej książki członka władz jednego z banków) ?
 
Od początku inicjatywa Związku i Eriki Steinbach – że tak powiem kolokwialnie – śmierdziała na odległość. Polskie władze, zamiast zignorować i stanowczo to skrytykować – wdały się w głupawe uzasadnianie polskiej tam obecności. Zresztą przypadek nieuwagi polskich polityków w sprawach polsko-niemieckich relacji to niestety dość powszechne zjawisko. Ostatnio, nie wiedzieć dlaczego, niemiecką kartkę do swoich wyborców rozesłał platforrmerski poseł Mirosław Sekuła. Nie, nie interesuje mnie, czy złamał tym ordynację wyborczą i nielegalnie rozpoczął przedwyborczą agitkę. Zasmuciło mnie, że owa widokówka prezentowała miejscowość Hindenburg. Wyjaśniam: to niemiecka nazwa … śląskiego Zabrza. Nazwa, która funkcjonowała według historyków zaledwie kilkanaście lat. Głupota? Cynizm? Oryginalność?
 
Rozumiem, że w czasach pokoju wszelkie uprzedzenia należy odkładać na bok. Jednak w relacjach polsko-niemieckich cały czas występuje lekkie napięcie – jasne, wywoływane przez polityków – które wymuszają niezwykłą roztropność i delikatność w eksperymentowaniu. Erika Steinbach robi antypolski cyrk z wyrachowania, poseł Sekuła chciał się popisać znajomością historii Zabrza. Cóż, nie wyszło …
 
Polityka historyczna, przypominająca prawdę o wydarzeniach sprzed lat jest jednak potrzebna. Nawet gdyby tylko dla polityków. Jednak po to, by nie popełniali takich błędów i umieli przeciwstawiać się kłamstwom innych.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka