Gdy talibowie wbijali samoloty w wieże WTC krzyczeliśmy: Wszyscy jesteśmy nowojorczykami! Gdy terroryści przypuścili atak w Madrycie, modne było hasło: Wszyscy jesteśmy Hiszpanami! Idąc tym tropem – przepraszając za dysproporcję w randze wydarzeń – od kilku dni chciałoby się powiedzieć: Nazywam się Kluzik – Rostkowski!
Nawiązuję oczywiście do tego, co ostatnio wyrabia się w PiSie, a właściwie do tego, co PiS wyrabia z posłanką Joanna Kluzik-Rostkowską.
PiS wyrzucił ze swoich szeregów jedną z aktywniejszych posłanek. Wspierała PiS we wszelkich walkach na forum parlamentu, pracowała w rządach PiS. Nigdy, z tego co wiem, nie była nielojalna. Zawsze wierna swoim poglądom i formacji, którą reprezentowała. Była jedną z trzech – obok nieżyjących już Aleksandry Natalii-Świat i Grażyny Gęsickiej – „aniołków Kaczyńskiego”, czyli twarzy reklamowych całej formacji. W ostatnim czasie poprowadziła niezwykle udaną kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego na urząd Prezydenta RP. Prezes Kaczyński nie zdobył, co prawda, prezydenckiego fotela, ale dzięki staraniom pani poseł – i licznego grona jej współpracowników – niezwykle mocno poszerzył swój elektorat, co spokojnie przełożyłoby się na sukces w trakcie tegorocznych wyborów samorządowych i parlamentarnych za rok.
Mimo tych ewidentnych – jak dla mnie – zasług Joanna Kluzik-Rostkowska została wywalona z PiS. W sposób najbardziej beznadziejny z możliwych. Nie dam się namówić na ideologizowanie całej tej sytuacji. Nie dam sobie wmówić, że rozbijała rzekomo wewnętrzną spójność partii, że działała na zlecenie PO, że jej lewicowość odbiegała od jakiejś mitologicznego konserwatyzmu PiS. Nie dam się też namówić do ataków na ziobrystów, którzy rzekomo łapami prezesa Kaczyńskiego wyrzucili panią poseł.
Nie mogę uwierzyć w jakiś ideowy wymiar PiSu, skoro formacja takiego nie ma. Cała walka o krzyż to w moim przekonaniu bardziej okazja do robienia rozróby, niż wyraz katolickiego wizerunku tego stronnictwa. Wszak kilka miesięcy wcześniej wyrzucali ze swoich szeregów katolickiego polityka, Marka Jurka, czy Marcina Libickiego. Zarzucanie pani poseł działania na zlecenie obcych formacji jest bardzo żartobliwy, skoro całą swoją energię, twarz i nazwisko poświęciła na wypromowanie Jarosława Kaczyńskiego.
Z drugiej zaś strony wymyślanie, że to Ziobro, a nie Kaczyński, wyrzucił Kluzik-Rostkowską jest zbędnym tworzeniem szumu informacyjnego. No bo jakie to ma znaczenie? Posłanka została wyrzucona, a ten fakt został poprzedzony złośliwymi komentarzami i opiniami na jej temat. Wiadomym jest, że w polityce raz się wchodzi (do partii), raz się wylatuje. Nie zrozumiem jednak, że robi się to na zasadzie: zrobił/a swoje – może odejść. Wyrzucenie poseł Kluzik-Rostkowskiej jest kompletnie niezrozumiałe. Dodatkowo próbuje się właśnie ją obarczyć odpowiedzialnością za kłopoty partii i na nią zrzucić winę, choć jest to wynik jakiejś wewnątrzpartyjnej zadymy.
Wiele osób zaangażowanych w polityce innych traktuje bardzo interesownie: chcą się zaprzyjaźniać jedynie wówczas, gdy widzą w tym interes. Sam swego czasu byłem wyściskiwany przez jednego posła, któremu przedstawiłem pewną osobę, naiwnie myśląc, że chce go poznać tak po prostu. Potem, gdy się okazało, że chodzi o interes, który nie wyszedł – miałem być autorem politycznego ataku. Nigdy nie traktowałem swych znajomości politycznie i nie miałem zamiaru żadnej z nich poświęcać na ołtarzu partyjnych rozgrywek. Wtedy też nie, no to z polityką się pożegnałem.
Staję w obronie pani poseł Joanny Kluzik-Rostkowskiej nie dlatego, że to moja rodzina. Albo że znam – niestety nie. Nawet nie dlatego, że jest uroczą osobą – choć jest. Burzy się we mnie taka bezsilna złość, że można zupełnie bezkarnie przypisać człowiekowi złe cechy i zrobić krzywdę. Wszak publiczne obmawianie Kluzik – Rostkowskiej to żadne bohaterstwo, a zwykłe – przepraszam – gnojenie. Z użyciem kłamstwa. W dodatku niegodne mężczyzn. Niesprawiedliwe i bardzo niskie.
Inne tematy w dziale Polityka