Kampania polityczna toczona właściwie bez przerwy od kilku miesięcy, daje dużo do myślenia. Myślenia o stanie polskiej polityki.
Obserwując bratobójczą walkę pomiędzy ugrupowaniami postsolidarnościowymi rodzi się poczucie wściekłości i smutku. Wściekłości na bezmyślne trwonienie wielkiego i pięknego dziedzictwa Sierpnia’80 i „Solidarności”. Smutku – z powodu pogrążania polskiej polityki w śmierdzącym kłębowisku wzajemnych pretensji, partykularnych interesów i ambicji personalnych. Właśnie, interesów i pretensji, a nie idei.
Politykę powinny budować idee wyraźnie stanowiące o wartościach, poglądach i postawach. Podział na wyraźną prawicę (np. PiS), lewicę (np. SLD) o liberalne centrum (np. PO) jest dzisiaj bardzo życzeniowy i utopijny. Dzisiejsze PiS to zlepek poglądów konserwatywnych i socjalistycznych, SLD w wielu momentach zamienił lewicowość na jakiś dziwny neoliberalizm. Jedyną formacją konsekwentną w swoim liberaliźmie (szeroko rozumianym) pozostaje PO.
Ale, jak wspomniałem, to teorie. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że reprezentanci głównych sił politycznych i mniejszych stronnictw z lubością powołują się historyczne doświadczenia i opinie polityków zasłużonych dla Polski w okresie międzywojnia, z początku XXw.
Odradza się w ten sposób odwieczny spór pomiędzy trumnami Piłsudskiego i Dmowskiego. Powinien mieć on coraz mniejsze znaczenie. Nie chodzi, by tamte idee całkowicie zamarły, ale niektórzy politycy idą na łatwiznę odwołując się wyłącznie do tamtych idei, zamiast budować nowe w oparciu o całą bogatą europejską skarbnicę myśli i poglądów.
Ale i z tym odwoływaniem jest dość mizernie. Ci wszyscy, którzy odwołują się do Piłsudskiego jako wyłącznego sprawcy niepodległości Polski w 1918r. zapominają o roli Romana Dmowskiego i myśli narodowej w budowie odrodzonej Rzeczpospolitej – znaczeniu równorzędnym staraniom Piłsudskiego. Przecież dzięki generalnie narodowo nastawionej Wielkopolsce wolna Polska odzyskała tę krainę do swoich granic.
Z kolei „spadkobiercy” myśli Romana Dmowskiego posługują się dziś anachronicznymi pojęciami-wytrychami. Mówiąc szczerze, i śmieszno i strasznie wyglądali młodzieńcy, którzy podczas minionego Święta Niepodległości z zaciśniętymi pięściami, ochrypłym głosem wywrzaskiwali „Bóg, honor, ojczyzna!!!” pod Zamkiem Królewskim w Warszawie.
Podejrzewam, że gdyby zapytać owych „bojowników niepodległości”, czy czytali dzieła myślicieli narodowych, to przynajmniej połowa z nich by zamilkła. A ci, którzy czytali, widać - nie zrozumieli.
Paradoksalnie, rację miał Artur Zawisza, były polityk ZChN, występujący 11 listopada w wieczornym studiu w stacji TVN 24, mówiąc swojemu kontrozmówcy z inicjatywy „Stop wojnie”, że politycy narodowi mają swój ogromny udział w budowaniu niepodległej Polski po 1918r. Takie są historyczne fakty. Wątpię jednak, by nadzierający się „narodowcy” z Marszu Niepodległości byli najlepszymi dziedzicami tej idei.
Pewne racje mają też lewicowi działacze z tzw. Porozumienia 11 Listopada, którzy w wyciągniętych do góry rękach na wzór „rzymskiego pozdrowienia” dostrzegają przejawy faszyzmu, aczkolwiek jest to opinia naciągana, mająca na celu uwiarygodnienie swojej obecności jako „tropicieli faszyzmu”.
Tak, czy inaczej, polska polityka staje się momentami bardzo anachroniczna. Sięga po stare przedwojenne wzorce, których dzisiaj nie da się bezrefleksyjnie zaaplikować do współczesnych warunków. Wielu polityków nie umie (nie chce?) tworzyć idei i strategii dla Polski, więc idą na łatwiznę. Czy musimy się jednak zgadzać na tę „łatwą” politykę?
Inne tematy w dziale Polityka