Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
679
BLOG

W Poznaniu jak w Dakocie Południowej?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 8

Poznań oburzył się na plakat poznańskich anarchistów, którym – stylizowanym na niemieckie Arbeit macht freiumieszczone na bramie oświęcimskiego obozu hasłem Bieda marsz do kontenera– próbowali zwrócić uwagę na sytuację rodzin, które mają zamieszkać w kontenerach socjalnych.

Komentujący oburzali się na aluzje do hitlerowskich konotacji, na rzekomy brak szacunku do ofiar wojennych, na przesadną prowokację.
 
Poznaniaków też oburzyło potraktowanie poznańskich Cyganów, których pod byle pretekstem nie wpuszczono do jednej z restauracji. Jedni oburzali się na ten rasistowski ich zdaniem gest właścicieli knajpy, inni oburzali się na oburzenie tych pierwszych – bo wszak to nie dyskryminacja rasowa, a prawo prywatnego właściciela do wpuszczania (bądź nie) kogokolwiek zechce.
 
W jednym i drugim wypadku dość nachalnie przychodzi mi na myśl sytuacja z Dakoty Południowej, gdzie jest rezerwat Indian Lakota – Pine Ridge (właśnie tam znajduje się znana osada Wounded Knee – miejsce masakry, jaką 300 Indianom zafundowała kawaleria USA w grudniu 1890r., jak i miejsce znanej okupacji Indian skupionych z American Indian Movement w lutym 1973r.).
 
Na terenie stanu (z takimi miastami jak Sioux Falls, Gettysburg, Rapid City, Fort Pierre, Custer) znajduje się też agencja Standing Rock i Rosebud – rezerwaty innych indiańskich plemion. Jest więc to teren, na którym ścierają się różne emocje i o konflikty nietrudno. Biedni Indianie do dziś są traktowani jak obywatele gorszej kategorii, mnożą się rasistowskie wybryki białej części mieszkańców. Powstanie Indian w 1973r. było konsekwencją nasilających się zbrojnych zaczepek ze strony farmerów i morderstw dokonywanych na Indianach przez „nieznanych świadków”.
 
Tam, na terenie miast położonych przy rezerwatach rasizm jest zjawiskiem dość powszechnym Nie należą do rzadkości incydenty z prowokowaniem Indian, z wyzwiskami na ulicy, z napisami w rodzaju psom i Indianom wstęp wzbroniony.
 
Zaraz, zaraz, zapytacie Państwo, skąd to porównanie? Gdzie Poznań, gdzie Dakota, gdzie Rzym, gdzie Krym?
 
Oczywiście sytuacja amerykańskich Indian rezerwatu Pine Ridge jest inna od tej, w jakiej znajdują się polscy Cyganie. Tam mieszkają w najbiedniejszym rezerwacie w całej Ameryce, a tu społeczności cygańskie (romskie) pod tym względem mają jednak nieporównywalnie lepszą sytuację materialną. Nam też daleko do obrazków z USA, gdzie mniejszości traktuje się karabinami i po prostu strzela bez powodu (pisałem o tym w tekście „Nadszedł czas akcji! Pamięci Franka Clearwatera i innych…”). Jednak zakaz wstępu do restauracji może być lekkim pogłosem tego, co się dzieje w Pine Ridge, prawda?
 
A co ma sytuacja w rezerwacie do osiedli socjalnych? To bardzo podobne problemy. W poznańskiej dyskusji o osiedlach kontenerowych (a raczej o anarchistycznym plakacie) zabrakło dyskusji o człowieku. Oburzano się na hitlerowskie porównania, a czy ktoś w tamtej dyskusji zastanowił się choć trochę co będzie się działo na tym „osiedlu”? W Pine Ridge Indianie do dziś mieszkają w przeokropnych warunkach. Opisywał ją na początku lat 80. ubiegłego wieku Robert Burnette, ówczesny przewodniczący Rady Plemiennej Dakota z rezerwatu Rosebud, jeden z liderów Narodowego Kongresu Indian Amerykańskich (NCAI): życie bez żywności i elektryczności było już częścią stylu życia w Pine Ridge i nie oznaczało żadnej zmiany dla większości obrońców. Najnowsze dane wykazują (1974), że tylko około dziesięciu procent rodzin z rezerwatu Pine Ridge ma elektryczność, a pięć procent - bieżącą wodę. Odkąd przeciętny dochód na rodzinę wynosi około dwóch tysięcy dolarów rocznie, a większość domów jest poniżej standardu, bycie głodnym i zmarzniętym nie jest wcale nowym doświadczeniem.Dzisiaj niewiele się zmieniło.
 
A jak będzie wyglądało „poznańskie Pine Ridge”? Tu może będzie bieżąca woda i dostępny prąd, ale czy fundując sobie (Poznaniowi) takie getto biedy bardzo szybko nie zadziała mechanizm: a niech tam się dzieje co chce?
 
Bardzo łatwo jątrzące problemy społeczne zamknąć w rezerwatach (bo czymże innym będzie poznańska „dzielnica kontenerowa”?) i powiedzieć sobie, że dany problem rozwiązaliśmy. Jako były już radny z 12-letnim doświadczeniem wiem, że poznańskie problemy społeczne nie są do rozwiązania „na pstryk”, a wymagają niezwykłego wysiłku i delikatności. Jednak mam delikatne wrażenie, że budując osiedle kontenerów chcemy zbyt prosto mieć czyste sumienia i uznać sprawę za załatwioną.
 
Nie życzę nikomu życia na marginesie społecznym i marginesie miasta – mam nadzieję, że mieszkańcy osiedla kontenerowego będą objęci szczególną troską służb opieki społecznej, które będą czyniły wszystko, by ludzi stamtąd jak najszybciej wyrwać i dać im nadzieję na lepsze życie.
 
Trzymam kciuki za niepowodzenie kontenerowego eksperymentu – to znaczy chcę, by miejskim urzędnikom udało się znaleźć lepszy sposób na rozwiązanie socjalnych problemów części mieszkańców. By kontenery z mapy miasta zniknęły tak szybko, jak szybko się pojawią. Trzymam też kciuki za konsekwencję tych, którzy ogłosili bojkot knajpy, gdzie kryterium wejścia jest kryterium rasowe – by przyszło oprzytomnienie jej właścicieli, że są pewne granice.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka