Scena pierwsza
Wzburzone morze. Między dwoma potężnymi galeonami kołysze się średniej wielkości łódeczka. Na dziobie atrakcyjna Pani Kapitan, pokazując zgrabne nogi oparte o burtę, stoi i nawołuje do trzymania kursu. Za jej plecami pomniejsi oficerowie zażarcie się kłócą o zasady prowadzenia łódeczki, co rusz okładają się wiosłami i wyzwiskami. Zdezorientowani marynarze co jakiś czas przyspieszają, zwalniają, kierują się to ku jednemu, to ku drugiemu galeonowi.
Scena druga
Na pokładzie galeonu płynącego po prawej stronie trwa gorączkowa narada: zastrzelić wszystkich na tej łodzi, czy ocalić jednego choć, lub dwóch, by wypuszczeni wolno potęgę owego okrętu głosili. Oficerowie z galeonu pokazują na jednego z oficerów z owej średniej jednostki wykonującego jakieś rozpaczliwe ruchy, które ich zdaniem, są gestami pojednawczymi.
Kapitan galeonu jest nieprzejednany. Chce całkowitego zatopienia stateczka, nawet gdyby na dno miał pójść z jakimś ukrytym sprzymierzeńcem.
Scena trzecia
Z galeonu płynącego po lewej stronie ekranu dochodzą dźwięki muzyki, głośne śmiechy. Trwa zabawa. Uśmiechnięci oficerowie, uśmiechnięci majtkowie, uśmiechnięta pozostała część marynarskiej załogi. Rum leje się szerokimi strumieniami. Właśnie otrzymawszy dofinansowanie od nieznanego darczyńcy w porcie, remontują maszty i żaglowe płótna. A i dziurę niejedną w burcie na wysokości wody łatają.
Mają, co prawda, parę uroczych dam na pokładzie, ale i ową atrakcyjną Panią Kapitan ze średniej łodzi by przejęli. Trwają w tej chwili negocjacje, czy próbować kupić ją jakąś atrakcyjną kajutą na okręcie, czy po prostu przejąć siłą łódź z Panią Kapitan i resztą załogi. Przy czym resztę załogi potraktować jako karmę dla rekinów, ale jednego jeszcze oficera jako przewodnika po tym niespokojnym morzu zachować.
Scena czwarta
Pani Kapitan poprawia swój strój, gwałtownie odwraca się i krzyczy na tę rozemocjonowaną gawiedź: Co wy sobie myślicie?! Nie po uciekliśmy z galeonu, by na galeon powracać! Jeśli chcecie służyć temu oprychowi, to beze mnie!!!
Nic to, kłótnia trwa w najlepsze. Jeden z owych pomniejszych oficerów pokrzykuje na resztę, że istotnie Pani Kapitan ma rację i że jej należy słuchać. I dodaje z pretensją, nie wiedzieć dlaczego, że zamiast zainwestować w dobry kompas, zainwestowano w stare drewno w podupadających lasów i starą nawigację. I jakby na potwierdzenie tych słów grzmoci swego sąsiada wiosłem. Łodzią zakołysało.
Pani Kapitan ostatkiem sił przytrzymała się masztu. Wykorzystując chwilę nieuwagi, do kabiny wpada inny oficer i przejmuje stery i ku jednemu z galeonów zaczyna kręcić. Drugi wyrywa mu stery z ręki i ku drugiemu łódkę kieruje.
Kilku oficerów – w tym jeden z arkebuzem przy skroni – zagrozili, że jak nie ustalą trwałego kursu łodzi, to oni z niej do morza wyskoczą i popłyną swoim szlakiem. Na pytanie jednego z oficerów (najwyższego bodaj w tej grupie), jak w zimnym morzu sobie poradzą, pada odpowiedź, że ku słońcu płynąć mieli, ale skoro część załogi chce płynąć w cieniu, tooni sami – kraulem lub żabką – ku słońcu płynąć będą.
Scena piąta. Ujęcie raz z jednego, raz z drugiego galeonu. A i z łódeczki pośrodku czasami.
Załoga okrętu po prawej stronie pilnie strzelby czyści, kusze i łuki sposobi. Na kapitańskim mostku od czasu do czasu pojawia się emisariusz, co to w bocianim gnieździe siedzi i niebezpieczeństw wygląda. Czyni wielkie zamieszanie ostrzeżeniem, że ze wschodu flotylla jaka z orłami dwugłowymi na dziobie ku nim płynie. Kapitan owego galeonu wykrzykuje ku galeonowi po lewej stronie ekranu: Tchórze jesteście! Szukacie wsparcia w obcych portach, bo sami rady nie dacie! Na tę zaczepkę słychać: Niech nie interesuje cię z kim współpracujemy, bo sami mielicie szansę dowodzić flotyllą, ale dupy daliście i teraz siedźcie cicho!
Zagotowała się woda w trzewiach kapitana z prawej strony ekranu i do ataku sposobić każe. Oficerowie z łódeczki pośrodku krzyczą na siebie – jedni za galeonem pierwszym, inni za drugim. Już dawno zapomnieli o kursie ku słońcu, teraz zatrwożeni o to, czy aby nie dostaną odłamkami w wymianie ognia pomiędzy galeonami.
Tylko jeden z oficer, ciągle przy radiu siedzący, na stare drewno z podupadających lasów narzeka.
„Piraci z Karaibów”? Nie. „Politycy z PJN-u”.
Inne tematy w dziale Polityka