Za dużo ostatnio mówienia, kto co powinien robić, co powinien myśleć, co powinien mówić. Coraz mniej słuchamy tego, kto co ma do powiedzenia, a coraz więcej narzucamy innym swój punkt widzenia. Uprzedzę radykałów: nie, nie rodzi się totalitaryzm, ale zatracamy w ten sposób ciekawy obraz świata, jego różnorodność i barwę.
Może warto wreszcie powiedzieć, że każdy ma prawo do własnych poglądów, i nikomu nic do tego, czy są takie, czy inne. Zbyt łatwo daliśmy się omotać niektórym politykom, którzy każdy pogląd chcą przyporządkować idei konserwatywnej, liberalnej, komunistycznej, chrześcijańskiej, demokratycznej itp.
Może warto powiedzieć, że mamy prawo do opinii i poglądów nie nazywając ich prawicowymi, ani lewicowymi? Może warto krzyknąć głośno, by zauważyli, że taki czy inny pogląd nie oznacza zbliżenia do PO, do PiS, czy SLD, a jest po prostu poglądem na życie?
Mam bowiem prawo mówić, że krzyż może wisieć w szkołach i stać na rozstajach dróg, a jednocześnie wyrażać się negatywnie o obecności biskupów na uroczystościach państwowych. Mam prawo bronić życia poczętego i prawa starszych do godnego życia bez jakiegokolwiek ideologicznego zacietrzewienia. Nie jestem żadnym uczestnikiem pro-life, uważam jedynie, choćby za myślą twórców indiańskiego Świętego Biegu, że każde życie jest święte.
Mam prawo bronić prawa zwierząt do spokojnego życia, bronić ich przed karygodnymi praktykami w rzeźniach i na polowaniach, a jednocześnie lubić mięso. Tak jak mam prawo popierać związki zawodowe, a jednocześnie wierzyć w ideę wolnego rynku. Mam prawo do lubienia, bądź niechęci do tego czy innego polityka, nie dlatego, że jest z PO, z PiS, czy PSL, a po prostu lubić go prywatnie i uznawać jego pracę w parlamencie.
Mam prawo zachwycać się pięknymi kartami historii chrześcijaństwa, jak i mam jednoczesne prawo do potępiania praktyk podbijania i mordowania ludów tubylczych w Ameryce i nakładania na nich siłą jarzma wiary chrześcijańskiej.
Mam prawo do nawoływania do tolerancji wobec gejów, jak i jednocześnie do sprzeciwiania się pomysłom adopcji przez nich dzieci. Mam prawo lubić i szanować Grabaża, tak jak i mam prawo nie lubić posła Tomczaka. I nikomu nic do tego!
Mam prawo mówić, że nie płakałem po Michaelu Jacksonie, tak jak wielu mówiło, że nie płacze po papieżu, i nikt nie może mieć o to do mnie pretensji. Mam prawo powiedzieć, że lubię czytać Newsweeka i Politykę, jak i mam prawo mówić, że lubię czytać Uważam Rze. I nikt nie ma mi prawa mówić, co jest lepsze, a co nie.
Mam prawo kultywować idee Ojczyzny i wynajdywać w nich dobre strony, tak jak i mam prawo wierzyć w sens Unii Europejskiej. Mam prawo bycia dumnym z polskiej flagi biało-czerwonej, jak i jednoczesne prawo do mówienia co (i kto) mi się w Polsce nie podoba. Mam prawo zgadzać się z poglądami Kuby Wojewódzkiego, jak i prawo nie zgadzać się z opiniami Stefana Niesiołowskiego. Mam prawo przeżywać smutek z tytułu katastrofy smoleńskiej, jak i nie zgadzać się z jej wszechobecnością w życiu publicznym.
Mam prawo do bycia wrażliwym na duchowość Indian Ameryki Północnej, co nie oznacza, że jestem bardziej „dziecinny” od „dojrzałych” zwolenników duchowości Wschodu.
Mam prawo nudzić się w operze i preferować kino. Mam prawo chodzić do knajp, w których mnie znają i zostawiać po sobie puste talerze.
To, że czytam Politykę, że oglądam programy Wojewódzkiego, że lubię Grabaża, że nie zgadzam się biskupami nie oznacza, że jestem lewakiem, tak jak czytając Uważam Rze, broniąc życia poczętego i obecności krzyża, nie oznacza, że jestem konserwatystą. To, że jestem za Polską i biało-czerwoną nie zbliża mnie do PiS, tak jak popierając wejście do UE nie oznacza, że jestem blisko PO.
Popatrzmy, jak łatwo dajemy się etykietować, jak łatwo ulegamy stereotypowym poglądom, jak łatwo przyczepiamy łatki innym. Nie trzeba myśleć konserwatywnie lub liberalnie – można myśleć po swojemu. Mamy prawo do swoich (bez żadnych kontekstów) poglądów, opinii i przekonań. Na nich zasadza się wielobarwność świata.
Inne tematy w dziale Polityka