Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
536
BLOG

Margines zaatakował mainstream i nie odpuści

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 2

Sukces formacji Janusza Palikota ma kilka wymiarów. Po pierwsze, jest ostrzeżeniem ze strony części wyborców dla dominujących na scenie politycznej partii – PO i PiS – którzy są zdegustowani ich wojną totalną paraliżującą rozwój naszego kraju. Po drugie, jest dowodem na zmęczenie części opinii publicznej bezideowością polskiej polityki. Po trzecie – i to może najważniejsza powyborcza nauczka – jest „żółtą kartką” dla odbieranej jako dominująca obecności Kościoła katolickiego w przestrzeni publicznej.

 
Okazało się nagle, że oczywista do niedawna formuła Polak-katolik nie jest już dla części rodaków tak oczywista; że posługując się ostrymi antyklerykalnymi hasłami można zrobić niezłą karierę polityczną, zdobyć posłuch i wygrać – obecność 40 posłów Ruchu Palikota to jednak sukces – wybory w katolickim podobno kraju.
 
To nie jest, jak chcieliby jedni, bunt bezideowych młodych ludzi, to nie jest, jak chcieliby inni, wyraz tępego antyklerykalizmu. To głos bardzo świadomych, młodych i starszych obywateli naszego kraju. Politycy PO i PiS wypowiadający pogardliwe opinie o „ludziach Palikota” wystawiają sobie opinie aroganckich ludzi, którzy nie wyciągnęli żadnej nauki z wyborczych rozstrzygnięć. Żadna krytyka nie pomoże, nie zaczaruje rzeczywistości – Ruch Palikota jest w Sejmie, jego poglądy i opinie nie wyparują, a ataki „katolickiej większości” tylko go wzmocnią.
 
Ruch Palikota, czy jakkolwiek inaczej za chwilę będzie nazywać się ta formacja, pokazuje nam, jak bardzo zmieniło się polskie myślenie o Polsce, Kościele i świecie. Kościół katolicki, niegdysiejsza ostoja antykomunizmu jest dzisiaj odbierana przez część Polaków jako formacja … represyjna. To wina w pewnej mierze hierarchów kościelnych, którzy przyzwyczajeni do pełnienia roli przewodniej, do posiadania jedynego depozytu prawdy nie zorientowali się w pewnym momencie, że zmienili się ludzie; Że nie ma już komunistycznych totalitaryzmów, a nazywanie takowym Unii Europejskiej jest kompletną pomyłką. Winę ponoszą też pewnie politycy ugrupowań chadeckich i katolickich, które na początku lat 90. taką postawę w hierarchii wzbudzili i potem hodowali.
 
Krzyż, który po latach komunistycznego terroru powrócił do szkolnych klas, sal szpitalnych i do publicznych urzędów, przestał być traktowany jako symbol wolnego państwa o chrześcijańskim rodowodzie, ale zaczął być traktowany jako oręż walce z niewiernymi. Symbol katolickiej dumy, symbol o pozytywnej wartości, raptem zaczął być używany w walce jako instrument agresji. „Wojna smoleńska”, absurdalna w treści i formie „obrona krzyża” na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, w której katolicy krzyżem walczyli z katolikami, dokonały przełomu.
 
Przeciwnicy Kościoła – bierni i aktywni – zorientowali się, że skoro krzyża jedna ze stron używa jako miecza, tak samo można używać go w formie prześmiewczej przeciwko katolikom – stąd te krzyże z puszkami po piwie Lech i inne obrazoburcze repliki.
 
Zaczęły się mnożyć absurdalne podejrzenia o niszczenie „katolickiego państwa narodu polskiego”, o europejskie spiski przeciwko Bogu i Kościołowi. Taki język zbudował Radio Maryja, ale jednocześnie dał zaczyn ruchowi Palikota. Życie nie znosi próżni również w sferze publicznej – była akcja, jest i reakcja.
 
Do głosu zaczęli dochodzić pieniacze z jednej i drugiej strony. Nagle miłosierdzie katolickie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie – liczyła się skuteczne dobranie przeciwnikowi do gardła. Z drugiej zaś strony postawy o nazwie „tolerancja” zaczęto odmawiać katolikom.
 
Polityczni katolicy, jako wyraz prawdziwej wiary i polskości, zaczęli uznawać obecność ocen z religii na świadectwach szkolnych, obecność biskupów na wszystkich uroczystościach państwowych. Dodatkowym paliwem dla ruchu Palikota była niejednoznaczna postawa biskupów i znaczących kapłanów wobec faktu ujawniania ich SB-eckiej przeszłości.
 
Biskupi, tracący posłuch w społeczeństwie, zaczęli w bardzo emocjonalnych wystąpieniach piętnować całe rzesze ludzi – choćby tych, którzy chcieli skorzystać z in vitro. Wielu z nich nie wytłumaczono na czym problem polega, a zaatakowano jako bezbożników. Znam małżeństwa katolickie, które widziały w in vitro jedyną szansę dla siebie, a potem zostały uznane za jawnych grzeszników.
 
Politycy uznający się za katolickich, czy w PiSie, czy w PO, ochoczo zaczęli wypowiadać się o konieczności ochrony życia od poczęcia. Nie wątpię, że wielu z nich robiło to szczerze, lecz wyciąganie takich problemów dopiero w trakcie kampanii wyborczej trąci obłudą i jest wykorzystywaniem autorytetu Kościoła dla swoich politycznych gierek. Kościół, który od takich polityków powinien trzymać się z daleka, dał się wielokrotnie w to wciągać. To również napędziło wyborców Palikotowi.
 
Czekają nas ciekawie czasy – Kościół będzie atakował Ruch Palikota za antyklerykalizm i będzie w nim widział zagrożenie dla polskości. Ci drudzy natomiast będą prowokowali postulatami zapewnienia praw dla mniejszości religijnych, seksualnych, hasłami odbierania przywilejów finansowych Kościołowi, albo liberalizowania aborcji.
 
Polska debata publiczna nabierze nowej jakości – strona kościelna będzie zmuszona porzucenia napuszonej retoryki na rzecz dokładnego tłumaczenia wielu swoich poglądów i postaw. Czy nie jest na to za późno – okaże się wkrótce.
 
Oto coś, co było traktowane do niedawna ze wzgardliwą wyższością, weszło do głównego nurtu politycznego. Margines polityczny zaatakował mainstream i się z niego nie wycofa. Ruch Palikota i jego polityczne pokrewieństwa będą istniały tak długo, jak długo w obecnej formule, istnieć będą PiS i PO ze swoimi wadami.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka