Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
119
BLOG

Dziedzictwo "Solidarności" nie straciło blasku

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 1

„Solidarność” to wielkie i wspaniałe dziedzictwo wolnej Polski. Warto tę oczywistą prawdę przypominać pod koniec sierpnia, kiedy obchodzimy kolejne rocznice Sierpnia’80. Cokolwiek byśmy złego o niej nie powiedzieli, cokolwiek by przeciwnicy jej nie zarzucili, „Solidarność” takim symbolem zostanie już na zawsze. 
 
 
Przełom 1980/1981 to pierwszy potężny wyłom w komunistycznej Europie. „Solidarność” ze swoim przesłaniem do narodów bloku sowieckiego, z całą jej działalnością, konsekwencją wolnościowych pragnień jej członków, doprowadziła do tego, że władza po raz pierwszy musiała uznać siłę swego przeciwnika. Nie udało się tego w 1956, 1968, 1970 i 1976, co udało się w 1980 i – jakkolwiek to prowokacyjnie zabrzmi – z chwilą wprowadzenia stanu wojennego. Każdy wcześniejszy zryw wolnościowy pokazywał wolę Polaków bycia wolnym, ale za każdym razem naród przegrywał. Władza uzbrojona po zęby pokazywała pięści i rozstrzeliwała wolnościowe aspiracje Polaków. Wprowadzając stan wojenny też pokazała swe zęby, też rozstrzeliwała, ale ostatecznie przegrała. Na krwi męczenników „Solidarności” wyrosła wolna Polska. A z nią wolna Europa.
 
 
Oczywiście, każdy wcześniejszy zryw był niezwykle ważny na tej polskiej drodze do wolności – i „Solidarność” oddała każdemu z nich należny hołd – bo bez z nich nie byłoby Sierpnia, Okrągłego Stołu i wolności, którą ostatecznie wygraliśmy dla siebie 44 lata po wojnie!
 
 
Długo się nie skończą – jeśli w ogóle – debaty o zmarnowanych szansach, jakich „Solidarność” nie wykorzystała: że mogła więcej zrobić w czasie „karnawału”, że mogła szybciej i odważniej sięgnąć po argumenty natury politycznej i żądać wolnych wyborów już w 1981r.; że podczas Okrągłego Stołu mogła bardziej stanowczo domagać się zerwania z komunistyczną rzeczywistością, a jeśli nie wtedy, to po rozwiązaniu PZPR mogła zerwać miękkie ustalenia okrągłostołowe wykorzystując zniknięcie jednego z ich sygnatariuszy… Każdy z nich ma swoją wagę, ale gdy spojrzymy na dziedzictwo „Solidarności” z punktu widzenia tego, co realnie w Polsce się wydarzyło, bez tego naszego „co by było gdyby”, łatwo dojdziemy do wniosku, że dzięki różnorodnemu politycznie i ideowo przywództwu Związku i wsparciu dziesięciu milionów członków, w bardzo krótkim czasie dokonał się ogromny przełom cywilizacyjny.
 
 
Polska z dnia na dzień, w bardzo niespokojnych czasach (m.in. rewolta w Rumunii, masakra w Chinach, próba puczu w Rosji, wyzwalanie się republik nadbałtyckich) budowała tak naprawdę swoją państwowość od nowa. Zmiana aparatu państwowego, budowa samorządów, naprawa gospodarki – to olbrzymie kroki na drodze ku normalności. Normalności, którą Zachód miał na co dzień, a którą i my dzisiaj uznajemy za sprawę oczywistą. Która jest możliwa dzięki „Solidarności” właśnie.
 
 
NSZZ „Solidarność”, ta swoistego rodzaju hybryda związku zawodowego i ruchu społecznego, to wielkie bogactwo wszelakich idei i prądów politycznych. Co prawda socjaliści i narodowcy, liberałowie i konserwatyści wychodzący z „Solidarności” i budujący swoje stronnictwa polityczne mieli możliwość odwoływania się do wzorców przedwojennych lub tych, które występowały na Zachodzie, lecz właśnie dzięki „Solidarności”, która pielęgnowała bogactwo wolnej myśli politycznej, było to możliwe w tak szerokim zakresie.
 
 
Oczywiście chwyta pokusa, by próbować oceniać współczesnych polityków, ich poglądy, działania ich stronnictw politycznych i wskazywać kto ile czego zmarnował z dziedzictwa „Solidarności”. Tylko czy warto to robić, skoro sami politycy nie chcą do tego dziedzictwa się odwoływać? Polską współczesną rządzi dzisiaj – uwaga! – obóz solidarnościowy. Jakby nie spojrzeć, z jakim niedowierzaniem i z jakimże gorącym zaprzeczeniem, Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość to formacje wyrastające z pnia „Solidarności”. Tylko że z tego nic nie wynika, skoro współczesna polityka przyzwyczaiła nas do tego, że nie ma – i nie będzie – zgody między jednym a drugimi. I wspólnota historyczna nic dziś dla nich nie znaczy.
 
 
„Solidarność” to nie tylko wielka polityka, ale też miliony nazwisk działających w miastach i miasteczkach, na wsiach i w fabrykach – każdy z nich, na miarę swoich możliwości, budował swoje wyobrażenie o wolności. Miliony przykładów samopomocy, jaką członkowie „Solidarności” nieśli sobie wzajemnie dawały poczucie wspólnoty. Tym razem robotnicy nie byli osamotnieni, jak i samotni nie byli studenci. Wszyscy razem pod hasłem „Solidarności” i solidarności stanęli koło siebie.
 
 
Wielką kontynuacją, wzmocnieniem dla Związku, były Komitety Obywatelskie „Solidarności”, które uczyły samorządności i budowania małych wspólnot – kontynuowały i rozbudowywały, wzbogacały ideę Samorządnej Rzeczpospolitej ogłoszonej na I Zjeździe „S”. One zdobywały skrawki wolności w gminach.
 
 
Zaprawdę, można by jeszcze długo przywoływać idee „Solidarności”, które zbudowały wolną Polskę. Dzisiaj, w czasach gdy tłamsi nas kakofonia wyzwisk rzucanych między PiS a PO, warto na chwilę przystanąć i przypomnieć sobie co się wydarzyło w 1980r. i jak dużo zawdzięczamy „Solidarności”. O tym, czym jest współczesny Związek świadomie nie piszę, bo jego działalność podlega współczesnym ocenom, które w tej chwili całkowicie by zniekształciły przekaz i są całkowicie (chwilowo) zbędne.
 
 
Dziedzictwo „Solidarności” nie straciło niczego ze swego blasku i wartości. Robotnicy i profesorowie, ludzie wszelkich zawodów i stanów w 1980r. wytyczali mozolnie trudną drogę dla wolnej Polski. Budowali ją w każdym miejscu Polski. I dobrze by było, by dzisiaj cała Polska oddała „Solidarności” hołd. Bez żadnych współczesnych, kłótliwych, odniesień…

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka