Jak Świnoujście to morze. Jak morze to plaża. Jak plaża to – czasami przynajmniej – wylegiwanie się na niej. W tym roku pogoda zbytnio tu nie rozpieszcza, ale skoro zdarzyło się siedzieć na niej pół dnia, to też jest okazja, by się rozejrzeć i poczynić kilka interesujących spostrzeżeń.
W czasach ciężkiej komuny tu zawsze czuło się powiew Zachodu. Co prawda, za drutami kolczastymi, z grabioną codziennie plażą pomiędzy słupkami granicznymi, z ciężkozbrojnymi strażnikami, było tylko NRD (a więc też komuna i to jeszcze w wykonaniu niemieckim) – ale fakt granicy z innym (w domyśle, lepszym) światem działał na wyobraźnię.
Tu chodzili Niemcy (co prawda NRD-owscy, ale zawsze), tu chadzali w swoich charakterystycznych czapach z szerokimi rondami sowieccy marynarze (wszak stacjonowały tu sowieckie wojska i to w ilości zatrważającej!). Było więc „międzynarodowo”.
Za granicą – przepraszam, za drutami – leżały gołe Niemcy. Znaczy się Niemki. I to stare – młodych bardzo niewiele. Ale za to amatorów pilnowania granicy z lornetkami po polskiej stronie było wielu …
Po plaży roznosiło się tradycyjne: Ogórki małosolneeeeeeeee! Lodyyyyyy! Panował luz, niestety brud i niestety ubóstwo. Gdy dziś przeglądam zdjęcia z tamtych czasów …
Jaka jest świnoujska plaża XXI wieku ?
Inna. Też międzynarodowa, ale w tym lepszym wydaniu. Też Niemcy, ale i Duńczycy, Norwegowie, inne nacje, których języka człowiek nie rozpoznaje. Wielość języków (mlaskań, cmokań, chrząknięć - istna Wieża Babel) pozwala poczuć się komfortowo. Między polskimi – już teraz dobrze ubranymi i wyglądającymi – dziećmi biegają dziewczynki i chłpocy, że tak powiem, obcojęzyczne.
Podobno do niedawna jakimś wielkim problemem były opalające się topless Polki – nawet wybuchła lokalna afera: karać, czy nie karać nagusów przez policję. Zdaje się jednak, że pogoda rozstrzygnęła spory: jest na to za chłodno.
Towarzystwo międzynarodowe, niby takie wyzwolone, ale bardzo porządne. Kiedyś Niemki straszyły plażowiczów przebierając się rozbierając się, dziś zachodnioeuropejskie towarzystwo – Duńczycy albo Holendrzy – przebierają się bardzo uważając, by nie odsłonić nic poza to, co konieczne.
W związku z tym, że od pewnego czasu należę do grona „kulawych” (chodzę w gipsie na nodze), uważniej przyglądam się podobnemu do mnie towarzystwu. Dzisiaj nikogo już chyba nie dziwi i nie szokuje widok wózka dla niepełnosprawnych stojącego na plaży. Ludzie nawet z widocznymi chorobami siedzą wśród innych, zażywając słonecznych kąpieli. Miły to widok, bo to oznacza, że normalniejemy. Kulawi i wózkowi mają dostęp do plaży przez specjalne zjazdy i to oznacza, że mogą uczestniczyć w wakacyjnym życiu na równi z innymi.
Lody, kukurydzę i mały sprzęt plażowy też można dziś kupić od "plażokrążców" - jest jednak gustowniej, kolorowiej, przyjemniej i lepiej jakościowo.
Ubiory Polaków to naprawdę miły obiekt obserwacji. Czyści, kolorowi, ubrani – nie wiem, jak to nazwać – stylowo. Modnie. Jeśli ekstrawagancja, to prawie że zaplanowana. Przewidywalna.
Nigdy bym nie przypuszczał, że mężczyźni mogą tak różnie wyglądać! Zawsze wyobrażałem sobie, że to kobiety potrafią na niezliczone sposoby konkurować strojami. Nic bardziej błędnego! Wystarczy posiedzieć chwilę na plaży, a wielość męskich ubiorów przyprawia naprawdę o zawrót głowy!
Jeśli chodzi o kobiety – żadnego zbędnego obnażania się. Polki, jeśli chcą zwrócić na siebie uwagę, nie wywalają – przepraszam za słowo – cycków na wierzch, a wabią kolorem, oryginalnością krojów.
Są też liczne wyjątki, ale o tym innym razem.
Inne tematy w dziale Kultura