Zakończył się dziś pierwszy odcinek nowej serii programu "Taniec z Gwiazdami". Wśród wielu uczestników był znany piosenkarz - niegdyś disco polo, dziś muzyki popowej - Stachursky.
Wystąpił mimo widocznej, już na początku, kontuzji nogi. Chyba to poświęcenie docenili widzowie,"wpuszczając' go smsami do kolejnej tury.
Jednak, gdy ważyły się losy dwóch ostatnich par - jak to w takich wypadkach się zdarza - wśród których jedna miała odpaść, mikrofon wziął właśnie Stachursky i oznajmił, że marzył o tym, by zatańczyć w programie i się nauczyć tańczyć. Jednak kontuzja nogi i choroba mu to uniemożliwiają. W związku z tym prosi, by powstrzymać wyrzucania z programu jednej z tych dwóch par, bo on rezygnuje.
Mówiąc szczerze, ani nie znam Stachurskiego, ani nawet jego twórczości, ale tu mi zaimponował. Rezygnuje z części nadarzającej mu się szansy na zwiększenie popularności, bo stwierdza, że nie da rady. Rzecz niby oczywista, ale powiedzcie mi, czy któremuś z polityków starczyłoby odwagi przyznać się do swojej słabości? i zrezygnować z szansy?
Inne tematy w dziale Kultura