W polskiej polityce dzieją się rzeczy niesamowite. PO i PiS toczą bratobójczą walkę. Politycy obu stron przechodzą z jednego stronnictwa do drugiego. Furorę robi słowo: transfer. PO odpala bombę, PiS dokonuje sprawnych kontrataków. Walka wyborcza trwa w najlepsze.
Niejako obok dzieją się – mogę to chyba tak nazwać – dramaty ludzi niegdyś ważących dla swoich środowisk politycznych. Każdy z nich, bądź decydował o kształcie znacznego obszaru polskiej polityki, bądź też miał olbrzymi wpływ na decyzje polityczne, dziś …
Myślę o Marku Jurku, byłym marszałku Sejmu i wiceszefie PiS; myślę o Janie Rokicie, niegdyś szefie klubu parlamentarnego PO i wiceszefie tej partii; myślę w końcu o Leszku Millerze, niegdysiejszym baronie łódzkiego SLD, premierze postkomunistycznego rządu i byłym potężnym szefie SLD.
Każdy z nich reprezentuje inną tradycję polityczną, z innych dróg wchodził w III RP, odwołuje się do innych wzorców kulturowych i cywilizacyjnych.
Cała trójka – w odmienny sposób – zadeklarowała rozstanie z dotychczasową formułą życia publicznego: Jurek odszedł z PiS i stworzył swoje stronnictwo polityczne. Rokita, pozostając w PO, odsunął się od bieżącej polityki, Miller zaś wystąpił z SLD nie deklarując – na razie przynajmniej – żadnej nowej jakości w polityce.
Trzy osobowości, trzy inne drogi, trzy odmienne filozofie życiowe - jednak podobne zachowanie: brak akceptacji dla drogi wybranej przez ich „rodzime” stronnictwa.
Co to oznacza? I Marek Jurek, i Jan Rokita, i Leszek Miller – jakkolwiek to dziwnie zabrzmi – to osoby ideowe, którzy nie zgodzili się z narastającą w ich partiach tendencją do „pragmatyzowania” rzeczywistości, odzierania jej ze sfery ideowej.
Oczywiście, oficjalnie deklarowali to sprawą przegranego głosowania w sprawach antyaborcyjnych (M.Jurek), sprawą ryzyka sojuszu PO-LiD (J.Rokita), czy kwestią podejmowania decyzji o SLD poza SLD (L.Miller). Sądzę jednak, że były to jedynie zapalniki, przysłowiowe przekroczenia czary goryczy. Wszystkie trzy przypadki dotyczą wybitnych osobowości, nietuzinkowych postaci, ludzi mających wielkie przekonanie o potrzebie kierowania się w polityce wskaźnikiem ideowym.
Proszę spojrzeć – każdy z nich wyróżnia się na tle politycznego tłumu tym, że potrafi decyzje partyjne tłumaczyć w kontekście spraw ideowych, cywilizacyjnych. Każdy z nich odwołuje się do głębszych idei kulturowych i cywilizacyjnych.
I każdego z nich mi żal.
Bo ich kłopoty oznaczają, że w polityce zaczyna zwyciężać pragmatyzm nad światem idei; że w polityce coraz bardziej zaczyna się liczyć odwoływanie do płytkich uzasadnień, a nie do odniesień cywilizacyjnych; że zwycięża postawa „łatwizny” i skrótów myślowych.
By nie było wątpliwości – Leszek Miller to osoba absolutnie mi obca politycznie i kulturowo, jednak jego odejście traktuję jako symbol. Marka Jurka mam przyjemność znać osobiście i wiem, że to dla niego dramat. Rokita tak wyraźnie przeżywał klęskę swojego spojrzenia na politykę, że nie trzeba go znać, by odczuwać jego niezwykły ból i rozczarowanie …
Pragmatyzm polityczny – oczywiście potrzebny – nie powinien nigdy być jedyną postawą w życiu publicznym, bo jego monopol promuje miernoty polityczne i bezmyślnych technokratów.
Aktywność takich ludzi, jak Jurek, Rokita i Miller przypomina o tym, że polityka nie jest li tylko płytkim widowiskiem telewizyjnym, lecz rzeczywiście misją czynienia dobra innym. W imię pięknej PiSowskiej maksymy: zasady zobowiązują…
Inne tematy w dziale Polityka